doświadczam smaku
od nadmiaru skorup, pękniętych jajek tam, gdzie jedynie
słychać skomlenia dzieci - jeszcze nienarodzonych,
chowasz głowę w piasek, bezgłośnie jęczysz jak pies,
który dostał gumową zabawką. wymięta pościel,
świeże mleko jak drobna wizja familii, perfekcyjna
i obłudna do bólu jak nic zawarte tylko w słowach. trwam jak stereotyp
człowieka, nieprzerwanie takiego samego: włosy płoną,
dłonie szronią się same, a wszystkie błędne deptaki,
doprowadzają na początek. nie chcę być matką i
mówić podwójnie. nie chce być dzieckiem i milczeć.