nie przewiduje się tu rewolucji
z biegiem czasu sama przyjdzie
nadzieją przyszłość omijamy
bo może ziemią lekką będzie
piachem w oczy
nożem w plecy
trzaśnie chaos tylnymi drzwiami
wedrze się gdzieś pomiędzy
w buciorach splamionych pogardą
w płaszczu ociekającym ułudą
nie chcę czekać na śmierć
ona i tak w trzewia załomoce
nocą senną porą czystą
a ja przecież spać nie będę
ogłuszona bombami
przewidywania tętnem
wejdę w to podejmę się i zginę
jak wszyscy co wierzyli w miłość