Zatrzaśnięta w klatce,
Chora na klaustrofobie
Męczę się dzień w dzień
Ciągle wołając o pomoc,
Prosząc o trochę powietrza.
Rozdając okruszki moich uczuć
Czekam na jakąś reakcje,
ale sztucznych serc nie ożywi nawet Bóg.
Lustrzane odbicie
Rozsypane na milion drobin.
Rubinowe strugi deszczu w moich snach.