Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Agnieszka Kamińska

Użytkownicy
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Agnieszka Kamińska

  1. Opowieść „O dziewczynce z Dnia Wczorajszego” Czekałam na swoją kolej w gabinecie, w pomieszczeniu były jeszcze dwie osoby. Pierwsza to kobieta, która tam pracuje (z którą zawsze prowadzę jakieś zdawkowe rozmowy), a druga, to mała dziewczynka. Małe około trzyletnie ciałko, które nie potrafiło zaznać spokoju bo więziło w sobie duszyczkę tak ruchliwą i wszędobylską iż starczyłoby jej na jeszcze kilka podobnych ciałek. Dziewczynka przy tym miała dość makabryczne pomysły (może to od kostek cukru które wyszukała u pani w szafce i połykała jedną za drugą ;-)). Jej mama zażywała akurat promieni sztucznego słońca a pani z solarium wykazywała już zniecierpliwienie w stosunku do małej wynikające raczej z bezsilności... Jeden z pomysłów dziewczynki brzmiał: Wsadź tam palec! To polecenie skierowane było do mnie a jej paluszek wskazywał duży wiatrak elektryczny. Szczery, dziecięcy uśmiech na zachętę, powalił mnie... Zadałam jej pytanie „czy pamięta jak czuje się ból? Czy kiedyś coś ją bolało?” Wskazała na rączkę, posmutniała i powiedziała, że „tak, bardzo...”A ja na to:”Skoro pamiętasz, że to było przykre czemu chcesz żebym teraz ja cierpiała?” Zmieszała się nieco i nie mogąc znaleźć odpowiedzi usiadła na fotelu. Ale duch zamieszkujący jej postać machał nóżkami tak energicznie iż wkrótce musiała wstać by dać mu ukojenie. Tym razem wpadła na fascynujący pomysł...Wyszła na korytarz (w którym mieszczą się liczne biura i siedziby firm a te jeszcze pracowały) i natychmiast spostrzegła, że tam mieszka ECHO! Echo było niestrudzone podobnie jak jej gardełko. Spojrzałam ze śmiechem na obezwładnioną jej zachowaniem panią pracującą w solarium i zrobiło mi się jej żal. W końcu to ona powinna robić wszystko by nikt z klientów nie zakłócał atmosfery pracy. Postanowiłam zrobić coś z tym fantem, tym bardziej, że Echo krzyczało już w niebogłosy! Kiedy Dżenis (-tak brzmiało imię małej), łapała oddech a Echo tuż po niej, odezwałam się wykorzystując maleńką pauzę.Moja twarz, z uśmiechniętej w jednej chwili stała się zatroskana i przerażona. Oczy wyrażały ubolewanie a z ust wydobyły się słowa, którym nadałam ton, jakim zdradza się najskrytsze tajemnice...Powiedziałam: ON zaraz przyjdzie.... Dziewczynka spojrzała na mnie okrągłymi oczkami, powstrzymała się od kolejnego krzyku i zbliżyła się do mnie. Ja kontynuowałam... ON nie lubi kiedy MU się przeszkadza. Mój ton był coraz bardziej tajemniczy a ja skuliłam się nieco, tak jakbym chciała się przed NIM ukryć w fotelu...Dziewczynka spytała: „Kto to jest ON?” ON...to jest KTOŚ kogo ja nigdy nie chcę spotkać. Lepiej żeby nie dał się nam poznać... -„A co ON ma?” ON ma WOREK....(i mówiąc to zniżyłam ton pochylając się lekko ku dziewczynce a nasze oczy-moje i jej szeroko otwarte-były na tym samym poziomie) -„WOREK???!!” I tu oczy dziewczynki zrobiły się jeszcze bardziej okrągłe a usteczka przyjęły kształt niemego „O” (okazało się nawet, że mała potrafi szeptać) a pani zwijała się już ze śmiechu za biurkiem szukając tam czegoś co wcale nie musiało się znaleźć. „A co ON ma w worku”? W worku nosi książki bo ON uwielbia pracować i czytać W CISZY. Słyszałam, że kiedyś były dzieci które mu w tym przeszkodziły... „I CO????!!” (dziewczynka przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej wpatrując się w moją twarz) Tego nie wiem. Wiem tylko, że ON miał nagle cięższy worek.... Dziewczynka zamarła. -„ON tu mieszka??!” ON mieszka wszędzie tam gdzie się pracuje i gdzie trzeba być cichutko. ON zakochany jest w CISZY i kiedy JĄ MA w ogóle nie przychodzi. ON i CISZA bardzo się kochają. Ja nigdy GO nie widziałam bo zawsze byłam cichutko w miejscach gdzie nie wolno krzyczeć. Tam (wskazałam na okno) można krzyczeć i bawić się z ECHEM ale tutaj mieszka ON i nie możemy MU przeszkadzać by się nie zdenerwował. Dziewczynka usiadła na drugim fotelu i po chwili zadumy (o co wcześniej bym jej nie podejrzewała), wzięła kolorowe pismo i zadawała mnóstwo pytań (wesołym acz cichym głosikiem) typu: a co to jest?, a do czego?Aż w którymś momencie zwróciła się do mnie MAMO (!!) Nadmieniłam, że mamusia jeszcze się opala, a ja mam na imię Agnieszka i poprosiłam żeby przybiła mi piątkę, co uczyniła z radością. Okazało się, że jej nóżki potrafią być w bezruchu a ona umie siedzieć na fotelu i prowadzić ze mną rozmowę. Zadawałam jej pytania typu: Jaki to kolor? A ona -”Zielony”, a ja na to: ŚLICZNIE ! Masz rację-zielony! Czy wiesz co jest zielone na dworze? Itp., itd. Tak oto zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić a On nie był już nękany Echem. Rozstałyśmy się wymieniając szczere uśmiechy a ociągającą się nieco z wyjściem dziewczynkę, mama wyprowadziła za rączkę. Nie jestem zwolenniczką stosowania metody Na „STRACHA” ale cóż, skoro mama nie zaszczepiła małej pewnych podstawowych zasad dobrego zachowania się w miejscach publicznych czasem zmuszeni są do działania obcy ludzie zostający z trzyletnim, bez stresowo wychowywanym „terrorystą”, który nie zna smaku odmowy.
  2. Piękne...Jestem pod wrażeniem. Lubię kiedy po przeczytaniu tekstu pozostaje we mnie ciekawość tego co dalej...mozliwość dopowiadania...W przypadku tego tekstu poczułam właśnie TO COŚ! Dziękuję :-).
  3. Bardzo dziękuję za przemiłe słowa.Macieju dodałeś mi swoim komentarzem otuchy. Przyznam się jednak iż w pokorze czekam na krytykę. Wszelkie uwagi -te konstruktywne będą dla mnie cennymi wskazówkami w drodze ku lepszemu nazywaniu tego co czuję i jak postrzegam otaczający mnie świat. Pozdrawiam! (Odkryłam tę stronę kilka dni temu i muszę przyznać, że zachwyciła mnie swoim poziomem i różnorodnością szczególnie teksty Rutkowskiego choć diametralnie inne niż moja rzeczywistość to jednak zaczytuję się nimi). "Resztę" dopiero poznaję.
  4. Fragment listu „DO SŁAWKA” Kocham zapach powietrza w którym zawiera się tyle treści z życia lasu i pól. Skoszone złoto odkryło bezmiar przestrzeni...Mieniąc się w barwach popołudniowego słońca przypomina, że to koniec jesiennego preludium. Wkraczamy w jej barwy coraz dłuższym krokiem. Coraz częściej stąpając po owocach dębu i kasztanowca...Na gruszach zwisają nabrzmiałe letnią słodyczą sople skrywające w swoim miąższu słodycz...Wilgotna ziemia traci ciepło, coraz niżej zawieszone słońce wkrótce stanie się letnie. Jego promienie nie będą już ogrzewać skóry wydobywając z niej brąz. A kilka następnych tygodni sprawi, że jesień po pokazie swoich chorych rumieńców obnaży błoto i szarość schyłku kolejnego roku. Nieustanne przemijanie, jednakowe a tak nowe za każdym razem...Wiosna, lato, jesień, zima...Przebudzenie, zachwyt życiem, schyłek i starość aż wreszcie śmierć...Zimna, skuta lodem, blada jak kość słoniowa a jednak też bogata w swojej bieli. Szczególnie wtedy gdy skrzy się srebrem w poświacie księżyca. Wtedy gdy maluje rumieńce na twarzy i szyby w oknach...Okrutna i łaskawa. Zachwycająca i przerażająca...Radosna i smutna...Miesiące oczekiwania...To właśnie ona uczyła mnie w lesie ciszy, cierpliwości, trwania pomimo wszystko...To właśnie ona sprawiała, że zrozumiałam życie...Jego cel. Wartość. Dzień za dniem...Zmaganie się z trudami i choć zwątpienie doskwiera czasem jak cierń to wiem, już wiem, że szary świt zapowiada słońce. Tak bardzo kocham życie-nie moje ale to które mnie otacza. To które zaklęte jest w dźwiękach- szumie liści, bębnieniu kropli deszczu. Opadających z wolna płatków śniegu. Muskającym moją twarz i włosy wietrze... Ten cud otacza nas swoim bogactwem. Ocieramy się o niego każdego dnia i nocy. Skryty w psich oczach i mruczeniu kota...W grzywie końskiej i ryku jelenia. W cykadach i muzyce rozkochanych kumaków...W cierpliwości myszołowa i ucieczce zająca. Rozpiera, rozsadza mnie zachwyt nad bogactwem tego co dzięki Bogu umiem dostrzec i usłyszeć. Szelest, delikatna gra skrzydeł ważki i ptasi ruch w trzcinach...uciekająca jaszczurka i ogrzewająca swoje ciało w słońcu żmija...Tropy mieszkańców lasów i pól a przy tym NIEBIAŃSKE TRĄBY budzące dzień-klangor żurawi...Ich dostojeństwo, piękno...Mój podziw...Nie trzeba słów. I znowu będę cierpliwa w oczekiwaniu na to co za mną bo wiem, że wkrótce stanie się na nowo. I teraz to ja będę wychodzić do nich skoro świt bo do tej pory one gościły mnie w swoim domu...Nie zapomnę poranków zasnutych mglistym szyfonem i ciemnych sylwetek tych królewskich ptaków. Nie zapomnę jaskółczych „ploteczek” jakimi żegnały zmęczony upałem dzień i układających się do snu rozkrzyczanych wróbli...Sławku moje serce cierpi bo wie, że to nie będzie już moją codziennością. Ale może z Twoją pomocą stanie się świętem bo przecież święte jest.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...