Pragnę dziewczyny, z parą warkoczy.
Warkoczami oplotłaby moje oczy
Nie widziałbym tego co widzą me oczy
Zapragnąłbym życia w uścisku warkoczy
I byłbym Tylko ja, dziewczyna i One!
I pewność, ze nikt mi Ich nie odbierze!
I radość z miłości płynącej Ich szczerze!
I trwałość płynąca z tej osobliwości!
I w Nich pokładałbym wszelkie nadzieje!
I zrozumiałbym wreszcie co znaczy : "Istnieje!"
I kochałbym, Bogowie mi świadkiem bym Kochał!
Na zawsze tak bardzo i mocno bym Kochał!
Wciąż nowe, na nowo poznane od nowa
Za to, że są i będą. Jakie tam słowa!?
Słowa puste i zbędne, nie to co One
Za nic tu słowa, gdy w onych tone
Każdy dźwięk milczy, każdy w Nich ginie
Wzburzonych tornad, kipiących wulkanów,
ryczących lawin, lamentu kurhanów
Życia, śmierci i seksu czar minie...
A One? Któż wie, namiętne, wilgotne
Jak diament wieczne i jak ptak lotne
Wiernie oddane niewiernie przewrotne
Skazany na zmienne warkoczy kaprysy
Z nimi na wieki jak ze zmarłymi cyprysy.