Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kraina Latarek

Użytkownicy
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kraina Latarek

  1. ...co tu dużo gadać dla mnie rewelacja...Pozdro Krzysiek
  2. więc proszę cię - odejdź nie chcę już więcej łączyć się z tobą wszechzwodzonym mostem ani też kichać nie-do-rzecznie zakrzepłym uśmiechem wypluwając przekleństwem sam siebie nie mogę dopuścić abyś w sanktuarium mych myśli owocowała cholerycznym wzorem wbrew zbratanej z czasem regule samounicestwienia nie mogę już stygnąć gdy przegryzają mnie-kamień ciągłym narzekaniem nie przestając drucianymi sztućcami rozciągać ranę więc proszę cię – odejdź pieprzona nadziejo na jutro ...za namową komentarzy wrzucam chętnym do poprawy...Pzdr Krzysiek
  3. więc proszę cię - odejdź nie chcę już więcej łączyć się z tobą wszechzwodzonym mostem ani też kichać nie-do-rzecznie zakrzepłym uśmiechem wypluwając przekleństwem sam siebie nie mogę dopuścić abyś w sanktuarium mych myśli owocowała cholerycznym wzorem wbrew zbratanej z czasem regule samounicestwienia nie mogę już stygnąć gdy przegryzają mnie-kamień ciągłym narzekaniem nie przestając drucianymi sztućcami rozciągać ranę więc proszę cię – odejdź pieprzona nadziejo na jutro
  4. Cyrk-ulicznie staję na pokaz zawieszony zębami o gzyms staram się nie puścić świata krzyk w niedopracowanym locie dławię atramentem i papierowymi kulami nawet jeśli uda się przeżyć zawieszą światłem na latarni i w niebo rzucać będą gwiazdami hipokryci na betonowych posadach nie przejęty przemijam kropką by po upadku – ponownie stanąć na krawędzi świat(ł)a
  5. Nawiersz chorym umysłem skoczyć czeluśnie za-miłowaniem poezji święto-kradliwie słowem wielozadaniowym na amen wielolistnie skrzydlić trumnę trapez-fikcją kopiąc koło butem-wichrem nuty gra-tyfikując bukiet-butlą słone ciało obezwładnią tulipanem rano trupieć szyją zaplątaną o kolano
  6. mechanicznie macham kamiennymi tablicami w ten sposób drogą lotną próbuję dostać się do raju w kaplicy sam Bóg a może tylko anioł wskazał palcem - i ja postukałem się w czoło w gabinecie spowiadam się z zakrwawionych bandaży pokutnie jak kroplówka nastaje prześwit ciała staram się uciec białym korytarzem pełnym drzwi bez klamek ktoś pod nogi rzuca maszynę do pisania tu na chwilę słowem upadam i samo-kaleczę się białymi kartkami i znów kolejny dzień kończę murem w głowę
  7. lewy konar zgiąłem w pół prawy założyłem na kolano jedną gałęzią podparłem głowę tak oto nie powstało krzesło kukułczym lotem wpadły w moje gniazdo gdy wykałaczki krążyły pomiędzy zębami ktoś trybami nakręcił moje zawirowanie tak oto nie zostałem zegarem i nawet gdy sukcesywnie wspinałem się szczeblami przyjaciel sęk na dupie i przyjaciółka drzazga pod powieką bez skutku bez przyczyny upadłem drabiniasto liściem na ryj tak oto nigdy nie sięgnąłem nieba jak szafa płakałem płaszczem ociekając żywicą jak szuflada jęczałem do głębi serca zasuwana pomiędzy żebrami ale też jak stół twardo stałem prześwitując blatem do duszy warującej pod… tak oto z popielnika pyłem ulatuję – ja pień
  8. ....szkoda :( miało być o niewinnych zalotach kończących się więziennym uczuciem ... zawiodłem się na własnej wyobraźni najwidoczniej za bardzo zakręcona ... dzięki za opinie/uwagi pozdrawiam Krzysiek
  9. drętwym lotem gnieżdżę na niebie osowiałe zaloty poszarpanym obłokiem zmumifikowane oczy głaszczę kryształowymi powiekami na oślep okrzepinę ust sączysz dymem wlatującym do komina a ja klęczę ponad koślawymi klawiszami klaszcząc dachówkami o bezdźwięczny beton szydełkiem lawiruję wkoło szpuli twego serca kapię poszarpanym płótnem obrazu pragnień twojej duszy tak twój świat obezwładniłem w ramionach to ja : Pan Nikt
  10. pięknieje śmiercią świat wpadając w usta oceanu stadem martwych ptaków być może tymi ustami przyszedłem na świat być może wyleciałem aeroplanem namalowałem kałamarzem granatowe słońce przeglądające się w odbiciu błękitno-szarych fal na embrionie stary latarnik światłem zapętla czas konował waleń pływając na plecach pluje gwiazdami być morzem nie warto szybowwiertami sączą czarną krew być morzem nie warto jak czara goryczy wypływać brzegiem martwymi ptakami,rybami wokół mojego wskazującego palca obraca się mój megagalaktyczny świat jeden pstryk i trzask
  11. Z siłą słomianego palca glino-śliną lepię pusty garniec kolejnego dnia przeglądam się w suchym dnie w zasadzie to tam gdzie zwiędłem uchem przechylam nieświeże wiadomości niedzisiejsze gazety w których mnie przyniosłaś w których niewygodnie w których chłodem otulony w których słucham żart-horoskopów żyroskop podtrzymuje nie upadam nie kruszę siadam i lepię…
  12. trzepoczę stalowym stelażem spacerując ponad panelowymi falami ponad ramionami przelatują papierowe ryby trąbiąc wirem sękatym trapią kolejnym zastrzykiem nie-do-uspokojenia grzebię głową w foliowym worku ręce związane jak wyskubany ogon szukam ostatniego świeżego oddechu bądź języka ekspresowego zamka choć raz sam za sobą zamknąć drzwi śmiem mówić o sobie : wariat
  13. kochanie nic mi się nie stało jedynie przestałem istnieć sobą nie byłem ani przeciw ani za ani gdy stałem obok militarnie palcami palnąłem sobie w łeb w zamyśle srebrna kulka rozpłynęła się w rtęć po skrzydłach pozostały nuklearne niewypały i grzech i grzech i grzech humanitarnie dałem w mordę zgorzkniałej nadziei kochanie może tak naprawdę nigdy nie istniałem
  14. ...z dedykacją tylko dla CHAKA...(wyłączność niemilnością przewskazana)... trepanacja muru wyłom w mózgu na skrwawionej posadzce bezsilnie tańczę z białą nieznajomą o krok od życia co krok przysypiam grafitti na odbiorze fonograficznie agrafką po winylowym wzorze zwiotczały kręgosłup rozciągnął się na długość ciała coraz bliżej nieba realność coraz dalej od surowej ziemi Skrawkami kartek przedłużam powieki sen w kratkę pijany atramentem
  15. Napiętnowany stręczycielstwem Nożyczek przy nadgarstku Lojalnością obnażające Odnóża rzek żył Trwogą trawiąc niepowodzenia Żalem wypływają Żuchwą przekleństwa Płaskostopiem nie dotrzymuję Kroku równowadze umysłu Opowiadam biblijne bajki : ‘Józef był dobrym stolarzem Strugał niezłe krzyże Dziś krzyże wylewa się metalem Łącznie z ciałem Najlepiej złotym By przyozdobić ołtarze’ Krzywizną ekonomicznych wykresów garbimy nasze życie Pakt z zielonym Lincolnem unieważniamy żółtymi gwiazdami A wszystko przyozdobione niebieskimi – sześcioramiennymi…
  16. a dla mnie dobre...powiem więcej - bardzo dobre - matofora goni metaforę...klimat pocztówkowy taki jak miał być sztywny i zastygły rusza się jedynie na wietrze czyli jak sami postaramy się wyobraźnią poruszyć...brawo Pzdr
  17. Z krzykiem wodospadu wylałem swoje żale i stałem się pusty jak porcelanowa lalka, tańczę ułomnie rozpychając uschłe liście, w kaftanie bezpiecznym dla otoczenia, i stałem się pusty jak zapomniana szafa, czasem jeszcze sięgają po fałszywą maskę, i w lustro spojrzeć, a ja płaczę żywicą z bólu, i stałem się pusty jak pełnia księżyca, jestem jasnością - co z tego gdy nie docieram za ścianę ?
  18. różańcem taśmowych nabojów rewolucyjnie całuję cię w pierś, bagnetem wyrwanym z kokonu rozkładam w tobie skrzydła. na drucie kolczastym, na-sączone wybielaczem, zawieszam wspomnienia, czarno-białe twoje zdjęcia. na polu minowym, na melodię dział, tańcem zadeptuję, kartki twego pamiętnika. nazajutrz w sztabie powiedzieli, że dziś kończyłbyś 17 lat. to tak jak mój brat, gdyby wczoraj nie zginął …matko wybacz
×
×
  • Dodaj nową pozycję...