Słyszysz jak Woła?
Podnieś w górę odwagę
odpowiadając przed Końcem,
własnej walki z próznością
Siedzą.
Badają wrażliwość słuchu
na pogróżki znad ambony,
przekleństwa spod jej podnóża.
To mały ministrant
znowu upadł,
ograniczony kaftanem wstydu,
spoliczkowany uśmiechem
z ostatniej ławy.
To koniec
jego normalności, spłowiałej
jak barwy czarnej owcy.
Padają kolejne ogłoszenia,
matrymonialne versus parafialne,
pod nimi zwolennicy ofensywy, defensywy.
Argument wieczności
kontra ziemska lubieżność.
Ktoś podniósł dłoń,
nad głowami ciemnego stada,
przebijając strukturę błogiego sporu
swą brawurową indywidualnością.
Pyta czy może wyjść,
za potrzebą.
Kto nie jest w potrzebie niech rzuci grosz.
Kto ma uszy, niech o nie dba.
Czy tu ktoś słucha?
Tu głos przestrogi z mosiądzu ?
Nie.
Ja chwilowo wysiadam.
Może innym razem.
Może nie zdąże, wyskoczę
stąd, stamtąd i zewsząd
Cóż.
Patologiczne zmiany w trąbce Eustachego.
Miejcie mnie za usprawiedliwonego.