Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Justyna Wolak

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Justyna Wolak

  1. Jestem czarnym ziarnkiem piasku Błękitna tafla drzwi percepcji spogląda W oczy czarownicy, co stoi na stosie Jedno kruka, drugie szaraka Krucza natura zieje ogniem Pijana powietrzem śpiewa górom Tańczy z prywatnymi demonami Ogon zająca patrzy z tłumu Prostytuuje się wysokiej trawie Ma pod dostatkiem karotenu Zmysły biegną za zapachem prochu Ale puch zasłania im oczy Kruk na pewno zaraz spadnie Groty zapamiętają jego kolor Trawa wyrzuci zabawkę Zając zagra miniaturkę Może nawet ochrzczą go Europejczykiem Gdy zgaszą gwiazdę nad kratami Wyuczenie zasłoni lustra Tam przebije go dziwnie znajoma rosa Czarownica wciąż tkwiąc pomiędzy oczami Ugina się pod żarem młota Przypływ pochłania płuca piasku
  2. alez prosze:p
  3. jeden z niewielu wierszy na tym forum ktory mi sie spodobał:)
  4. dzieki za komenta...tylko w jakim sensie to ojojojoj? >
  5. nic poza tym bo cóż z tego, iż sztuciec zmysłu uciął dym mej prywatnej fabryki? cóż z tego? i tak nigdy mi nie powinszuje najwyższego odznaczenia bo czy widziałeś kogoś tańczącego tango z widelcem? no i cóż z tego, iż teraz mój szaro-kostkowy pojazd nie stanie w zahibernowanym domu szprotek? chociaż bym chciała... inaczej być może udzieliłby mi porad jak znaleźć w sobie nagły pociąg do skłóconej z oczami mieszanki wodoru i helu a wreszcie cóż z tego, że mój ulubiony symbol czegoś co z niczym łysogórskiego aspektu można zakląć w plastik (co oczywiście pomarańczowi się w fiolecie mej manufaktury) osobiście wręczył mojej przestrzeni ostatni pierwiastek poczym udławił się jego kolegą? że niby nieboszczyk nie mógł ulec jego urokowi? że niby był jedynie niefortunną podobizną? nawet jeżeli- to cóż z tego? i cóż ze wszystkiego? gdy... kończą mi się wolne od naliczania możliwości wymiany bakterii przez gumowe więzienie przekazu
  6. Szybkie uderzenie serca- bass! i kolejne następne kolejne następne kolejne następne jakby w szaleńczej gonitwie pościgu za szczęściem ucieczki przed czarnym wytworem naszej namiętności do malowania zbyt rozległej przestrzeni Aż pragniemy krzyknąć - pass! pass! jednak gdy tylko wysilamy kolejny mięsień znów słyszymy -bass! ale ten całkowicie niepodobny do poprzedniego to ciekawe że dwa bassy nigdy, przenigdy nie brzmią tak samo zupełnie jakby w swej genezie zapisane miały niepozorną strukturę naszego oddechu Nagle każdy ruch cząsteczek w spontanicznym okrzyku ciszy - pass! i cała rzeczywistość wtapia się w czarną dziurę tworzoną przez zdziwione osłupiało -otępione zahipnotyzowane żołądki sępów czekających na żer Lecz po chwili utożsamianej z zachłanną klepsydrą tlen budzi się z letargu niczym na wiosnę strzepuje ze swych piórek mroźne poduszki łączy się w tańcu przeklętym tańcu szaleńców tnie obłąkanym wzrokiem niewiernych bezwstydnie igra z orędowniczką końca a ta w odpowiedzi na natarcie uderza w kościelne dzwony bass! bass! bass! bass! bass! bass! czy ktoś wreszcie powie pass? zasłuchane w toksyczny deszcz słowa niczym liście chłoną go bez najmniejszej oznaki sprzeciwu Jednak pass! wywołuje jeszcze większe odrętwienie a więc czas końca dopadł już i tę ofiarę? biedna... niczym w pośmiertnych drgawkach jako nieśmiałe - bass bass odrodzi się już tylko we wspomnieniach majestatycznego aplauzu na stojąco
  7. Widzę gwiazdy w najpiękniejszych lustrach wody i odfruwam w świat aniołów pomiedzy najbielsze poduszki na błekitnej pościeli i nucę przedziwne uczucia i dotykam podświadomością kwiecistej łąki którą oddałabym w ręce o których rozmyślam i kiedy czuję cudowny zapach dobrze znany przeze mnie wypijam kolejną falę radości i czułość tak błoga emanuje za mnie i uśmiecham się i płaczę dusząc się szczęściem a widząc zbliżającą się ukochaną materię stapiam się i zastygam a jedyną żywą rzeczą we mnie są moje oczy które tak jak te naprzeciw mnie są jak oceaniczne uniesienie na które ktoś przekopiował słońce wówczas nawet nie wiem czy egzystuję jeszcze czy już nie ale lubię tą nieobecność towarzysząca mi w tej podróży przyjemnych uczuć lecz nagle żałość ogromna hipnotyzuje mnie spowodowana pragnieniem zatrzymania czasu lub przyspieszenia go by miec te gwiazdy ten zapach widok i materię tylko dla siebie na wyłączność
  8. Szybkie uderzenie serca- bass! i kolejne następne kolejne nastepne kolejne nastepne jakby w szaleńczej gonitwie pościgu za szczęściem ucieczki przed czarnym wytworem naszej namiętności do malowania zbyt rozległej przestrzeni Aż pragniemy krzyknąć - pass! pass! jednak gdy tylko wysilamy kolejny mięsień znów słyszymy -bass! ale ten całkowicie niepodbny do poprzedniego to ciekawe że dwa bassy nigdy, przenigdy nie brzmią tak samo zupełnie jakby w swej genezie zapisane miały niepozorną strukturę naszego oddechu Nagle każdy ruch cząsteczek w spontanicznym okrzyku ciszy - pass! i cała rzeczywistość wtapia się w czarną dziurę tworzoną przez zdziwione osłupiało -otępione zachipnotyzowane żołądki sępów czekających na żer Lecz po chwili utożsamianej z zachłanną klepsydrą tlen budzi się z letargu niczym na wiosnę strzepuje ze swych piórek mroźne poduszki łączy się w tańcu przeklętym tańcu szaleńców tnie obłąkanym wzrokiem niewiernych bezwstydnie igra z orędowniczką końca a ta w odpowiedzi na natarcie uderza w kościelne dzwony bass! bass! bass! bass! bass! bass! czy ktoś wreszcie powie pass? zasłuchane w toksyczny deszcz słowa niczym liście chłoną go bez najmniejszej oznaki sprzeciwu Jednak pass! wywołuje jeszcze większe odrętwienie a więc czas końca dopadł już i tę ofiarę? biedna... niczym w pośmiertnych drgawkach jako nieśmiałe - bass bass odrodzi się już tylko we wspomnieniach majestatycznego aplauzu na stojąco
  9. Wiersz o uzależnieniu od środków psychotropowych pisany niegdyś na konkurs o właśnie tej tematyce. Różowa przestrzeń staje się jeszcze bardziej różowa bez możliwosci ogarnięcia jak złota studnia diabła łechcące kuszące słodkie wprawiające w drganie zmysły ulotne jak woda... teraz mrok pcha mnie ku porządanemu celowi nie chcę! nie mogę! muszę... dlaczego? coraz dalej brnę w oślepiającym dymie pchana kruchą tratwą spadam różowe ciernie wysysają kłopoty i lustrzane oczy opętana krwawym żądłem mej pani nie potrafię! fanatyczna ciemność upiorne bestje rządne myśli dopadną każdego kto ośmieli się im sprzeciwić bezgraniczna ciemność! wokół gdzie jestem? zwęglona ścieżka urywa się zanika gdzie jestem? za późno na życie...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...