Sprawa wegetarianizmu zastanawia mnie bardzo.
W różnych źródłach(głownie Net) czytam, że są dwa rodzaje wegetarian. Jeden z nich nie je mięsa, bo nie lubi jego smaku, tak jak można nie lubić szpinaku czy botwinki w zupie, drugi zaś nie je mięsa z powodów ideologicznych. I ten przypadek mnie zastanawia, bo mówią owi ludzie nazywający się wegetarianami, że zwierzęta są ich przyjaciółmi, braćmi, a oni nie zjadają przyjaciół. To mi się wtedy nasuwa pytanie, dlaczego ci sami ludzie mówią, że brzydzą się mięsa. Przecież mięso jest częścią ich przyjaciela, a przyjaciół się kocha, a nie nimi brzydzi. Wegetarianie też za swój argument przemawiający za tym, żeby nie jadali mięsa stawiają to, że zwierzęta czują, tj odczuwają ból i strach kiedy się ich zabija. Ja mam na to małe pytanie: to dlaczego jedzą roślinki, przecież one też czują, na swój sposób, ale czują.
Nie można nie jeść mięsa i nie jeść roślin, bo coś trzeba jednak zjeść żeby żyć.
Ja wcale nie walczę z wegetarianami, ja tylko staram się ich zrozumieć, ponieważ kiedyś chciałam właśnie przestać jeść mięso, ale jeszcze nie znalazłam wystarczających argumentów, które by do mnie przemawiały.
Twój wiersz wydaje mi się, że mówi o człowieku - wegetarianinie, który dzięki temu, że nie je mięsa, czały czas o nim myśli. Ta myśl go nawet prześladuje, może nawet szczyci się on tym że nie je mięsa. Może fizycznie nie zabija zwierząt, ale w jego umyśle te zwierzęta ciągle giną, bo on je zabija w obrazach jakie widzi.
Nie wiem czy wyraziłam się jasno, jeśli nie to bardzo przepraszam.
Pozdrawiam