Mojego życia dnia ostatniego,
Ty się zjawiłaś i śmierć mi przyniosłaś.
Rzekł by kto może, że nic w tym pewnego,
Lecz ja swoje wiem, iż Ty to ta postać.
Stoję jak wryty, oddychać nie mogę,
Tak mnie boskość Twoja jęła przytłaczać,
Lecz myślę nie dam się, wciąż myślę o sobie,
Myśl moją agonię miała oznaczać.
Wzrokiem przeszyłaś me oczy zlodzone,
Więc jak śnieżki na słońcu wnet się stopiły.
Teraz oślepiony patrzę w tą stronę,
Gdzie tkwi nędzny zarys mojej mogiły.
Niewidomy czuję jak się przybliżasz,
Nie mam już siły odeprzeć ataku.
W sercu, którego też nie mam, wciąż trwasz,
Akt zgonu mojego piszesz znak po znaku.
I gdy już nie żyję i już nie pamiętam,
Zapominam o czasie, śmierci, o Tobie.
Ktoś daje mi szansę, ktoś daje ją nam,
Rodzę się znów, nie pamiętając o sobie.