W tym życia potoku, wśród jasnych obłoków,
Wzbijam się i spadam.
Raz w świetle, raz w mroku, na srebrzystym stoku,
Skrzydła swe rozkładam.
Choć w jednej godzinie świt życia przeminie,
Lot swój odbyć muszę.
Po krętej dolinie, wśród łanów przewinień,
Włóczę swoją dusze.
Czy odnaleźć zdołam, swojego anioła,
Którego wciąż szukam.
Z oddali mnie woła, ja patrząc dokoła
Do bram niebios pukam.
Znów spadam na ziemię w żywota płomienie,
By drogi dokonać.
Oczyścić sumienie i wszelkie cierpienie
Móc wreszcie pokonać.
Gdy odnajdę spokój, na jasnym obłoku
Mój anioł przybędzie.
Nie będzie już mroku w tym moim potoku,
Na zawsze tak będzie.