
Anna Szyndrowska
Użytkownicy-
Postów
2 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Anna Szyndrowska
-
Cykl z lat młodości
Anna Szyndrowska odpowiedział(a) na Anna Szyndrowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wrocław, 1975 r. * * * Chciałam być z nimi... To było w sobotę chyba szóstego grudnia roku mojej młodości Miałam 18 lat i piłam wino. Tobie też szumiało w głowie. Niczego nie było mi brak. Śpiewałam i kochałam Ciebie. Krzyczały mi ręce i grały włosy. Wtedy, choć mocno kochałam chciałam być z nimi. * * * Drewniana chata Drewniana chata góralska, Ona stała u szczytu góry, Ta góra to wspomnienie bezpowrotnych dni. Zwykła chata, a tyle szczęścia, I ten wiatr halny, którego nie było. Pamiętam te łzy i ten uśmiech, kiedy wyciągałeś do mnie rękę. Później pociąg, który pędził do zapomnienia. Pociąg, który dążył do końca. To on kazał Ci zapomnieć o górach, o wietrze i o mnie. Jesteśmy już daleko... Nie widzimy szczytów górskich w obłokach nieba. Nie mamy słońca w oczach i wiatru we włosach, a ja wciąż myślę o minionych chwilach. 25 października 1975 r. * * * Ewa Schody lub drewniana drabina. Po nich lub po niej wszedłeś do pokoju Ewy. Panowała tam atmosfera z książek Cortazara. Słuchałeś jazzu, piłeś matte – wtedy umierał syneczek Rocamadur. Ewa stała się Magde, a Ty Olivierem. Nagle rozbrzmiały zimne serca. Pogasły elektryczne światła. Pokochałeś jej włosy srebrzyste od blasku księżyca i wtedy od tego wieczoru zapomniałeś moje imię i adres. * * * Będziesz ojcem chrzestnym nienarodzonego jeszcze dziecka. Ty, który goniłeś ze mną czarne robaczki w brudnej pościeli hotelu dla schizofreników. A mogłeś być moim mężem w czarnym, zimnym budynku na ulicy Nieznanej. Ciężkie kroki przechodniów za kratami więzienia, kilkadziesiąt kilometrów za Wrocławiem. Odwiedziny przez piętnaście minut. Uciekałeś idioto! Nie mogłeś złapać żadnego promyka. Roztrzaskały się samochody pędzące za uciekającym wariatem. Mogłeś zostać ze mną i uchronić od śmierci naszego przyjaciela. 1976 r. * * * Tak dużo chciałam Tak dużo chciałam Ci powiedzieć, ale Ty jesteś inny. Tak dużo chciałam Ci dać, ale mrok, który dzieli Twoje serce utrudnia moje ruchy. Nawet wtedy, gdy całujesz moje włosy boję się że odejdziesz nie mówiąc dlaczego. * * * Gdybym była kochana przez Ciebie nie musiałabym płakać po nocach. Zaciskać pięści, gryźć wargi. Mogłabym spokojnie czekać na to co jeszcze się zdarzy. Wtedy poszłabym daleko, nie oglądając się za siebie. A teraz... Chwytam każdą chwilę na krótki oddech Twojego ciała, na lekkie jego drganie. Chciałabym być z Tobą, ale nie chcesz poświęcić tych gwiazd dla odchodzącego w mroku nocy szczęścia. * * * Wtedy padał deszcz – była sama. Nikt nie chciał podać mi rąk, których tak bardzo pragnęłam. Cisza rozrywała moje osamotnione serce, może nawet płakałam. Wtedy zadzwonił telefon... Tak to był Twój głos, ale cóż kable nie połączą spragnionych ust. * * * Trudno tak bez słów powiedzieć to co się czuje. Trudno żyć w milczeniu, kiedy serce prosi o szepty, a słyszy jedynie śpiew kwiatów kładących się do snu. Proszę, żebyś czasami zrobił mi malutki prezent usiany Twoim słowem, żebyś naprawdę... . 1978 r. * * * Już wiesz wszystko i tylko zimny wiatr potrafiłby obudzić mnie ze snu. Wiesz wszystko, ale za oknami widzę już tylko jesienną pluchę. Smutno, mimo że nie ma żalu i krzywdy. Płaczą drzewa wśród listopadowej ulewy, i nie umiem Cię szukać, gdy mgła okrywa moje oczy. A tak chciałabym znaleźć Twoje kroki, Twoje słowa na małej leśnej drodze. * * * Zimne słońce Tak dziwny jest ten dzień. Wieje wiatr, szumią drzewa. Co mam Ci powiedzieć, albo co mam Ci odpowiedzieć na Twój wzrok, który męczy mnie od rana? Dlaczego nie chcesz lub może nie potrafisz sprecyzować swoich gestów? Dziwny dzień, tym bardziej, że świeci zimne słońce nie dla mnie ani dla Ciebie. 1979 r. * * * Uwierz Uwierz mi choć raz na jakiś czas, że kocham wcale nie na niby, że gwiazdy i księżyc widzą moje łzy, kiedy brak mi Twoich rąk, że słońce dziwi się, kiedy szukam rano kogoś kogo nie ma, że domy patrzą, kiedy idę na randkę z urojonym widmem moich snów. Tak raz uwierz mi choć raz na jakiś czas, że jest jeszcze trochę miłości, że może te dwa słowa tak naprawdę dużo znaczą. * * * Mija, potem wraca jak męczący dziwny sen. Uciekam, a potem wracam do miejsc, gdzie zgubiłam Twój ślad. Plączą się nogi w jesiennych liściach. Trudno dojść do upragnionego celu, a Ty jeszcze utrudniasz tę moją wędrówkę. Dlaczego rzucasz mi pod nogi kolce dzikiej róży? Dlaczego choć raz nie podasz mi swej dłoni? Nie rozumiem Twoich niemych słów, które coś chcą wytłumaczyć. Odchodzę więc na moment, żeby za chwilę powrócić. 1979 r. * * * Dzień bez Ciebie Dzisiaj jestem sama. Nie przyszedłeś, żeby pocałować moje usta na początek dnia. Nie przyszedłeś, żebym mogła zobaczyć Twoje ręce. Dzień jest smutny... Nie mogę pogodzić się z tym, że Ciebie po prostu nie ma, że brak mi jednego małego pocałunku w ciągu dnia. * * * Czekałam cały dzień. Czekałam całą noc. I nic! Nie ma mojej nadziei. Myślałam, że może zima przyniesie mi gwiazdkowy prezent, ale oprócz gwiazdek mrozu odbijających się w Twoich oczach nic w nich więcej nie zauważyłam. * * * Do przyjaciela Rzuciłeś we mnie swym umysłem. Złapałam ten śmiały gest i zobaczyłam swoje odbicie w kryształowym wnętrzu twojego ciała. Wśród deszczu duszy i słońca uśmiechu podaliśmy sobie dłoń. Anioły śpiewały chorał. Teraz, gdy krzyknie księżyc i zaśpiewają kwiaty kocham Cię jak męża . Bądź mi chłopcem szczęścia, Bądź mi narzeczonym. O NIE !!! Bądź mi tylko przyjacielem i moim natchnieniem. 1975 r. * * * Wiosna 1982 r. Zaświeciło pierwsze ciepłe słońce. Obudziło się serce samotnej dziewczyny. Obudziły się ptaki, obudził się cały las. To on był świadkiem Waszej miłości. On widział pocałunki, uściski, a nawet ostatnie jej łzy. Nie mów, że była to tylko przygoda – przygoda paru lat. Nie mów kochałem lub może już nie kocham. Nie mów, że kończy się wszystko tak jak kończy się każdy film. Tak ostatnio było już ciepło. Śpiewał Wam nawet ptak, ale Ty rozgrzałeś jej serce na nowo i porzuciłeś nie mówiąc nic. * * * Po latach To co było odeszło, Nawet nie poczułeś zimnych łez spływających z obdartej sosny. Zachowywaliśmy się jak dwoje zupełnie obcych ludzi. Mówiliśmy do siebie banalne słowa. Śmialiśmy się z pary całujących się kochanków. Nie wspominaliśmy wcale tych chwil, kiedy sami podobni byliśmy do kochanków z Werony. Byliśmy już dla siebie obcy... -
Z lat młodości
Anna Szyndrowska odpowiedział(a) na Anna Szyndrowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Umieranie Tak pragnęłam szczęścia – nie dla siebie! Byłam głupia, że uwierzyłam w miłość szatana i podpisałam cyrograf. Utraciłam duszę. Byłam naiwna słuchając Twych ust. Utraciłam ciało. Pozostał mózg zawieszony w nicości... Dalej pragnęłam szczęścia – nie dla siebie! Utraciłam ego – musiałam odejść. Ale zostawiłam zarodek, który będzie cierpiał za mnie... Wrocław, 1999 r. * * * Czekanie Już siedem, a może osiem lat kocham i łudzę się lepszym jutrem, bez skutku oczekuję na gest, słowo. Tęsknię za dobrem i nic, samo zło, nienawiść i obojętność. Świat oszalał, a Ty dumny jesteś z egoizmu. Oślepłeś, jakaś zaćma pokryła Twoje oczy. Nawet Twoje słowa są bez sensu i bolą, Nie mów kocham – to nie ma pokrycia. Nie rań, jeżeli boisz się czynów. Nie udawaj miłości, której nie ma, Ty kochasz siebie, Czym dla Ciebie jest moje życie? – to luka w mózgu. Myślę przyjacielu, że zatraciłeś się w sobie – nie potrafisz odnaleźć drogi. I nie chcesz wyciągniętych do Ciebie w oddali dłoni. Wrocław, 9 listopada 2000 r. * * * Muzyka Muszę grać muzykę Twojego życia, bo pewnego dnia usłyszałam jej brzmienie. Była cicha, spokojna i dawała upojenie. Pozwoliła na nowo zobaczyć piękno i uwierzyć w miłość. Muszę dalej nucić jej melodię, choć czasem usta fałszują jej tony. Muszę dalej jej słuchać – słuchać..., bo jest Tobą, grać..., bo kocham, i czekać, aż nasze głosy stworzą duet. kwiecień 1997 r. * * * Przerażenie Jestem strzępkiem niknącego cienia wśród tłumu opasłego narodu. Sama, przestraszona i deptana. Boję się prosić o litość... Wołać o pomoc... Błagać o coś... Milczę ukryta za wielką szafą. Cierpię, by innym sprawiać radość 21 kwietnia 1997 r. * * * Moje życie Piszę i chcę tak dalej Chociaż nie potrafię stworzyć arcydzieła. Jestem dziwna, milczę i słucham. Moje życie to urojony świat marzeń. Kocham go bardziej niż Ciebie, niż Twój wzrok i dotyk. Dzisiaj już koniec lata i ciemność okrywa pełnię dnia. Nie ma już słońca wspólnych dni – symetrii Twojego szczęścia. Teraz pragnę tylko wziąć w dłonie całe te idiotyczne życie i wyrzucić go przez okno. Wrocław, 1994 r. * * * Koniec W tamtym tygodniu, gdy zabrakło nam światła, rzuciłeś granatem w moją twarz. Zabiłeś moje uczucia, odebrałeś mi kwiat naszego dnia. Zniszczyłeś moje oczy, które nie zobaczą Twojej twarzy, moje uszy, które nie usłyszą Twojego głosu. Pozostały usta, które rzekły: idź stąd na zawsze. 15 października 1975 r. * * * Rozmowa (1) Spadające liście, te które spadały Ci na głowę były częścią Twojego ciała. Na pewno nie wiedziałeś o tym, że zdejmując je z Twoich włosów chowałam je w głąb swojego serca. Nie chciałam Ci mówić, że ciężko przychodzą mi chwile rozstania. Byłam wtedy trzęsąca się jak listki osiki i nie umiałam płakać. Wiesz, to jest dziwne nie umieć płakać w takich chwilach... Wrocław, 1975 r. * * * Daj mi!!! – Daj mi rękę, chodź idziemy inną drogą To księżyc zaślepi nas swoją jasnością. – Daj mi Twój dzień, choć nie będzie to wspólny To śmiech zakrzyczy nas. – Daj mi to czego nie dasz innej To ona będzie miała nam to za złe. – Daj mi całego siebie, bo nie jesteś mój To ziemia zapadnie się pod nami. – Daj mi pocałunek, chociaż miałam go nieraz To życie zadrwi z nas. A ja? Dam Ci polny kwiat, choć krótko żyje To zaszumi nam wtedy wiatr. Dam Ci oczy, usta, włosy... To skończy się wtedy szalony płacz. Dam Ci może wszystko, choć nie wiem jak. Ale nie odchodź i daj mi czas. * * * Bez tytułu Zespoliłam się z ziemią, gdy zgasło słońce. Zjednoczyłam się ze swoim ciąłem, gdy zaczęły śpiewać ptaki i bić dzwony w pobliskim kościele. Zaczęłam wierzyć w spotkanie ze słońcem i obcować z mijającym czasem. Wrocław, 7 listopada 1975 r. * * * Rozmowa (2) Jest jesień. Chyba inna niż te, które były do tej pory. To pora wspomnień pierwszej miłości. Zbierałam te liście, które spadały Ci na głowę. Wiesz, to te które były Tobą. Świat przez parę mgnień był samym szczęściem i rozterką. Mogłam jak dawniej spleść się z Twoim ciałem i nie myśleć o swojej śmierci. Dałeś mi dużo, ale za mało żeby być „twoją”. * * * Wycieczka Siedziałam. Obok mnie – Ty. – Stówa na bełty – Ja jechałam do Zakopanego. Ty na wycieczkę w góry. Płakałam. Nie wiem dlaczego? Może bolała mnie głowa lub byłam sama. Tego dnia wieczorem zaczęły tańczyć góry i śpiewać samotne limby. Szumiało w głowach. – Stówa na bełty – Staliśmy zamroczeni na progu zbliżenia. Taniec – to trwało chwilę. Wypiłam szklankę wina. Ktoś rzucił papierosa. Paliły się umysły. – Stówa na bełty – Zgrzyt zamka, Oni śpią – zgaszone światła. Odchodzę!!! Nie! Zostań! Daj mi! – to krzyk w ciemności. – Stówa na bełty – Pocałunek nieznanych, pieszczoty obcych. Bliskich tej nocy lecz pierwszy i ostatni nasz krok w nieznane. Brak wina brak brak Nie chcę wina! To tylko nic! Kołysze się pociąg – daj papierosa! Nie mogę pić piwa, chcę spać. Ostatnie godziny... Niedługo... Błagam, powiedz jeszcze moje imię! Czas ucieka! Szybciej! Nie zdążysz już zatrzymać. Wysiadamy – stacja Wrocław. 1975 r. * * * Rozmowa (3) Chciałam powyrzucać wszystkie nasze wspomnienia. Nawet próbowałam, ale nie mogę, nie potrafię niszczyć tych żółtych listków. One były kiedyś Tobą. Pamiętam, bo wtedy wróciłeś do mnie po długiej wędrówce i dałeś mi to, czego nie chciałeś dać mi wcześniej. * * * Wiara Siedząc na twardym obłoku, Widząc kolczaste druty przed domem Boga zawahałam się... I odeszły ode mnie zastępy Aniołów. Zostałam sama – odeszła też i ona – moja wiara. Nie płakałam, lecz opętał mnie śmiech wariata. Od tej wiosny jestem na wygnaniu i nie mam dostępu do Nieba.