Po kłótniach stąpamy
Po czynach gnojem ubrudzonych
Po sufitach i łożach
Po lenistwie i po ciężkości na naszych znerwicowanych duszach
Po książkach poezjach
Po wietrze i śniegu
Niekiedy po radościach
Ja i moja matka
Obrażona za kasztany za jeziora
Zmartwiona moim bytem
Załamana moimi egzystencjalnymi planami o których nic nie wie
Mająca pretensje o dzikie wino
Lecz to po jej stronie jest racja
To ona sięgała po słodkie owoce dla mnie
To w niej bije miłość
Nie posłucham jej nauk bo nie dostrzegam litości w pokoleniach i przeznaczeniu
Choć przestrzenie i światła kuszą to ja pozostanę kimś bez nagród
Nie po to by się tym napawać lecz po to by nie zburzyć dróg dawno zapoczątkowanych