
narcysa
Użytkownicy-
Postów
30 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez narcysa
-
Nie wszystkie mamy pójdą do nieba
narcysa odpowiedział(a) na narcysa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dzięki za wszystkie komentarze. Pozdrawiam! Pierwszą strofę zostawiam. Dla mnie jest bardzo ważna. -
Nie wszystkie mamy pójdą do nieba
narcysa odpowiedział(a) na narcysa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
obdarłaś mnie z dzieciństwa wznosząc kolejne toasty w pakiecie otrzymałam kilka fobii czasem setki kilometrów to mniejsza odległość niż dwa metry ziemi i granitowy pomnik którego nikt nie postawi -
moje sukienki o tym szeleszczą obcasy stukają bezczelnie szepczą bezsenne miraże a ja ukrywam pod kopcem piasku między wersami pieśni kałuża odbija zdradziecko odwracam wzrok na przeciw lustra niebezpiecznie bezpośrednio mówi dno oka podnoszę rękawiczkę na baczność staję dziesięć kroków zamiatam okruchy zwierciadła
-
* * * [chciałabym zamieszać w obrazie]
narcysa odpowiedział(a) na narcysa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dzięki za poczytanie=] -
* * * [chciałabym zamieszać w obrazie]
narcysa odpowiedział(a) na narcysa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
chciałabym zamieszkać w obrazie rozsiąść się na zasłużonym tronie gdy już dzbanki na bruku potłuką patrzeć na widzów z dostojnym półuśmiechem chciałabym żeby pisano moje nazwisko na kopertach adresując listy i kartki chciałabym zamieszkać w obrazie kiedy łupiny dzbanków bruk przykryją jestem wszakże estetką pomnik zapaskudziłyby ptaki -
to mój pierwszy erotyk może następne będą lepsze=]
-
Raz się podoba raz nie=] Dzięki za poczytanie.
-
Dla mnie jedynie końcówka=] A co do uwag to pozbyłabym sie interuncji. Pozdrawiam!
-
uwiązany zaplątujesz się ciaśniej w sieć kruczych włosów truskawkowych pocałunków kończyny sklejone pożądaniem żar kipi gdy przez wersy pełne westchnień zmierzamy do puenty
-
Bardzo mi ta wersja przypadła do gustu!=] Dziękuje i pozdrawiam!
-
schwytam twój uśmiech uzależnię od smaku truskawkowej pomadki powieszę za pancerną szybą
-
przyodziane uśmiechy nic nie spłucze ich z twarzy nie zdejmuj maski ten jedyny raz ukłońmy się publiczności gra pozorów skończona owacja na stojąco
-
dziękuję;)
-
rozczesuję myśli nad poranną kawą uporałam się z kołtunami proces tworzenia idealnego świata hermetycznie zamknięci nie złapiemy nawet kataru pijąc z jałowych kubków w gumowych rękawiczkach
-
dziekuje za opinie;) a co do końcówki: kwestia gustu pozdrawiam;)
-
piszę cię od święta na cedrowej desce z czcią jak ikonograf piszę cię codziennie na białej kartce węglem brudząc dłonie piszę cię czasami na szklanej tafli maskując zadrapania utrwalam obraz jak impresjonista wschód słońca
-
kwestia gustu
-
dożylnie podana nuta szaleństwa rzeczywistość w miraż zmienia upijam się życiem do nieprzytomności jutro czeka mnie kac euforia zabutelkowana w piwnicy kurzem ocieka zamiast łez na policzkach sól zimą posypię nią drogi
-
wiją się niczym żmije w przestrzeń rzucone samotnie odlatują z ust szukać pary odnalazłam dziś niebieskooki pachnący zlizałam ze smakiem poproszę dokładkę
-
bardzo mi się podoba ten komentarz;) pozdrawiam!
-
pola purpurowych maków kosą do kieszeni zgarniam ziarna przesączone jadem pachnące agonią umieszczam w snach niemowląt pod powieką starców wyżeram z premedytacją resztki czystości zostawiając surową pogardę dla tego co ludzkie
-
zamazujesz płótno zwątpieniem docenionym przez garstkę ludzi którzy rozumieją zwątpienie chrztem duszy zaspokojenie To moja odpowieź na komentarz: 'Są chwile kiedy wątpię w sens tego co robię, zastanawiam się po co zamazuję kawałki płótna, płyty pilśniowej czy sklejki. Dla takich ludzi jak ty, którzy to znoszą i czerpią z tego satysfakcję.'
-
w krucze pióra wgryzam się wzrokiem zgrzytają rzęsy nieśmiało wargami badam powierzchnię -doskonała opuszkami palców wsłuchuję się w tętniącą nieobecność życia
-
jestem tylko refleksem nietrwałym w kalejdoskopie świata ogniwem tworzącym barwny obraz chwili pospolicie niepowtarzalny którego brak nie umniejszy piękna lecz wprowadzi rutynę
-
spaceruję w butach pyszniących się skromnością od znanego projektanta obcasy koron drzew sięgają z góry patrzę potykam się nie widząc o co leżę na własnej dumie przykryta rąbkiem obłudy wtopiona w chodnik unikając spojrzeń 'z góry' przyjaznych