
Robert Rusik
Użytkownicy-
Postów
6 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Robert Rusik
-
Małpie figle
Robert Rusik odpowiedział(a) na Robert Rusik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
No własnie to samo chciałem napisać.... same limeryki na Piaskownicy... poza tym nie miałem pojęcia ze taki dział istnieje, pewnie tam bym zaczął. No i taka kwestia.. a dlaczegóż to poezja ma być ponura? Ja tylko prezentuję parę rzeczy będących obok mnie z mojego punktu widzenia, ciesze się jak ktoś dzięki mnie sie uśmiechnie:) Po przeczytaniu paru wierszy tutaj (i nie tylko) widzę domorosłych poetów, jak z namaszczeniem skrobią literki, myslą, kombinują, w koncu publikują i wychodzi.... knot... Wole się bawić :) I mam nadzieje, że czytajacy moje wierszydła bawią sie tak dobrze jak ja :) Pozdrawiam i dziękuję za konstruktywne i rzeczowe komentarze :) -
Małpie figle
Robert Rusik odpowiedział(a) na Robert Rusik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Z głębi dzikiej dżungli, gdzieś w środku Afryki dobiegają hałasy - wycie, jęki, krzyki ogonami machanie, spojrzenia z wrogością... Małpy się dziś zebrały radzić nad przyszłością. Wielce zatroskana małp kondycją marną dziś Unia Afrykańska pragnie nas przygarnąć. Dalej wszystkie zatem, radźmy małpy drogie, Czy nam unia nadzieją, czy nam unia wrogiem Kapucynki krzyknęły: „My najlepiej wiemy i do tej waszej unii na pewno nie chcemy. Seks, zbrodnie, zboczenia w ogromnej ilości, puma wyszła za węża! A gdzie są wartości?” Znana z tego że Małpsa „Kapitał” czytała z palmy najwyższej siwa małpa powiedziała: „Ja na tych zasadach nieźle się wyznaję dobrze znam i rozumiem unijne zwyczaje Żeby jakość kokosów była jak najlepsza trza na każdym orzechu pieczątkę przypieprzać, poza tym przepis pewien jest ogólnie znany, małpy będą pracować, prostując banany.” Wtedy małpa największa nagle głos zabrała (kiedyś dali jej brzytwę, więc palców nie miała) I rzekła: "My tu wszystkie przymieramy głodem! Tak dalej być już nie może! Szympans musi odejść!" Takich małp ta Afryka dziś nie potrzebuje jeśli będzie potrzeba, palmy zablokujem! bo Unia Afrykańska to jest dla nas szansa! Będziem banany prostować! ale bez szympansa!” Makak rzekł: „Małpy drogie, skończmy nasze kłótnie słonie i antylopy śmieją się okrutnie. Wszystkie się pogódźmy, ja wam dobrze radzę, lew ze swoją grupą chce tu przejąć władzę!!” Śmiech się gromki przetoczył, pomiędzy palmami Między pawianami, orangutanami, Tylko głosik cieniutki zakrzyknął z oddali: „Lew się już nie liczy! Lwa już wydymali!” I tak się kłóciły, dni i noce całe. Choć plany były wielkie, to efekty małe. A ja się bardzo cieszę, ze jestem człowiekiem, i że owa Afryka, jest ponoć daleko... -
Rodzina Politycznych
Robert Rusik odpowiedział(a) na Robert Rusik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kiedy już wszyscy się pojawili szczęśliwy ojciec, po krótkiej chwili dumnie oświadczył rodzinie całej, "Znajdźcie dziś imię dla mojej małej"! Dziadzio przypomniał sobie legiony, "Piłsudsia" - podał pomysł szalony. Wuj Zdzich, co własnie z blokady wrócił, głośne - "Lepperia" - swym basem rzucił. "Millrysia" - ciocia stwierdziła głośno, lecz wtedy mama rzekla z radością: "Spójrzcie w jej oczy, przecudne, ckliwe, Begeria - oto imię właściwe"! Krzyczeć zaczęła cała rodzina "Tusia","Oleksia",Kwasia","Giertyna"... Ojciec na wszystkich spojrzał spod byka, rzekł - "niech na imię ma - Polityka"! -
Podrzuć jakiś koncept
Robert Rusik odpowiedział(a) na jasiu zły utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Hmmm... Troszeczke razi (ale tak malutko, naprawdę) -- "widziałem jak żeś zbladł", poza tym super :) no i ta końcówka, rewelacja, dwie ostatnie zwrotki rzucają na kolana :) Pozdrawiam. -
Na początku nikt nie zwrócił na nie uwagi. Czarne punkty, słabo jeszcze widoczne, rysowały regularne kręgi na błękicie nieba. Okoliczni mieszkańcy, jak każdego dnia, zajęci byli swoimi codziennymi sprawami. Powietrze przepełnione było gdakaniem kur, szczekaniem psów i zapachem gnojówki. Tu i ówdzie zaryczała krowa, przejechał samochód. Tymczasem sylwetki na niebie krążyły bezszelestnie, powoli opadając. Stopniowo pojawiało się ich więcej i więcej. Wkrótce można już było zauważyć, że nie są to ptaki. Miały bowiem szeroko rozpostarte, błoniaste skrzydła, które pozwalały im swobodnie szybować w powietrzu. Wyglądały jak olbrzymie nietoperze. Nie wiadomo, co pierwsze zwróciło uwagę ludzi. Może była to nietypowa sylwetka, może olbrzymia liczba stworzeń, a może ich wielkość. Już wkrótce obserwatorzy, których przybywało z każdą chwilą, zdali sobie sprawę, że nietoperze, o ile to były nietoperze, są naprawdę olbrzymie. Kiedy jednak pierwsze z nich wylądowały, ich wielkość przerosła najśmielsze wyobrażenia. A one spokojnie stawały na dwóch krótkich nóżkach, otulając szczelnie całe swoje ciało olbrzymimi błoniastymi skrzydłami, pod które chowały również głowy, i zamierały w bezruchu, niczym posągi. Dumne, 20-metrowe kolosy… I wtedy pojawił się strach. Cała równina, na brzegu której znajdowało się kilka wiosek, pokryta była olbrzymami. Wszyscy, którzy obserwowali lądujące istoty, rozbiegli się w panice, chowając się w swoich chatach. Spodziewano się najgorszego – ataku olbrzymów, zniszczeń, śmierci. Wyobraźnia podsuwała przerażające wizje, mroczne i okrutne niczym obrazy Goyi. Tymczasem gigantyczne stwory ciągle stały nieruchomo. Po pewnym czasie pierwsi mieszkańcy, ośmieleni panującą ciszą, ukradkiem zaczęli spoglądać na pola. Najodważniejsi opuścili swoje kryjówki, i wykorzystując każdą przeszkodę, za którą można się było schować, ruszyli powoli w kierunku równiny. Podchodzili coraz bliżej tajemniczych istot, gotowi jednakże uciekać na widok każdego podejrzanego ruchu. Stopniowo pojawiało się coraz więcej śmiałków. Aż w końcu ciekawość zwyciężyła. W kierunku nietoperzy poleciał pierwszy kamień. Uderzył w bok najbliżej stojącego olbrzyma, nie czyniąc mu żadnej krzywdy, odbił się i spadł u jego stóp. Brak reakcji spowodował pojawienie się drugiego, trzeciego kamienia. Wkrótce było ich coraz więcej. Jednak wieśniakom to nie wystarczyło. Ktoś przyniósł kanister z benzyną, więc otoczono jedną z istot, oblewając jej nogi, a następnie podpalono. Już po chwili płonęła ona jak pochodnia. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, dopiero kiedy ogień objął całą sylwetkę, nietoperz nagle rozłożył ogniste skrzydła i wydał głośny, długi, przejmujący krzyk. Wszyscy rozbiegli się w panice, oczekując na reakcję pozostałych stworzeń. One jednak stały w milczeniu, jak gdyby nie zauważyły śmierci jednego z towarzyszy. Brak reakcji olbrzymów spowodował poruszenie wśród wieśniaków. Już wkrótce równina zaroiła się od grupek ludzi, uzbrojonych w benzynę i zapałki. Pojawiły się pierwsze żywe pochodnie. Powietrze raz po raz przeszywał rozpaczliwy krzyk śmierci. Wkrótce polana zamieniła się w las płonących słupów, a pomarańczowy blask ognia oświetlał bezlitośnie rozradowane twarze tubylców. Kolejny triumf człowieczeństwa nad nieznanym. * * * Miesiąc później pewien doktorant, analizując satelitarne zdjęcia Ziemi w swoim laboratorium, zwrócił uwagę na regularnie rozmieszczone punkty na jednej z fotografii, pokrywające równinę położoną w słabo zaludnionej części kraju. Z doświadczenia wiedział, że formacja taka nie mogła powstać przypadkowo. Zaintrygowany odkryciem, przerysował punkty na kartkę, zachowując skalę, a następnie spróbował rozszyfrować. Nie było to trudne, okazało się że jest to prosty system dwójkowy, jednakże otrzymany rezultat wprawił go w najwyższe osłupienie. A później zdumiał się cały świat. Była to wiadomość. Wiadomość przeznaczona dla Ziemian od mieszkańców galaktyki. Nie było w niej tego, czego się spodziewano – skomplikowanych formuł matematycznych czy fizycznych, sylwetek obcych, położenia ich planet. Nikt nie tłumaczył nam zasad budowy atomu, nie objaśniał twierdzenia Pitagorasa, nie przesyłał wzoru Einsteina. Rada Galaktyczna, obserwująca planetę Ziemię od dłuższego czasu, uznała, że nadszedł odpowiedni moment abyśmy stali się członkami całej cywilizowanej części galaktyki. W tym celu wysłano specjalny statek kosmiczny, który przewiózł w okolice naszej planety posłańców, mających nam przekazać wiadomość. Rada Galaktyczna zaprasza przedstawicieli naszej planety na uroczyste zgromadzenie. Wiedząc, że nie dysponujemy jeszcze odpowiednią technologią, na orbicie naszej planety zostanie umieszczony specjalny satelita, który zawiezie 12-osobową delegację na zebranie. Statek transportowy będzie czekał na decyzję przez dziesięć ziemskich dni. Jeśli nikt nie pojawi się na pokładzie, oznaczać to będzie odrzucenie zaproszenia. I skazanie na galaktyczną izolację. I transportowiec czekał na orbicie dziesięć ziemskich dni. Na próżno…
-
Klub Byłego Posła
Robert Rusik odpowiedział(a) na Robert Rusik utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jest takie miejsce, każdy je zna, Pośrodku miejskiej, zapadłej dziczy, Tam ciągle przeszłość w bezruchu trwa Na skraju miasta, gdzie cisza krzyczy. Między jemiołą i zwiędłym bzem, Ścieżka, co dawno trawą porosła. Przy drzwiach tabliczka pokryta mchem: „Witajcie w Klubie Byłego Posła” Nie wejdzie nigdy tam żaden z nas, Tylko przebrzmiała duma tam bywa. Czarny fortepian, bębny i bas, Orkiestra bluesa smętnie przygrywa. W menu jest piwo, wódka i rum, Jest też wyborcza kiełbasa tłusta, Śledzik i karpik, flądra i sum, Wprost z wierzby gruszki, głąby, kapusta. W oparach dymu malutki bar. Przy nim przejrzała, zwiędła kokota. A że dookoła harmider, gwar, Wprost jej do ucha Rysio bełkota: „Chciałem... nie mogłem... nie brałem nic... ja bym to zrobił... lecz mi nie dali... ja prawdę mówię... to żaden pic... choć obiecałem... przegłosowali...” Romuś cichutko w kąciku śpi. Kiedyś tak mówił swoim kolegom: „Wykopmy wszystkich, którzy są źli”! Więc wykopali. Niestety, jego. Na środku sali drewniany stół Ten cztery karty, ten trzy dobiera, Talerz ogórków i litra pół Czterej panowie grają w pokera. Jeszcze niedawno na całość szli, W puli leżały grube miliony. Jednak rządzenia minęły dni, Teraz zostały tylko żetony. Widac, ze bardzo przejęci grą „Damy na królach!” czasem ktoś wrzaśnie. „Kareta dupków!!” „Oh, merde” „pardon??” kareta dupków... dupki... no właśnie. Rankiem wychodzą, gdy miasto śpi Czy to z prawicy, czy to z lewicy. Dawno iluzji minęły dni... Dziś przyjaciele, nie przeciwnicy. W pół się obejmą, Zdzisio i Rych, I głośno wszystkim razem zanucą, Że ten i tamten, i każdy z nich: „Wszyscy tam jeszcze ku**a powrócą!!!!!”