
nieczarnykot
Użytkownicy-
Postów
14 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez nieczarnykot
-
Pieska pogoda (felieton)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
już po świętach i dobrze dzięki za miłe słowa dzięki takim duchom ja scepitc, aż chce się pisać mam nadzieję, że też kiedyś taki będę p.s. co do liczebnika to, to jest felieton, więc "cyferkową" godzinę uważam za stosowną ... -
Pieska pogoda (felieton)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wieje, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąca, coraz silniej. Wszystkich powoli męczy taki stan rzeczy, no, media są wyjątkiem. Anomalia pogodowe są dla nich kolejnym orężem do walki ze sobą o, szaregozjadaczajakichkolwieksensacji. Ja tego wieczora znalazłem się daleko od kamer i mikrofonów, a dokładnie rzecz biorąc błądziłem. Tułałem się po swoim jeszcze bardziej przytłaczającym niż zwykle osiedlu. Przy tak piorunująco ciekawym zadaniu, jak szukanie dwunastoletniego psa, poznałem sympatycznego pana Tomeczka. Najnowsza wichura, ba, nawet orkan jak nazywały ją głośniki i artykuły, uczyniła go osobą bardzo zajętą. Mżawka była daleka jeszcze od tego by stać się deszczem, ale, że to nastąpi nie pozwalały o tym zapomnieć złowrogie pomruki burego nieba. Nie wróżyło to najlepiej wszystkim nie zmierzającym prosto pod dach jakiegoś schronienia. Tym bardziej zainteresował mnie mężczyzna średni pod każdym względem. Biegał od drzewa do drzewa, a wybierał te duże, stare, rozłożyste. Z wrodzonej ciekawości i umiłowania logiki, nie mogłem odejść bez wyjaśnienia tak intrygującego zjawiska. Zawołałem po prostu: - Przepraszam, która godzina! - 20:45 – odpowiedział, cały czas wyglądał maksymalnie średnio. - Dziękuję, ale może pomogę, zgubił pan coś? – przedstawiłem się. - Tomeczek jestem – odpowiedział i uśmiechnął się całkiem nieprzeciętnie - Nie, nie, z pracy mnie dziś zwolnili. - I to jest metoda na rozładowanie stresu? - Nie, szukam gałęzi, która mnie przygniecie i spowoduje moje zejście, bo do godziny 00:00 mam jeszcze ubezpieczenie, w którym jest zawarta całkiem niezła suma za mój zgon, jakikolwiek. - To nie lepiej palnąć sobie w łeb? - zapytałem zirytowany, nawet nie wiedzieć czemu, może całą absurdalnością tej sytuacji, albo nieuchronnością znalezienia Burka – Tomeczku, nie rób tego! – poprawiłem się szybko. - Muszę, to najlepsze rozwiązanie, a samobójstwo, to wstyd rodzinie. Ludzie będą gadać, a zresztą chyba akurat tylko w tym wypadku zakład ubezpieczeniowy nie wypłaca należnej kwoty. - A nie lepiej najpierw nadpiłować jakiś konar? – brnąłem mimo woli - w taką pogodę nikt się nie dopatrzy, a jak coś śledztwo wykaże, to i tak nikt nie pomyśli, że ty sam, tak dla siebie. - Jednak nie, bo to jest grzech, tak nie wolno. Lepiej powierzyć siebie ślepemu losowi, lekko mu pomagając oczywiście. – uśmiechnął się smutno. Nie było mu lekko na pewno ale wydawał się tak utwierdzony w swojej racji, że zaniechałem przekonywania. - Ja tobie powiem, że jak szukam tej gałęzi, to cały czas myślę, że gdy znajdę tu kogoś zbłąkanego, to może trzeba mu pomóc. - Aha, rozumiem, ale mam pytanie jeszcze jedno ... - Przepraszam i tak dość czasu zmarnowałem, rozumiesz. Odszedł. Tego wieczora podczas wichury w naszym mieście zginęły dwie osoby przywalone konarami. Danych osobowych nie podano, więc nie wiem czy Tomeczek zadbał o spokojny los swojej rodziny. Mam nadzieję, że tak, ale biorąc się w garść i znajdując inne rozwiązanie. Stara prawda z bezwzględnego świata handlu mówi: po pierwsze nie kłamać, po drugie, o ile można nie mówić prawdy, nigdy jej nie poruszać. Tak samo ja zacząłem szukać Burka, bo za tyle lat razem należało mu się to, jednak za te kapcie i szczanie po butach, też na coś zapracował. Nigdy nie wierzyłem Ance gdy mówiła, kochany piesiunio nie chciał tego, stareńki jest, piesiunio przeprasza pańcia. Zaglądałem tylko do okienek zamkniętych klatek schodowych, nie rozglądałem się zanadto. Z podziękowaniem dla Ani Ostrowskiej za pomoc warsztatową. -
masz opcję usuń, wykorzystaj ją i wklej tekst do odpowiedniego działu. Nie pytaj mnie tylko do jakiego, bo będę musiał być niemiły ...
-
1000000000 godzinny limit na prozie ;)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Forum dyskusyjne o portalu
... a warsztat z limitem 6 godzinnym przy 7 publikacjach w tym roku to w ogóle cudeńko, normalnie pomysł wart grubszej nagrody. Znaczy tak na poważnie, wygląda na to, że tu kiedyś było życie, tylko w przeciwieństwie do poezji, w prozie limity były jak kulą w płot. Normalnie, początek końca. hehe -
1000000000 godzinny limit na prozie ;)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Forum dyskusyjne o portalu
tak dokładnie, zakątek wydaje się miły, jednak pusty jak moja kieszeń. hehe -
niech trwa jak najdłużej moje zejście, zawsze może by się jeszcze coś wartościowego napisało. hehe
-
1000000000 godzinny limit na prozie ;)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Forum dyskusyjne o portalu
... na poezji jeszcze rozumiem, że macie ostre ograniczenia, ale na prozie!? przy tylu aktywnych autorach!? dzięki! humor mam poprawiony do końca tygodnia. hehe ps. limit 48 godzin na prozie nie zrobi żadnego zawału, a może trochę ruszy ten umierający dział. ps. ps. przepraszam za brak komentarzy, ale to wkrótce się zmieni, tylko pewności siebie nabiorę. -
tylko ty wybraniec hehe
-
Witam , ważna sprawa (dla mnie)
nieczarnykot odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Pisz trochę krócej, lub popracuj nad stylem bo bardzo ciężko ciebie się czyta. Z tego niekontrolowanego słowotoku wyłowiłem dwa wnioski, "on" jednak nie jest super szczęśliwie zakochany jak sugerowałaś wczoraj. Po drugie cały ten twój zawał słowny charakteryzuje cytat powyżej, to wszystko jest twoją nadinterpretacją tekstu, a ta nie ma nic wspólnego z interpretowaniem. Nie masz racji absolutnie jeżeli chodzi o konkluzje finalne. Dla swego dobra popracuj nad stylem, bo aktualnie polemika z tobą nie ma sensu, masz coś do przekazania, ale nie umiesz tego napisać. -
Witam , ważna sprawa (dla mnie)
nieczarnykot odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
"Banita boski to mój los, Lecz nie ja go sobie wybrałem; To ona mi wybrała go: Dziewczyna, którą ubóstwiałem." Te cztery linie obalają kompletnie twoją teorię. Banita --> wygnaniec, czyli osoba nacechowana negatywnymi emocjami i takie dzięki tytułowi, ma być przesłanie wiersza. Boski nie oznacza dobry, piękny itp. (tak większość interpretuje), boski czyli nieunikniony, naznaczony odgórnie. Dziewczyna którą ubóstwiałem , czas przeszły oznacza diametralnie inne uczucia lub po prostu ich brak. Czyli osoba do, której już nie żywię pozytywnego uczucia, skazała mnie na wygnanie z domu, skazała na los tułacza i tęsknotę za nią, za domem, za życiem ( bo życie to emocje, pokusy, to jest właśnie szatan i diabeł ), więc jak może czynić mnie super szczęśliwie zakochanym?! masz jeszcze ze strofy pierwszej: "Niech przyjdzie mi samemu żyć" ten stan rzeczy nie zmienia się przez cały utwór, tu nigdzie nie ma my, jestem JA. strofa druga proszę bardzo: "A w serce moje wstąpił wiatr I tam on zamieszkał, i szumi; A domem moim stał się las; Nad lasem biją pioruny." Serce jest puste, bo gdzie przeważnie mieszka wiatr? Wiatr mieszka w szczerym polu, a tam nie ma nic. Dom-Las, odizolowanie od ludzi, życie pustelnicze. Biją pioruny, czyli targa mną niepokój, jestem pełen obaw. Na litość boską kobieto, napisz mi gdzie ty widzisz zadowolenie tego nieszczęśnika z tej miłości ( której z resztą nie ma, o czym mówi cały wiersz). Proszę, napisz. Chyba, że jaja robisz, to przepraszam. -
Witam , ważna sprawa (dla mnie)
nieczarnykot odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Banicja - (łac. bannitio, od bannire skazać na wygnanie) -ogłoszone wygnanie z ojczyzny. Skazany na taką karę to banita. E. Stachura wieczny tułacz, włóczykij, poszukiwacz. Szatan i anioł, to jest miasto, społeczność. Dobro i zło, wygody i niewygody bytu. Druga strofa opisuje bycie wolnym, co jednak wygodnym i bezpiecznym nie jest. Trzecia strofa to porzucenie swego życia, bo został sam, bez nadziei. Życie straciło sens, więc jedyny sens to porzucić życie. Klasyczny wiersz o nieszczęśliwej miłości i izolacji jako jedynej metodzie na taki stan rzeczy. przepraszam za chaotyczną wypowiedź bo mam mało czasu ... tutaj raczej faktem jest ta dziewczyna, i walczący o nią szatane z aniołem hehehe bardzo zabawne, bardzo ... -
pewnie większość zna, ale proszę sobie obejrzeć z otwartym umysłem ... ://video.google.com/videoplay?docid=-5870901554543719947&total=100&start=80&num=10&so=0&type=t100_pol&plindex=87 oczywiście przd znakiem dwukropka wpisujemy http, ale każdy pewnie łapie o co chodzi. hehe
-
rozdział I (szkic)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
dziękuję, za zachętę. mam nadzieję się rozpisać, teraz mozolnie przekopuję strony dla gimnazjalistów. hehe -
rozdział I (szkic)
nieczarnykot odpowiedział(a) na nieczarnykot utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Twarz miał przystojną, nie dotkniętą żadnymi zmianami. Wyraźny kwadratowy podbródek, szerokie koście policzkowe, proporcjonalny nos. Zwieńczeniem jego urody były piwne oczy, co stanowiło, że samicom podobał się bez słowa zaprzeczenia. Mongl prócz wyraźnej urody posiadał jeszcze jedną charakterystyczną cechę, był chamem. I nie o to chodzi, że większość mutaków z manierami ma na bakier. Nawet można przemilczeć kwestię wyzywającego drapania się po dupie trzecią ręką, tą tak praktycznie wyrastającą z pomiędzy łopatek. Ubiór i higiena osobista też go nie wyróżniały, normalny gangster niższego szczebla w tym mieście. Odzienie standardowe jak na lata siedemdziesiąte XXI wieku. Lniana koszula, mocne płócienne spodnie, wyróżniały go jedynie buty z lepszej skóry, kamizela z podobnego materiału i miecz krótki, szeroki dobrze wykłuty. To co sprawiało, że Mongl był nazywany świnią wśród knajpianych kumpli? Poczucie humoru. Szczególnie dowcipy o jego byłych samicach ich siostrach i matkach. Dziś, prawie dwumetrowy trzyłap czuł się wyśmienicie. Nic nie mówiąc wstał od stolika. Bar „Im więcej, tym lepiej” był wybudowany od podstaw jak większość budynków w centrum, nie nosił żadnych oznak budownictwa początku XXI wieku. Ściany z kamienia wznosiły się na wysokość trochę ponad metra, reszta wraz z dachem drewniana. Znaczy prawda jest taka, że „Im więcej, tym lepiej” został wybudowany na miejscu dziesięciopiętrowca i pod knajpą są solidnie utrzymane piwnice tamtego gmachu. Wróćmy jednak do Mongla, a tajemnice brać Kraks zostawmy na później. Mongl stanął na wolnej przestrzeni między barem a stołami, tyłem do dwóch barmanów i jedynego użytkownika, jednego z sześciu stołków barowych. Nabrał powietrza w płuca, znaczy chmurę tytoniu, konopi i całą tą pijacką aurę. Wiedział, że w drugiej sali nikt go nie usłyszy, ale osiem zapełnionych stołów w pierwszej, też może być niezłą widownią. - Uwaga, Uwaga!- można było ulec wrażeniu, że ogień ściennych pochodni lekko uchylił się pod siłą jego głosu- Mam do przekazania komunikat. Jaśnie nam panujący – nawet Mongl wiedział by głośno nie wymawiać imion kapłanów – wydał dziś komunikat, by ulżyć wszystkim przedstawicielom braków i zjebów w ich ułomności i coś tam dodać na ich mordy gładkie, parszywe. Odwrócił się w stronę baru. Na stołku siedział niespełna dwudziestoletni mężczyzna, w typowym zielonym płóciennym stroju charakterystycznym dla myśliwych. Nie miał jednak żadnej widocznej broni łowczych, tylko duży myśliwski nóż przy pasie. – Gadaj ofermo jesteś zjebem i coś poczciwego chowasz pod odzieniem, czy jednak jesteś nędznym brakiem bez miłosiernego namaszczenia na ciele przez Pana naszego jedynego!? – Mo zostaw go, niech wypije zapali i idzie. Dziś nam nie trzeba awantur z brudasami – odezwał się ktoś z głębi sali, jednak Mongl słuchał już tylko siebie. Chłopak wstał, był teraz pięć metrów przed Monglem. Ten na to czekał, wiedział, że ludzi można równie łatwo sprowokować jak mutaków. – No gadaj, kim jesteś? – mimo nonszalanckiej postawy, był czujny, wiedział że jego przewaga to przegubowy łokieć, nadgarstek oraz dobrej jakości nóż do rzucania, którego ostrze teraz pieścił trzecim kciukiem. Nie patrzył na niego, planował drogę ucieczki i bieg po dwóch najbliższych stołach w stronę otwartego okna, wydał się wcale nie taki głupi. W tym czasie gdy zbliżył się na odległość półtora kroku od mutanta, wyszarpał zza pasa na plecach zakazany artefakt. Jaki on szybki pomyślał mutak, któremu mina mocno zrzedła. Co on kurwa trzyma w ręku, żelazną klamkę? Nie kurwa to nie klamka, te nie są zbudowane z cienkiej długiej rurki, za którą jest walec z otworami, a to wszystko zwieńczone wygodną rękojeścią. Mongl się szybko poprawił, ten dziwny przedmiot zwieńczony był parą dzikich oczu. W tym niewielkim ładunku czasu o wartości najwyżej dwóch mrugnięć, Mongl pomyślał jeszcze jedno, dwa razy pomyślę nim kogoś zaczepi... jest to szkic, zarys, pierwszego rozdziału, jak słońce da wstęp do większej całości. prozy nie pisałem od czasów matury, a na polski to zawsze daleko było, w porównaniu z rzeką. czekam na wszelkie opinie. rozdziały mają być krótkie. w drugim ma być wprowadzenie drugiego bohatera. w trzecim przedstawienie fragmentów historii tego świata przez wprowadzenie trzeciej postaci. w czwartym ucieczka z baru i połączenie "drużyny". to tak w kwestii wyjaśnienia pozdrawiam