Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

sweet dream

Użytkownicy
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez sweet dream

  1. Nie martw się, jeśli w życiu zobaczysz ciemny tunel. To tylko atrament wylany na kartkę z twoim życiorysem – przecież możesz zamalować go biała kredką. Między starymi książkami w babcinej biblioteczce jest album. W ciemnym pokoju, gdzie zawsze jest ponuro, cicho i szaro, i tylko babcia potrafi tam wznieść radość. Babcia lubi wspominać stare dzieje, a Ania lubi ich słuchać, są one przeznaczone na długie, zimowe wieczory. Dziewczyna wchodzi do pachnącego rumiankiem i herbatą pokoju. Pod oknem stoi wiklinowy fotel, w którym kołysze się babcia. Wzdłuż ściany znajduje się stare, wygodne łóżko, a obok jest biblioteczka babci. Ania spogląda na nią i czegoś jej tam brakuje. Tak, to stary album babci – nie ma go tam, leży na stole. Ania przysiada obok staruszki i mocno się przytula. Później siada na łóżku, pociąga łyk herbaty i czeka, aż babcia zacznie opowiadać historie związane z wybranym zdjęciem. Tym razem wypadło na piękną, starą, ślubną fotografię babci. Ania bardzo się cieszy, ponieważ to jej ulubiona historia i, chociaż zna ją na pamięć, zawsze słuchała z zaciekawieniem. Babcia zaczyna, nie wolno jej przeszkadzać. Rok 1942 – trwała wtedy wojna. Ja miałam osiemnaście lat. Mój ojciec, a twój pradziadek Leopold działał w tajnym stowarzyszeniu. Nie wiem jak, ale Niemcy dowiedzieli się o tym i musieli się z tym rozprawić. Pamiętam ten dzień, to była środa 21 czerwca. Przyszli do nas o 4.20 nad ranem. Zapukali mocno w okna i drzwi. Tata im otworzył. Zapytali tatę o imię i nazwisko, adres zamieszkania i wiek. Weszli do domu. Strzelając w górę, obudzili całą rodzinę. Dzieci zaczęły krzyczeć i chować się. Ja stałam cicho przerażona i wpatrzona w oficerów, było ich dwóch. Rozmawiali z tatą po niemiecku, więc ja nic nie rozumiałam. I nagle jeden z Niemców wyprowadził mamę i tatę przed dom. Drugi został ze mną w domu i.... . Tu babcia przerywa, pije herbatę, zamyśla się i leciutko się uśmiecha, chociaż jej oczy są smutne. Ania siedzi spokojnie i nic nie mówi, wie, że nie wolno pytać ani przerywać, za chwilę babcia będzie opowiadała dalej. ....i kazał zrobić sobie i mnie herbaty, powiedział to czysto po polsku. Ja ze zdziwieniem i trzęsąc się ze strachu wykonałam jego polecenie, podałam mu herbatę. Następnie wzięłam swoją szklankę i usiadłam naprzeciw niego. Babcia znowu sięga po herbatę i mówi cicho: Jest tak dobra jak wtedy. Nie wiedziałam, co się dzieje przed domem i bardzo się bałam o rodziców, ale wiedziałam, że nie mogę wyjść, bo ten oficer mnie pilnuje. On tymczasem ściągnął czapkę. Wpatrywałam się w niego i zauważyłam, że jest przystojny. Miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy, wysokie czoło i to jego spojrzenie, takie ufne i niewinne, chociaż oczy miał nijakiego koloru, po prostu szare. Jego twarz była blada i widać było na niej przemęczenie. Długo się nie odzywał, przyglądał mi się. Ania wie, że babcia była bardzo ładna w młodości, wskazywała na to fotografia. I wtedy zaczął opowiadać, jak to niemieccy oficerowie szukali wśród Polaków mężczyzn, którzy dobrze mówią po niemiecku. Wzięli go więc do Niemiec i tam powiedzieli co, ma robić. On nie chciał chodzić po domach, straszyć ludzi i zabijać swoich rodaków, został do tego zmuszony pod karą śmierci. Wyznał, że zabił tylko jednego człowieka. Później zaczął chodzić po domach z kolegą, który znajdował się w tej samej sytuacji i w ten sposób obaj nie zabijali. W czasie jego opowieści mój strach minął. Do dziś nie wiem, dlaczego właśnie mnie się zwierzył i zaufał. Mówił, że zachwyciłam go swoją urodą i zachowaniem, ale wiem, że to nie był prawdziwy powód. Babcia mówi: Pij, bo wystygnie i sama bierze do ręki herbatę. Czas szybko mijał, już nawet nie pamiętam, o czym i ile rozmawialiśmy. Ten drugi zawołał Antoniego i ten szybko wyszedł, zostawiając małą karteczkę, na której widniał jego adres. Ania widziała tę karteczkę. Babcia cały czas ma ją przy sobie. Rodzice wrócili do domu. Tata szybko zapytał, co tu robiliśmy. Gdy mu powiedziałam, że rozmawialiśmy, opowiedziałam rodzicom historię Antoniego. Mamę to bardzo poruszyło, ale tata nie uwierzył. Tamtej nocy nie mogłam spać. Przez cały czas rozmyślałam co dalej. Doszłam do wniosku, że się zakochałam i muszę iść za głosem serca. Wzięłam z domu moje pieniądze i kilka niezbędnych ubrań. Po kilku godzinach dotarłam pod wskazany adres. Bardzo się ucieszyłam na jego widok. Zamieszkaliśmy razem, byłam bardzo szczęśliwa, chociaż cały czas dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu rodziców. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myślą. No, i po roku się dowiedziałam. Tu babcia przerywa. Znika radość z jej twarzy i pojawia się smutek, może jakiś żal. Ani udziela się przykry nastrój babci, siedzi cicho z niewyraźną miną. Pojechaliśmy zaprosić ich na ślub. Ojciec powiedział, że nie jestem już jego córką. Matka popatrzyła na mnie smutno. Wiedziałam, że ona jedna mnie rozumie, ale nie odzywała się. Antoni próbował to jakoś tłumaczyć, ale na nic. Wyszłam z domu z płaczem. Mimo to wzięliśmy ślub. Babcia z czułością głaszcze fotografię. Zaszłam w ciążę, bardzo się cieszyliśmy. Antoni się mną opiekował i myśleliśmy, że teraz musi być tylko lepiej… Nie mieliśmy racji. Życie i śmierć przyszły jednego dnia. W ten dzień, w którym przyszła na świat twoja mama, Niemcy dowiedzieli się o zdradzie Antoniego i brutalnie go zabili. Nie obchodziło ich, że w szpitalu leży jego żona i że właśnie urodziła się mu córeczka. Byli bezwzględni i okrutni. Babcia milknie. Po chwili mówi z żalem. Nawet nie byłam na pogrzebie. Bardzo to przeżywałam, gdyby nie twoja mama z pewnością odebrałabym sobie życie. Bo co ono jest warte bez ukochanego człowieka. Po roku czasu wyszłam ponownie za mąż, ale nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak z twoim dziadkiem. Sylwester bardzo mnie kochał, wykazał się dużym zrozumieniem i czułością. Jednak nigdy nie przestałam kochać Antoniego. I dodaje cicho: Nawet teraz go kocham. Babcia uśmiecha się, zamyka album, dopija herbatę, wstaje, odkłada album na miejsce i głaszcze Anię po głowię.
  2. Siedziała w milczeniu z przymkniętymi oczami, wyglądała jakby spała. Marek z zachwytem przyglądał się jej niewinnej twarzy i delikatnym powiekom. Usłyszała jego oddech i otworzyła oczy a po jej policzkach popłynęły łzy. Smutne oczy obojętnie patrzyły na chłopaka, przez jej głowę przelatywało milion myśli, ale nie mogła znaleźć tej właściwej. Nie wiedziała co powiedzieć, po chwili swoim anielskim głosem wyszeptała: - Przytul mnie! Jednak Marek ani drgnął, stał w bezruchu i dalej przyglądał się Monice. Jego wzrok stał się surowy i gniewny. Dziewczynie pod jego wpływem zadrżało serce. Zdawała sobie sprawę, że zraniła czyjeś uczucia, zadała cios ten, który najbardziej boli. - To wszystko twoja wina! – prawie wykrzyczał Marek Jego głos był poważny ale słychać było w nim drżenie i niepewność. Zmarszczył czoło, a jego oczy stały się bez wyrazu. Monika nie mogła z nich nic wyczytać. Przewidywała najgorsze, ale w głębi duszy ukryte było ziarenko nadziei. Nadziei, która pozwalała jej przetrwać w bezsenne, pełne bólu noce i samotne zimowe wieczory. Odkąd rozstała się z Markiem nie mogła normalnie żyć. Był dla niej jak tlen, jak woda dla usychającego kwiatka, jak skrzydła dla anioła. Dla Marka Monika była najważniejsza, tam gdzie ona była świeciło słońce. Nazywał ją swoim aniołem, swoim światełkiem. Wydawali się nierozłączni. W kominku słabo tlił się ogień, wygasał tak jak nadzieja. Nie musieli nic mówić wszystko wydawało się jasne na tle ciemnego pokoju. W takiej sytuacji liczyły się bezwzględne fakty a na drugi plan zeszły uczucia, obietnice i pragnienia. Monika zdradziła. Pod wpływem chwili, alkoholu, przypływu negatywnych emocji przekreśliła swoje jego życie. Nigdy nie była rozsądna. Marek często przyrównywał ją do anioła. Była roztrzepana jak skrzydła a zarazem piękna i niewinna jak aniołek. Ale za to właśnie ją kochał. Monika często wpadała w kłopoty a Marek niewidzialną ręką pomagał się jej wydostać i znowu razem byli w niebie. Gdy odnieśli jakiś sukces czuli się dumni. Oboje delikatni i wrażliwi. Złączył ich los, dobrze znali życie. Wiedzieli co znaczą noce pełne strachu, a później te samotne. Oboje wychowali się w domu dziecka. Piaskownica, ławka szkolna, wspólny pokój to wszystko ich łączyło. Wraz z otrzymaniem świadectwa maturalnego ich drogi się rozeszły. Oboje chcieli uciec od wspomnień, od siebie, zacząć wszystko od początku. Spotkali się po dwóch latach. Dorośli, z planami na przyszłość, ale bez siebie, bez drugiej połówki. Szli w przeciwne strony, ale w końcu ich drogi się złączyły i dalej podążali razem. Nie wiedzieli gdzie zajdą, nie chcieli wiedzieć, było im dobrze. Wydawało się, że nic nie może przerwać więzów, grubych, niewidzialnych sznurów, które ich łączyły. Mieli po jednym skrzydle, a żeby coś osiągnąć potrzebne są dwa. Dla Marka nie liczyły się przeprosiny, to że Monika żałowała, zapewniała o swojej miłości, bo on czuł się jakby ktoś odciął mu to skrzydło. Monika była w ciąży, ale Marek nie był ojcem. Nie chciała dziecka, nie teraz, nie z innym mężczyzną. Bała się, że nie zdoła być matką i jej dziecko spotka taki los jak ją. Tym razem chciała sama rozwiązać ten problem. Bez drugiej połówki z góry była skazana na porażkę. W prymitywnym gabinecie dokonała zabiegu aborcji. Za pieniądze przeznaczone na wspólne wakacje kupiła śmierć dla niewinnego dziecka. . Teraz było już po wszystkim. Marek powiedział jej gorzkie słowa prawdy. Z oczu Moniki popłynęły gęste łzy. Jej usta drżały, cała drżała . Przez płacz i zaciśnięte zęby wypowiedziała kilka niezrozumiałych słów. W głębi duszy Markowi zrobiło się jej żal, chciał usiąść przy niej i ją pocieszyć ale to tkwiło za głęboko. Wyjechał na zawsze i nawet się nie pożegnał. Płacz Moniki towarzyszył mu przez całą podróż. Podążał za nim jak niewidzialna siła, która chciała aby zawrócił. Monika zamknęła się w sobie. Myślała o samobójstwie ale była na to zbyt słaba i zbyt silna jednocześnie. Przy życiu utrzymywało ją ziarenko nadziei, które mimo wszystko zostało gdzieś głęboko w środku. Mijał dzień za dniem i nic się nie zmieniło. Mroźna zima szybko przemieniła się w ciepłą wiosnę, a ta równie szybko minęła pozostawiając upalne lato. Monika chciała gdzieś wyjechać, zapomnieć, ale zamiast tego trafiła do szpitala. Już jakiś czas czuła się gorzej. Była słaba i zrezygnowana, ale myślała, że to skutki trybu życia jaki prowadzi. Dowiedziała się, że umiera, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Było jej to obojętne. Nie wierzyła w Boga, ale czuła, że Ktoś nią kieruje. Jej życie układało się wbrew jej woli. I teraz wiedział, że o jej życiu znowu zadecyduje ten Ktoś. Wszystko odmieniło się gdy Monika dowiedziała się, że jej choroba jest skutkiem źle przeprowadzonej aborcji. Znienawidziła siebie jeszcze bardziej i to ziarenko nadziei nagle znikło z jej serca. Do Marka doszła informacja o ciężkim stanie Moniki. On, w przeciwieństwie do niej, próbował ułożyć sobie życie ale nie udało mu się. Ciągle nie mógł zapomnieć. Z każdym dniem tęsknił coraz bardziej, ciągle kochał. Kochał całym sobą. Chciał wrócić, ale jego wrodzona duma i upór powstrzymywały go. Nie radził sobie sam, brakowało mu tej drugiej połowy, która go uzupełniała. Za późno zrozumiał, że już dawno wybaczył Monice, a żal czuł nie do niej a do siebie. Wrócił. Poszedł do Moniki, oboje spojrzeli sobie głęboko w oczy i jak zwykle nie musieli nic mówić. Rozmawiali spojrzeniem. Długo wpatrywali się w swoje dusze, aż jedno z nich przerwało ”rozmowę”, zamknęło oczy. Na zawsze. Marek nie był w stanie nic powiedzieć, nawet nie płakał. Czuł jakby umarła w nim jakaś cząstka. Byli całością, która nagle rozpadła się. Dla Marka życie straciło sens. On zawsze silny, gotowy do walki poddał się. Wybrał najprostszą drogę, na dno. Chciał skoczyć i skoczył. Długo spadał, powstrzymywany jakąś siłą, ale udało mu się. Zabrakło drugiego skrzydła, które pomogło by mu wzbić się w górę. Tak jak zraniony ptak (anioł) spadł i już nie powstał. - Aniołów już nie ma!!! – krzyczał spadając
  3. ŻÓŁTA KOPERTA Co w życiu jest ważne? Dla każdego świat ma inną wartość, różne znaczenie. Robimy wszystko, aby czuć się bezpieczne i pewnie. Chcemy, żeby wszyscy byli nam posłuszni, aby cały świat podporządkował się nam. A co robimy w sytuacji, kiedy tak nie jest? W naszym umyśle tkwią różne myśli i pragnienia, które chcemy zrealizować niezależnie od wieku i wykształcenia. Tak było w przypadku Dominiki. Dominika w wieku 4 lat przeżyła wypadek. Po tym zdarzeniu został jej stały uraz głowy. Jej rozwój zatrzymał się. Była dużą dziewczyną z umysłem 6-letniego dziecka. Gdy miała 17 lat jej rodzice postanowili się rozwieść. Dla Dominiki był to ciężki cios. Po losowych przeżyciach to miał być kolejny uraz w życiu dziewczyny. Wypadek zjednoczył rodziców, którzy już wtedy popadali w ciągłe konflikty. Jednak, z upływem lat rodzice coraz bardziej zapatrzeni w siebie, przestali martwic się tym co czuje ich córka. Nie widzieli jak jej niewinne oczy pytają „dlaczego”?. Zauważyli coś wówczas, gdy podczas obiadu Dominika rzuciła w ojca talerzem. To właśnie jego postrzegała jako tego gorszego. Jej dziecięcy instynkt podpowiadał jej, że to właśnie ojciec, wysoki brunet o niebieskich oczach, ojciec, który zawsze krzyczy gdy lalka stłucze szklankę, jakby nie rozumiał, że ona chce być samodzielna tylko jest zbyt mała by sama sobie poradzić, ojciec, który zawsze odpychał matkę, która chciała ją przytulić, wreszcie ten, który znudził się rodziną i postanowił poszukać nowej, była pewna, że to właśnie on jest winny. Nieraz bawiła się w sąd, skazywała wtedy ojca na śmierć, zabijała go i wrzucała do piekła. Był dla niej szatanem, diabłem, złem, o którym tyle mówił ksiądz na katechezie. W wyobraźni Dominiki ojciec zabijał matkę, przez wiele lat dręczył ją, dokonywał zbrodni. Matka po śmierci szła o nieba. Wtedy jej twarz rozpromieniała się, biła od niej radość i ciepło, otaczał ją niezwykle wyraźny, żółty promień i to właśnie ten kolor utkwił w pamięci dziewczyny na zawsze. Ale tak działo się tylko w wyobraźni Dominiki. Tak naprawdę nie chciała stracić taty, bo kto przynosił by jej ciasteczka i cukierki co wieczór a w weekend zabierał na spacery i do kina. A ojciec nie mógł poradzić sobie z tak trudną sytuacją. Jego słaba psychika była w gorszym stanie niż u córki. Nie umiał kochać Dominiki. Wraz z wypadkiem skończyła się wizja idealnej przyszłości. Pragnął aby Dominika tak jak on została sportowcem. Chciał ją zapisać na treningi, a tymczasem jego wymarzony, nieskazitelny świat runął, a on czuł jakby poległ razem z nim. Atmosfera w domu była nie do zniesienia. Rodzice ciągle kłócili się i coraz częściej tego powodem była Dominika. Jej przypomniało to starcie z filmów, które tak lubiły oglądać razem z mamusią w niedzielne popołudnie. Rodzice nie szczędzili także jej samej, wplątywana w sprzeczki rodziców wpadała w histerie. To właśnie podczas jednej z takich awantur wydarzyła się tragedia. Dominika zaczęła krzyczeć i kopać, z przerażeniem w oczach rzucał w ojca wszystkim co miała w zasięgu ręki. Rzucając nożem trafiła ojca w brzuch. Cieszyła się, gdy ten upadł na ziemię. Chciała go wrzucić do piekła, jednak tym razem to była rzeczywistość. Ojciec po kilku dniach walki ze śmiercią, przegrał. Matka po tym drastycznym wydarzeniu nie mogła dojść do siebie. Popadła w jakąś ciężką chorobę, a później w depresję i po kilku miesiącach również pożegnała się z życiem, które jak uważała nie było dla niej sprawiedliwe. Dominika wiedziała, że mamusia dostała żółte skrzydła i pofrunęła do nieba. Jednak nie zdawała obie sprawy, że stało się to z jej przyczyny, a nie ojca, którego o to posądzała. Dominika została sama. Nie można było jej ukarać za ten czyn, gdyż była nieświadoma swojego postępowania. Jednak latami ciągnęły się sprawy dotyczące tego zabójstwa. W prasie wciąż nagłaśniano to wydarzenie. Twarz Dominiki pojawiała się w każdej gazecie. Cieszyła się z tego, gdyż wiedziała, że w pismach, które kupował mama są osoby sławne, nieosiągalne, a ona brała ich za autorytet. Chciała być jak oni, myślała, że stała się wzorem do naśladowania. Chciała mieć wszystkie te czasopisma, ponieważ lubiła na siebie patrzeć. Dominika trafiła do Domu Opieki Społecznej. Mijały lata a ona jako dwudziesto paroletnia dziewczyna uczyła się pierwszych samodzielnych zajęć. Nie lubiła, gdy jej kazano posprzątać, przecież zawsze robiła to mama. Właśnie tej osoby zaczęło Dominice brakować. Często patrzyła w niebo i wydawało się jej, że widzi matkę, uśmiechniętą i rozpromienioną na żółtym tle. Próbowała się do niej lekko uśmiechać, lecz wtedy matka znikała. Dominika zamykał się w sobie i godzinami mogła patrzeć się na jeden przedmiot. Pragnęła, aby ktoś dowiedział się o jej uczuciach, zgłębiała je w sobie, czasem opowiadała lalkom, ale zawsze wtedy bacznie obserwowała czy nikt nie idzie. Gdy nauczyła się trochę pisać, wychowawczyni poradziła jej, aby napisał list do swej matki. „Kochana Mamusiu”… - tak Dominika zaczęła swój pierwszy list. Nie wiedziała co napisać. W jej głowie było pełno pytań, wątpliwości. Chciała się poradzić matki w wielu sprawach, dla niej bardzo ważnych. „Mamo a jak mam nazwać misia, którego dostałam na 24 urodziny? On jest taki duży, przypomina mi takie zwierzątko z telewizora. Bo ja mamusiu mam w swoim pokoju telewizor, taki ładny, a na nim siedzi lalka, którą mi kupiłaś”. Takie właśnie sprawy dręczyły Dominikę. Nie wiedział co jest ważne, co dobre a co złe. „Mamusiu ja w każdy dzień po trzy razy myje ząbki, bo pani mi powiedziała, że jak się nie myje ząbków to się jest złym. A ja słyszałam, że jak się jest złym to się idzie do więzienia, a ja widziałam takiego pana z wiezienia i on był bardzo brzydki, a ja nie chcę być taka”. Dominika opisała mamie wszystko co robi. Cały świat widziany jej oczami został zawarty w tym liście. Na żółtej kopercie napisała: „MAMUSIA ANIOŁ/NIEBO U GÓRY”. Wrzuciła kopertę do skrzynki, która znajdowała się przed domem. Codziennie wyczekiwała pana, który przyniesie odpowiedź od mamy. Z nadzieją na jutrzejszy dzień kładła się spać. Każdego wieczoru mówiła do mamy: Mamusiu zrzuć mi z nieba list, niech on będzie w takiej żółtej kopercie, puść go razem z deszczem. Mam proszę, bo ja już się nie mogę doczekać, mamusiu jak chcę być tam z tobą, napisz mi jak tam jest. Mijały miesiące, później lata. Dominika nie doczekała się listu. Bardzo tęskniła za matka, ciągle o niej myślała. Pochłaniało ją to na całe dnie. Zabawki już zakurzone leżały w kącie. Dominika nieraz czuła się właśnie jak one, porzucone, niechciane, nikomu niepotrzebne, brzydkie i bez własnego zdania, bez możliwości podejmowania decyzji niby wolna ale jakby uwięziona we własnej świadomości. Czuła się jak stare opakowanie mające we wnętrzu nowoczesną technikę, taka marionetka z teatru tylko, że zdalnie sterowana. Nie pasowała do tego świata, a może to świat nie pasował do niej, nie dawał jej pełnych możliwości. Coraz bardziej zamknięta w sobie przestał odróżniać przedmioty, rozpoznawać osoby, nie wiedziała jakich słów kiedy używać. Po paru miesiącach całkowicie przestała nawiązywać kontakt ze światem. W sercu pozostała jej tylko żółta koperta, spadająca z deszczem. Żyła ale już bez nadziei. Stała się jak roślinka, żółta. Nie potrzebowała wody ani słoneczka, sama nim była. Była wszystkim i niczym.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...