Pędzące niczym rumak, w szalonym galopie,
każdy inaczej pojmuje je sobie.
Wciąż zmienne, tak różne, w każdej chwili się zmienia,
choć znasz je tak długo, wciąż brak zrozumienia.
Raz spokojne, jak łąka w ciepłych słońca promieniach,
raz gwałtowne, jak piorun, w gromkich burz westnieniach.
Im dłużej je poznajesz, tym bardzie zawiłe,
wciąż rwie się do przodu, zostawiając cię w tyle.
Setki pytań, w przestrzeni nieznanego, gdzieś błądzi,
szukając odpowiedzi, zważaj byś nie zbłądził
i nie został wśród bezkresu, pytań tych odmętu,
zagubiony w sobie samym, pośród kłamstw i lęku.
Jedyną twą droga, iść dalej, do przodu,
na przekór wszystkiemu, ku drzwi prawdy progu.
Ważne, by się nie poddać i w losu zamętach,
nieść własne brzemię, jak skała w wód fermętach,
nie wzruszona, pośród sztormu, fal smagana ciosem,
trwa wciąż na swym miejscu, nie przejmując złym losem.
Tak ty bądź niewzruszony, w ciągłych jego trudach,
w coraz cięższych zmaganiach, wciąż trudniejszych próbach,
zawsze w zgodzie ze sobą, niczym głaz niewzruszony,
na straży swych przekonań bądź nieposkromiony.
A gdy z ramion swych ścisku, wypuści cię wreszcie,
że potrzebne to wszystko, zrozumiesz nareszcie,
że każda chwila cierpienia, wzbudzająca trwogę,
potrzebna była, byś właściwą przebył drogę.
Bo ono jest drogą bez początku i końca,
a ty, jako wierny swych przekonań obrońca,
w zgodzie z samym sobą, bez błędów ukrycia,
z szacunkiem dla siebie, spojrzysz w lustro życia.