jednogłośnie wykrzyczeli jej imię i na żagwiach ponieśli w najciemniejszą noc
bezszelestną i bez gwiazdy, najcichszą w swym nieubłaganiu
ona, przypatrująca się pustymi oczami z ust toczy słów konwulsji taniec niezmienna
zachwycona swoją powinnością, tkliwie szepczą kołysankę dla nowego dziecka
wychudzone ręce jak skrzydła, opadła już głowa i ramiona bezbronnej
a wychudłe żebra dadzą pokarm szczurom, karmione instynktem nie uciekną
nie boją się, zawsze będą na swoim szczurzym posterunku wierne
swojej matce, już zewsząd słychać ciszę kończącej się nocy
owej która gwiazd nie uszczknęła nagiej, zbliża się jutrznia.