Cieniem w chodniku odbita
Snuła się
Postać młodego człowieka
Który głośno krzyczał
Że nie ma nieba
Z uniesionymi rękoma
Uparcie twierdził
Ja! Zatwardziały ateista
Nie zauważył nawet
Że słońce mruga do niego
Już tylko półotwartym okiem
Cień zaczął się rozmywać
Szukając schronienia
Dostrzegł postać przy śmietniku
I choć miała skrzydło złamane
I poranione ciało
Poznał że to anioł
Pochylił się nad nim niedowierzając
A on szepną mu do ucha
Zagubiony człowieku
Gdyby nie było nieba
Powiedz
Jaki byłby sens
Całego tego świata cierpienia
Znikł
Oślepiony mrokiem
Zwątpienia