Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marek Barecki

Użytkownicy
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marek Barecki

  1. w zapaści widzę cienie sylwetki obleczone krwią rozlaną przez syna bożego zgaszone swiatło twarze blakną,zza mgły śmierć palcem za nos wodzi łóże szkłem obite klatki życia płona bezzębnie rzeczy widoczne gołą źrenicą mnożą jazgot w zawszonej obłędem głowie czas rozdziela zasieku zbutwiałem kradniesz me wyroczni znamię zziąb płoszy kruki na żer obsesja zatracenia,z nadmiaru sinobrunatnych ran ciała zeszpecenia zatwarza zwątpienia pal wisielczy w napasci podłych zadarzeń zawiduję raj... skropiony potęgą demonów nephilim 2009
  2. noce w gardle kością stające ludzie chodza z obowiazku płażenia pod parasolem gdybań niebios marzenia poczatkiem końca są tęczy harmonu barw wzniosłe gesty,uczucia serca czystego androny plecione nieświadomością głupawą mówię kocham cię mówię prosto i zwięźle mówię a w zębach trotyl trzeszcze
  3. przestań śnić przestań czekac na drugim końcu brzegu nie dzieli nic nas dzieli nas wszystko słowa bełkotliwe,po próżno rozsypane gwałcą sens współistnienia wrak tyś wrak tyś animozu nadmiar obfity próba sił z miłości nadam gwałtu imię zupełnie jakby bezgwałtem nazwane zgniotę łapczywie odzyskam zatracony honoru przymiot oczy Opatrzności radują serca pusty wrak z woli nieba nastapi pomieszań przaśny akt powinnośc ofiary,służących na ślepo łap drogi Boże ty przecież to znasz powinność kurdupelka oto czemu zawierza cały świat Ty to dobrze znasz Ta tajemnica obrazu na podobieństo Ta bezkresu wola ulepiona z miliona przeszkoda że z krat NEPHILIM 2009
  4. cisza złowroga opętany zestaw czterech ścian pentagram na czole uwiera komory gazowe,podwórka uryną umajone szklane tuby migocą okna pojazdów szyną w ruch pobudzonych niczym zakrywać nie chcą brudu ulic zdania jadowite,opinie cierpkie człowiek człowiekowi katem mity obłudne,pozycje grzeszne akty maskujące kłam prawdziwoty powzietych wpierw intencji złowroga atmosfery zadysznia ten chłód czuję go zazbyt dokładnie strach zarzucić wisielczy zacisk strach iść dalej by szaleństwa amok nie wzbudził bestii pazur odwetny przeklinam was przeklinam siebie zaklinam wytyczam sobie agonu szal
  5. jestem ścierwem tak sobie myśl jestem mnogą liczbą twoich złych snów unaocznień jestem wrogiem twych rąk twej myśli,twego oddechu twej pokrętni czynów jestem oddany pod karny mur wielorakość form opresji to twa inwecji sztuka pospiesz się ukatrup czego nie trawi mózgu splot falą zjeżony zarżnij siebie nas każdość symbolizującą tą pieprzoną miłość GHOST 2009
  6. nasza miłość zastygła flegmą owita napotkała kres kraniec chęci ku sobie lgnięcia tryliardy sekund dziś błazenadą się zdają słowa lukrem nasączone onegdaj były jeno grobem pobielanym nasze mysli nie płynęły nigdy jednej strugi wstegą przenigdy nie żyły prawdziwoty upojnym uskrzydleniem twoje usta zgrzybiały moje oczy żalem zaropiały wasze gestykulacje przecież przepowiedziały ...ZBRODNIĘ
  7. Czasami to zespolenie dwóch osób podobno wielce zakochanych w sobie przypomina zejście z deszczu pod rynnę.Marzenia są przepiekne ale życie koryguje wszystko doskonale.Zatem panie Michale szlag zespolenia ma rację bytu choć interpretacja to prywatna sprawa.
  8. trwasz w oku mgnienia samoistny wkład,samoistna poza samospalenia wewnętrzny żar trawi całość czyż można żyć pod batem czyichś drwiąco nienawistnych stóp? niby razem a osobno niby papier nosi piętno ciał zespolenia niby szlag nie trawia ot tak zewnętrzny chłód amputuje całość nas trwam by zabić smugę cienia!?
  9. można szeleścić mowy wzniosłe potem zakrztusić sie przeklinać ten dzień,inicjacji nieba z piekłem możesz użyć mej osoby frak jako wycieraczki zsyp jako jednorazu ręcznik jakowo nastroi szalony mózg wyprany z poczucia jawnej winy możesz stać wspak miłować slużalcze tony zaślepu oddania bez zbytku osoby uczuciem penetracji można tak przecież ciągłoty mnożyć nić lukrzyć androny grać pełnia jadowitych barw przemożna komuś nałożyć sznur omamić iż to oddania brzemię przemożesz ukatrupić nas przemożesz nas określic mianem defektu serca powonienia
  10. zanik więzi,czułych musknięć ciał słów zawiernych mnożących słodycz współistoty tchnienia warkot przeto nadaremny czas czekania,czas olśnienia nas zaprawdę nago uwidzenia dom bez ognia,żaru ku niebu mknienia agonia wyższych stapnięć zamarzeń o pełnej harmonii smutek jeszcze liże twarz włos dzielony sztyletem wpół mgła spowija tepoty strugą zamykam wnętrznoty miech pora wstać pora pogrzebać śmiesznoty żenad ...kiedyś podobno w Tobie zamigotał jedyny miłości trakt
  11. śpisz okryty ścianą złudzeń lekko skulony,twarzą ku niebu nakierowany spokój wypełnia szczelnie kanały uszne,zwykle grą marnych słów porażone pierwotny lęk przed tym co znane czemu jeszce nie dano objawić oblicza koloryt drażą krzyżem,gwoździa szpikulcem gwałt niekiedyż bywa ofiarom zadziwiająco upojny śpię lewitatem apostatu stygmaty płoną siarkowodorem bluźniercy pospołu z kastą zakapturzonych czernią i bielą noszą monstrancje pulsujące martwoty pustosłowiem kanały oczne rejestrzą zawolny agonii wernisaż pierwotny gwałt wypływa z nosa zawszonych warg idż zatemż sam pokój napotkasz za linią zawsze skundlonego ja
  12. okna rozstrzelone wiatr roznosi pomór ilokroć patrzymy w swe oczodoły tyleż umiera i rodzi się Bóg ilekroć Opatrzności majestat objawia się i zanika w noc szaleńczą tylekroć sens pozwala nam chwalić i złorzeczyć świat upchany w jednej talii kart rozczapirzona arena walk pazur judzi mściwoty pięść głowa położona wspak sypią się myśli honor,plac ojczyżniany,jan ojciec paweł niby wszechmogący RA jakież to przyziemnoty uroczysko a gdzie zamieszkał w sercach słońca Wielki Duch po bezdrożach snuje się bezpańsko prawdy DECH
  13. do dna wypij mnie wiem,ten moment odruchu ta gorycz,ten niesmak zapijaczony człek łatwiej znosi tresomatu korytarze pomyśl,czyż wizja nie wnosi harmonii ład spiekielny ucałuj stopy me bij pokłony a będę przeto bardziej dyskretny zaszlachtuję wypatroszę naniosę sieć współrzędnych krojących tnących wiodących krematoru inkubatorem nachyl wargi swe powiedz że chcesz że odwyk nosi znamiona zbrodni
  14. wypiorę twe brudy o kant mego legowiska zanim czas zeżre wnętrza futerał moment zejścia podobno jest przebłyskiem zaniosę jażń ponad dachy budowli kościelnych niech zstapi duch i naznaczy serca prawdą brzemienne otworzę drzwi by oczy rozpierzchły wzrok by dłonie przejrzały by usta powiły jad co spopieli otchłani ścierwo obudzisz się obok obaczysz znaki bedą sześcioramienne
  15. na dziś słowa piołunem nasączone wikt boga miłości wymiociną goreje kochać to zadzierżgnąć łeb o kajdan szubienny i otrzeć kark o krawędzi szpikulec na teraz łżesz na teraz spijam żółci tron wotywny na dziś mkną obrazy na teraz krew czyni nasz chleb powszedni na jutro suną amoku wizje ciało jeszcze żywe ciało toczy czerw całość wytoczyła rozumowi zbrodnię od dziś mów przeto kocham od dziś nie zapomnij zapomnieć me imię
  16. teraz czuwam bezkreśnie mydlę myśli by słowom nadać przymioty szkliste kocham cię warkotem serca zawałem spadkiem upadkiem sinolicą żyła stekiem przekleństw złorzeczeniem o pomstwę do Nieba teraz nie widuję Boga On albo ja nie żyjemy w komitywie dzieci kwiatów ktoś komuś niczym przedwieczny wróg kocham kochać nie kochać nie mogę ot tak bez powodu On albo On strefa kontrolowanego z oburącz zgniotu ghost
  17. egzaltacja,mroczki oczy śnieżą wywinęłaś jęzor paskudnie mam na myśli rzeczy próżne pójdziemy w las razem osobno cel zawsze rodzi się mocą samorodu frustracja,full na wypas mgła zmroziła móżdżał zaślubiny ślepowidzctwa z motyką ku słońcu pełznącą za ostatni grosz w przepaść lećmy potem łzy widać światłoczuły nerw ...jadowitym paznokciem rozbabrany
  18. zamykam oczy spowolnione obrazy,jęzory mielące ogień podobno z ciała Wszechstwórcy członki nasze wystrugane otwieram drzwi...oczywistej wiadomości drzewo poznania krwią zbroczone człek człekowi ością w gardle staje mowy,logarytmy fałszem podszyte słodycz potem żółcią spływa akt męczeństwa,ślepej zawierni legendy o krainie nie zatraconych szans wywracam flaki na wskroś nocą zapuka opiekun stróż może ocali może wetknie sprawiedliwoty nóż ołtarz ofiarny zwykle tuż obok powali kozła z nóg powiadasz zatem po prostu bądź po prostu jeno słóż powiadam kości rzucone o jaśnie wielmożny bruk
  19. tresomat zdrowotny tam,tu,to,ten,tamta,tamtego wymiocisz wstyd przeto zastępy anielnych skrzydeł wniosą skargi rewizjomat czerwienne wybroczyny parocentymetrne bruzdy szpecą ołtarze bożnic kapłani kadzą,mowy wzniosłe prószą kurz grzybem pleśni najeżony respirator gilotynny zesłany duch odświętny nastraja do boju orężem bełkocisz o stanach od ze zła ucieknienia przeto szabatu ramadanu wielkanocy przaśna przecudnia kalejdoskop bagiennych wrót przodem płażą sami do pieca krematoru jak zwykle niczemu sobie...WINNI....
  20. wiesz...ten dotyk zwróć minionej chwili twarz pamięć jeszcze nie zamarła trudzi oczy by na ponów zobaczyć ten pierwszy .........dotyk ust wiesz,czas kroi obrazy w drobiny makowe halucynacje spijają co najznakomitsze nam niewiele z tej uczty zostało jeszcze omijamy ciała okręgu ruchem jeszcze na złość sobie samym jeszcze padnie ochłap serca .....jeszcze wiesz czego tu plątać sny wiem wiesz wiara trąd pożera noc to musknięcie warg pamięć absolutna szatkuje mózg ślepa modlitwa o więź za dnia za doby koślawej fikołek wiwisekcja łza w stajni zaistniał On w stajni zaszlachtowano czyżby jeszcze człowieka?
  21. balast uczepiony usilnie drąży świdrem miłość dusząca bez miłości kagańcem ścierwo mamiące duszę,słodycz życia z życia kradnąca uśmiechy fałszywe palec wskazujący koryto bezsensu męki wiatr chłodem zmierzwiony jego trupi urok myśli dudniące,wyjście na zewnątrz z pewnych poddańczych praw zakazem opieczętowane miłość jadem nastroszona żyły zsiniałe,noszą znaki stygmaty co bóstwom miłe słowa,strzępy zdań raz sobie śmierć śpij wiatr czasem przynosi pożogę
  22. powiesz tak ,rzeczesz lepkie androny łyknę ,znam siebie od dna rozpalę serca miech niosąc w ofierze rozum,wrażliwoty kłos całość tchnienia co czyni pokoju aurę pokiwasz głową obejmę ciało twe służalczo zakotwiczę dłoni cyrograf będziesz mamić,zdradę knuć czas wznieci łunę namiętności mdłości niszczących sacrum dzieła na hańbę niebios zaczynioną powiem już ,odrzeknę nie starczy sił porzucę każdą z możliwych dróg uratunku i wiem,ukatrupisz naszość zarżniesz co naszło trwa najdzie o brzasku dnia znam cię znam myśli twe wiem gdzie byłaś każdej godziny swego trwania tu i tam
  23. wiara zawiodła,jej nadmiar dziś uwiera upadek podobno wstydu bezmiarą marność rzeczą powszechną loty wyższe ...fantasmagoria ,namacalna rany rozwiertem obok śpisz ,notoryczna ucieczka od dzienności kolorytów obok gnijesz przytomnie słowa plecione czasem,gesty znające kiedy do padołu przyskrzynić noce bezowocem nawiedzone nadzieja pozwala śnić smutek zabija Boga żałość wymusza iść bluźnierstwa znaczą tyle co z martwych powstania dech ślepa nadzieja prowadzi na skraj z mrzonek wystarczy tylko skręcić kark reszta załomoce resztką całej tajemnicy niedowiary
  24. daj mi swą twarz,przejrzę ja dokładnie zmyję każdy brud wykrzyczę całemu światu liczne zbrodnie zapłaci każdy,niejeden nosi choćby i ziarnko odstępstwa dam Ci dłoń,kreśl zatem esy floresy rżnij,rąb,tnij proszę oto kilka gwoździ użyj je ,pomogę z chęcią wskażę miejsca szczególnie wrażliwe na ucisk na ból przeszywający jeszcze pulsujące życiem ścięgna ukaż swą duszę jestem lekiem,jutrzenką szepczącą miód ukojenia inkubatorem balsamującym rzeczy w głaz zamienione czasoprzestrzenią ,antytezą chaosu,zadatkiem na wieczny żywot Ja człowiek Ja błazen Ja ścierwo fałszywe ofiaruję małe wielkie nic użyj mych piszczeli zużyj całość ,obróć w proch Ja rachityczny czerw kocham ja pyłek, po stokroć przez krainę niebieską wyklęty miłuję błagam nie odmawiaj,mieć czelność ukażę dno,cały majestat Ra ....ukażę upadek własnego JA
  25. wierzę iż nie wierzę iż wiara nosi wiary moc wczoraj widziałem Boga wczoraj zstąpił anioł piekieł tak jeszcze wczoraj piłem z Tobą w bramie brudna miłość ,zawszona ,znacząca chwilę zmysłów upojenia wbrew spojrzeniom niebios na przeciw logice piękna zaistnienia nie wierzę oczom ślepcem żem nie wierzę wierze co płodzi rozczaru pętle wisielczą co ryje ran klątwę oszpetu nie zapomnę pierwszy raz gdy byłaś blisko bliżej niż ON niż Logosu dech apostatu bluzg pierwszy śnieg,pierwsza iluminacji rozbłyśnia Pamiętam Ją................................................poprzez zasłonę uczuć trywializacji
×
×
  • Dodaj nową pozycję...