Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Hume Cronyn

Użytkownicy
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Hume Cronyn

  1. Dziękuję za wyjaśnienie. Pozdrawiam.
  2. ????? Czytałem kilka razy i nijak pojąć nie mogę. Każdy wers, każda zwrotka brzmi dziwnie. Wszystko wydaje mi się być niespójne nie połączone sensem ze sobą. Z przdmieści gdzie frajerzy i mewy, których skrzydła ktoś, coś zamieni w albatrosy (po co? dlaczego?) do tanga na wodzie i sali gdzie orkiestra stoi znudzona (może ta sala to basen??) aż do puenty gdzie opowieść o trwałej przyjaźni... kończy się pewnymi krokami NA jutro?? Chyba jestem za głupi na ten tekst.
  3. A mnie wydawało się, że jest to portal dostępny dla wszystkich zalogowanych, z których każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii i poglądów, portal bez dyktatury i dyktatorów. Krytyka jest dobrą przeciwwagą dla kółek wzajemnej adoracji, których jest tu pełno. Również wydawało mi się (oh jakże naiwny jestem), że na portalach tego typu publikują autorzy, którzy nie zostali jeszcze w papierze opublikowani. To jest tacy, którzy potrzebują lepszego warsztatu, w ulepszaniu którego niezbędna jest krytyka czytelników, odbiorców. Nie widziałem jeszcze by klepanie po plecach i utwierdzanie kogoś w jego wyimaginowanej wielkości, komukolwiek pomogło. Pozdrawiam. Żyj i daj żyć innym.
  4. Nie tyka mnie taka stylistyka. Sytuacja liryczna również banalna. W sumie, ot wierszyk.
  5. Napiszę to co już przeczytałeś na innym portalu. Patos. Stylowo też zgrzyta. Kolosalne wręcz przegadanie. "Cie". Gubi rytm w wielu miejscach, co przy rymie jest ultraważne. Pierwsze cztery wersy kursywy podobały by mi się gdyby nie ich alogiczność (szyć-świat-trumna??). Chrystus powinien zobaczyć zamiast "zobaczył", co byłoby konsekwencją zastosowanego czasu teraźniejszego. Okropne i denerwujące pogrubienia, które nie wiem czemu służą. Podobnie jak trzy linie kropek, rozdzielenia wersów w kilku miejscach, słowa w nawiasach kwadratowych (?)[?]>. Moim skromnym zdaniem wiersz traci na tych udziwnieniach zamiast zyskiwać. Do tego wielka litera stosowana w środku wersów... "człeka"... dlaczego nie człowieka? "Choć ślepcem jestem – wzrok raz drugi stracę, Gdy krzyknę widzę jak nas złoto gniecie!" - ten fragment wydaje mi się być zupełnie pozbawiony sensu. Na koniec dodam jeszcze, że bardzo trudno pisać o ludzkiej krzywdzie (co dopiero krzywdzie narodów) kiedy doświadcza się jej jedynie poprzez oglądanie Wiadomości (chyba, że jest Pan Gruzinem, w tym wypadku zwracam honor). Wydaje mi się, że potencjał jest. Momentami brzmi bardzo ładnie, gdyby tak tylko znaczenia współgrały z brzmieniami byłoby dobrze. Widzę, że na tym portalu wszyscy przykładają ogromną wagę do plusów i minusów. Aż sobie zanucę. "Plus i minus to jedyne, co widzę. Plus i minus to jedyne co słyszę. Plus i minus to jedyne czym żyję." Pozdrawiam autora.
  6. Znów próbujemy przekopać się do Chin plastikowymi łopatkami, otoczeni blokowiskiem rozsypującym się jak za duży zamek z suchego piasku, który wciąż wytrzepujemy z włosów, wysypujemy z butów i który zgrzyta między zębami. Tak do zachodu, do ostatniego momentu pracujemy, kiedy matki z okien wykrzykują nasze imiona, a my wracamy posłuszni do kanapek z serem i ciepłego mleka obiecując sobie, że jutro już na pewno skończymy ten tunel i wydostaniemy się stąd gdzie każdy zakamarek okupują alkoholicy tak bardzo podobni do naszych ojców. Zrobiłeś mi nieporządek w chaosie zapominając o oddechu pod cegłami, nie wielkiego muru chińskiego - jak planowaliśmy - a starego garażu. Czarne balony w gałęziach drzew pękają przywołując deszcz sosnowych igieł na bezgłowe, jeśli by spojrzeć z góry ciała. Został mi po tobie wstręt do arbuzów, zamiłowanie do kopania pod sobą i słabość do miejsc, w których można by zniknąć będąc stuprocentowo pewnym, że nie odnajdzie nas nikt. Na czas.
  7. Odnajduję się na granicy snu w przestrzeniach dawno zamkniętych pod powiekami, oczodoły puste. Ty jakbyś w palce wzięła lśniącą pestkę oka i wyrzuciła na podłogi zabrudzone deski. Oddychamy kurzem, łowimy zapachy przejrzałych przedmiotów, które jak dusze rozpadają się pod nieostrożnym dotykiem. Na plecach czuję badawcze spojrzenia starych zegarów, których zimne serca już dawno przestały bić. Tak bardzo podobne naszym. Podobne nam. Nie mamy dokąd odejść, do czego wrócić, pod niebem rwącym się jak papier, z którego zbyt wiele razy ścierałaś jego imię wylewa się na nas ciemność i chmary białych motyli. Odnajduję się na granicy snu. W odległym punkcie wyjścia.
  8. Będę czekał na ciebie siedem lat, siedemset pokoleń motyli, w wysokich trawach pijane świerszcze grają na bałałajkach. Wieczór stygnie i więdną stokrotki gwiazd, a złamany paznokieć upada za horyzont. Powoli wszystko staje się jasne. Niebo trzeźwieje i my również wracamy do pustych mieszkań tak bardzo znajomych ciał. Zbieram wszystkie twoje spojrzenia, rozkładam jak stertę rękopisów. Rzucamy do siebie maleńkie, papierowe samoloty, które nigdy nie docierają celu. Obiecałem, że będę czekał na ciebie siedem lat, siedemset pokoleń motyli... brak przyszłości ukazany jak leżący twarzą do ziemi człowiek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...