odnależć chciała młodość
wrócić w czas błogości
zmęczona długą podróżą
wspomnień niewiasty szukała
zakurzona sukienka
w połysku utracona
zapleciona w pajęczynę
zapadnięte powieki
zwilżone rzęsy słonym deszczem
malowane niegdyś węglem
w mętny popiół zmienione
ciało wiotkie - już nie swoje
aksamitność w samej szorstkości
zamknięta w otwartej przestrzeni
w chaosie ludzi wyobcowana
w kufrze czasu
bolesna pamięć odtwarzana
Otwieram oczy
w palącej mgle
dostrzegam postać
wytężam wzrok
zaślepiona świetlistym blaskiem
marszczę czoło
przygryzam usta
zostań
w czystości chcę trwać
wznosić się nad szarością
bezustannie wdychać wietrzny smak
jedynie delektować się
w cichym brzmieniu skrzydeł
nie chcę bytu
w ziemskiej mogile
mimo ciężkich powiek
zmęczonych stóp
trzeźwym okiem umysłu
otwieram żelazne wrota mego serca
Otwieram oczy
w palącej mgle
dostrzegam twą postać
wytężam wzrok
zaślepia mnie świetlisty blask
marszczę czoło
przygryzam usta
zostań ze mną
w czystości twej chcę trwać
wznosić się nad szarością
bezustannie wdychać twój wietrzny smak
zbliż się
unieśmy się w górę
w cichym brzmieniu twoich skrzydeł
nie chcę bytu
w ziemskiej mogile
mimo ciężkich powiek
zmęczonych stóp
trzeźwym okiem umysłu
otwieram żelazne wrota do mojego serca
Ten wierszyk jest o osobie,która jest całkowicie zmęczona życiem,a nawet samą sobą.Dana osoba nie czuje siły, aby sprostać problemom,które ciągle ją w życiu nachodzą...
Z pośród wszystkich,
musiałam akurat trafić na ciebie.
Tępisz wszystkich,
parząc mnie po całym ciele.
Bez litości karcisz mnie codziennie,
z przyjemnością oglądasz mnie obolałą.
Z wygraną owijasz mnie wrednie,
zabierając mnie później pokonaną.
Z dnia na dzień rozkwitał
owinięty przezroczystą powłoką
delikatną choć z pozoru masywną
powoli pękała z pojawieniem się słońca
jakby znów przechodził fazę zarodka
dalej zwinięty
tlił się w swojej otoczce
z obawy że nie pokona rozgrzanego światła
pękła...
lecz i zarodek zatrzymał się w miejscu
usychał z pragnienia
nie mogąc schować się od porażenia
faza rozwoju nowego piękna
umarła...