Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Malkal

Użytkownicy
  • Postów

    45
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Malkal

  1. Jam jest westchnioną łąką, Po której pędzą sanie świętego Mikołaja. Zamiatając znudzonym wzrokiem, przystrajam, Powierzchnie niewydarzone, zabrudzone stonką (Chyba nawet ziemniaczaną...). Zrywam się... by zasnąć wcześnie rano. Zegarem wylewam psychodelię nieświadomą Gdy przykładam do cienia zadrapane ego Blednie mokry ołtarz z klocków lego W mętnym cieniu, zmorą chromą Skołysaną na równinę w moim słońcu Zamienionym w parę kojców. Wchodzi wtedy. Odgłos znika, choć na krótko. I zaciemnia czarne zmierzchy Mętne oceany pierzchły Dobrze mamo już się nie upiję wódką...
  2. Bezmyśl Beznie Przebiegam palcami Po grzbietach mych żądz Bezdusz Bezny Rozbieram bezciebie Na części, bo tak Bezsens Bezownie Pochłaniam istotę Z moich marnych... Bezżało Bezości Oddaje bezsztuczne Me ciało na złom W bezcel zamieniam To i tamto Gdy miażdżę Bezsłowo Bezwiednie w słabości W bezmłodej postaci Tego, tamtego Zapraszam Bezsiebie Na kawy filiżankę Bezgłośnie...
  3. Moja droga, jeśli uraziłem Twoje uczucia religijne, to przepraszam. Nie miałem zamiaru tutaj kpić z niczyjego Boga. Sam osobiście nie jestem chrześcijaninem, ale wszystkie religie traktuję na równi. W tym wierszu chciałem ośmieszyć pewien stereotyp. Mianowicie jeśli ktoś chodzi ubrany na czarno, ma długie włosy i słucha "ciężkiej" muzy to od razu jest uważany przez gorliwe dewotki, fanów Radia Maryja i co wolniej myślących księży za satanistę. Wiem, bo sam tego doświadczyłem, a nigdy mi na myśl nie przyszło, żeby zabijać rytualnie koty czy cokolwiek innego co przypisują satanistom. Poza tym taki właśnie obraz satanizmu jest jak najbardziej błędny. Satanizm to przede wszystkim filozofia życia, a nie kult szatana. Owszem, błąd w tytule jest zamierzony. Po prostu wiele niedouczonych osób tak mówi na satanistów. I wierz mi, ja do nich nie należę. Pozdrawiam wszystkich, którym się mój wiersz spodobał, tych którym jednak nie, również. Dzięki za komenty.
  4. Było szatanistów wielu Solą w oku byli dla kleru A wszyscy czarni jak heban Kary nie bojąc się z nieba Ciemności swe dusze sprzedali Krew kotów czarnych przelali I seksualne orgie czynili Czym imię szatana chwalili A pleban krzyczał w niebiosa Że kradną, że skubią mu trzosa To ich sprawka, grobów rozkopanie Nad nimi więc, sąd boży nastanie O, Panie! Spojrzyj tu z wysokości W pełni swej chwały i godności I ukarz to złe, ohydne nasienie Zniszcz zbrodnicze sumienie Będą się smażyć w ogniach piekielnych Bij krzyżem przez plecy bluźnierców niewiernych Tak do ludu z ambony wołali Gdy Koziołka Matołka w pentagram wpisywali
  5. Malkal

    Mgła

    Mgła wieczności Spoglądam Na siebie
  6. Hmmm, tłumaczenie. Otóż, nie jest to eremita w dosłownym znaczeniu tego słowa. Raczej człowiek opuszczony przez innych, który dogorywa w samotności. Ten miecz miał, w moim zamierzeniu, symbolizować to, że ten człowiek niegdyś walczył, ale przegrał. Mam nadzieję, że takie tłumaczenie wystarczy. Pozdrawiam.
  7. Las pełen drzew gęstych i droga przez las Przy drodze, w drzew gąszczu, drewnem chata obita W fotelu bujanym, bujanym przez czas W spokoju pozornym śpi eremita Ręka drżąca i serce zatknięte za pas Jęk starczy, wąs gęsty, włos świeci barwą płową I miecz złamany, złamany przez czas Wisi w spokoju nad jego głową Nie śmiech, nie radość, nie wiara w nas Zgwałcone wpół spełnione marzenie Rozum przepity, przepity przez czas Nie uniesie się znów nad ziemię
  8. No wiesz, zasadniczo to nie znam zasad haiku, więc napisałem to w formie podpatrzonej u innych.
  9. Daj króla, prosili Boże nasz Panie w niebiosach Króla mądrego, prawego Daj króla, prosili Z wieńcem laurowym we włosach Króla zaiste silnego To król, mówili Co ręce nad tłuszcze unosi Wolę swą czerni narzuca To król, mówili Co dziecię niewinne podnosi Monet garście w tłum rzuca Nasz król, wołali Co słowem pięknym przemawia I panie nadobne zabawia Nasz król, wołali Co chore królestwo naprawia I prawa nowe ustanawia O królu prawili Co setnie zabawiał się ludem Głowy im ścinał co rano O królu prawili Poddanych trzymał pod butem I gnębił was – czerń zajebaną
  10. Wypala cię ten głód Zapieśnia emocją sen Ustawiasz przed sobą mur I wierzysz, że obronisz się Dotykasz głową chmur Zaścielasz cieniem świat Zapadły i niespokojny Wierzysz, że to zmieni coś I stoisz nieruchomo Nieobmyty wśród fal Od środka rozpadasz się By poskładać cię mógł ktoś Rozrywasz siebie znów Eksplozją trudnych wiar Zerwij maskę-strach I ze mną nigdziebądź
  11. Cieszę się. O to właśnie mi chodziło. ;)
  12. Ojeleniłeś się zakrólić zabitego śmienia Jakbym to już gdzieś widział... nie przemawia do mnie.
  13. Te mordy byle jakie Słyszę Nieprzytomność
  14. Ojej, naprawdę żadnych zastrzeżeń? O_O ;)
  15. Miło mi. :) Kółko wzajemnej adoracji - czy to znaczy, że mam Ci serwować równie pochlebne komenty? :P
  16. Z moich ust wydobyło się ciche westchnienie, gdy oplotła mnie swoją aksamitną siecią. Zwykła to robić w najmniej oczekiwanym momencie i bynajmniej nie miałem jej tego za złe. Wręcz przeciwnie, rozkoszowałem się tą krótką chwilą, w której wesołe ciepło przeskakiwało między moimi zmęczonymi mięśniami, nadając im nowej siły do pracy. Za każdym razem odkrywałem w tym coś nowego... A może tylko tak mi się wydawało? Nieważne. Liczył się tylko delikatny dotyk jasnych myśli, przepełniający moje ciało. Poczucie bezpieczeństwa, którego tak brakowało na co dzień. Poczucie, które wracało do mnie wraz z Jej delikatnym mruczeniem. Wlewała je we mnie stopniowo. Dostosowywała natężenie doznań do mojego aktualnego stanu psychicznego i fizycznego. Zbyt duża dawka mogłaby mi zaszkodzić, a tego przecież nie chciała. Rozparłem się wygodniej w fotelu, pozwoliłem rękom swobodnie opaść i wziąłem głęboki oddech. Zastanawiało mnie, jak można było stworzyć coś tak doskonałego jak Ona. Ale to było właściwie nieistotne, ważne było że istniała i dawała mi to co chciałem. I to zawsze w momencie gdy naprawdę tego pragnąłem. Delikatnym impulsem w okolicach szyi zmusiła mnie do całkowitego odprężenia. Doskonale. Już nie obchodziło mnie nic. Moje myśli stały się rozlazłe i zamglone. Wszedłem w strefę półsnu. Jak zwykle przed oczami zaczęły przewijać mi się tysiące obrazów. Jednak żadnego z nich nigdy nie udawało mi się wyłapać, zapamiętać, choć wiedziałem, że mają jakiś sens i starają się do mnie przemówić. Nie, wydaje mi się, bo gdyby rzeczywiście miały coś do powiedzenia, to wiedziałbym o tym na pewno. Wyszedłem z transu znów rozkoszując się Jej cudowną bliskością. W tym momencie... tak, myślę że to prawda. Ja chyba naprawdę Ją kocham. Nic lepszego mi się w życiu nie przytrafiło. Do rozkoszy którą dawała mi Ona, doszło wszechogarniające mnie szczęście. Tak! Nareszcie poczułem co to znaczy kochać! I nareszcie wiem... Coś się stało. W przeciągu sekundy przestałem czuć jej dotyk. Nie, nie mogła przestać. Za wcześnie. Podniosłem się z fotela i na chwiejących się nogach podszedłem do niej. Nie poruszała się i nie wydawała żadnych dźwięków. Potrząsnąłem nią - żadnej reakcji. Wpatrywałem się w nią tępym wzrokiem. Po chwili przyszło mi coś do głowy. Przyniesionym z kuchni nożem przeciąłem materiał w który była ubrana. Po jakimś czasie znalazłem. Cholera jasna! Przepalony przewód. Znowu musimy się rozstać, moja kochana ONA-1349.
  17. Wpisałem Cię W pięć pionowo Tak, mam już moją literę Co teraz? Podpowiadasz, więc i kolejne hasło Poznaję dzięki Tobie Spokojnie i powoli I rozwiązanie Należy do mnie Zapadła cisza, otępienie I nagle widzę Cię Lekkim pociągnięciem wyobraźni W poziomych kratkach Rozciągniętą Więc wpisuję również Siebie Dojrzewa Rozwiązanie doskonałe Twoją nagrodą Oddycham głęboko
  18. Na początku była niepewność, Wraz z nią przyszedł strach I lęk przed nieznanym, Dla umysłu niepojętym. I stanął człowiek wypełnion, Słabością swoją. I bał się on jej, Więc ukojenia szukać począł. Pod słońcem milczącym, Nad morzem ogromnym, Przy wietrze szybkim i silnym, Usiadł na ziemi zlodowaciałej. Do ręki glinę wziął I rozpoczął dzieło stworzenia, Na swój obraz i podobieństwo. Tak oto człowiek stworzył boga.
  19. Zimno tak, zamarzną palce stóp Nadciąga noc Podciągasz koc Zasypiasz niczym trup Poczekaj. Przyjdzie czas Obudzisz się Nie wiem czy chcesz Popatrzeć na to jeszcze raz Szyby w oknach drżą Przerywasz nić Zaczynasz pić Za nędzną żałość Twą Zamknięty kadrem Stulony krzyk Co był, lecz znikł Twój grande danse macabre W statecznym pląsie swym Jak papier białe W życiowym kale Wspomnienia wiodą prym Jesteś, jesteś... już nie wiesz kim W niebiańskim śnie Obudzisz się Mój synu, właśnie w nim
  20. "Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów." Sir Isaac Newton Może znajdzie się ktoś kto pamięta co było wcześniej. Jednak większość z nas nie ma pojęcia co było zanim postawili Mur. Kim byli jego budowniczowie jest również zagadką. Kapłani powiadają, że to nasi przodkowie. Ale oni wiele mówią. Opowiadają o zielonych krainach porosłych trawą i drzewami, o zwierzętach żyjących dziko, o błękitnym niebie, szmaragdowych morzach, rzekach, jeziorach. Wiele tego jest. Niestety nie dane było nikomu z nas zobaczyć tego na własne oczy. Jedynie na obrazkach. Ci, którym udało się przedostać przez Mur, nie powracali już do nas, więc nie miał nam kto potwierdzić kapłańskich słów. Czasami w nie wątpię. Podejrzewam, że nie tylko ja. Ale nikt o tym otwarcie nie mówi, bo Wielebni mają swoje sposoby na ukaranie niedowiarków. Paru już zawisnęło przybitych do krzyża. Kiedy pytaliśmy dlaczego w ten sposób ich karzą, tłumaczyli nam, że to tradycyjny sposób uśmiercania popularnych wśród naszych przodków. Wydało mi się to barbarzyńskie, ale z drugiej strony pociągało mnie to barbarzyństwo. Powiadają, że nasi przodkowie nie mieli takich murów jak nasz. Jeśli już jakiś zbudowali, to zawsze było z niego przynajmniej jedno wyjście, które swobodnie pozwalało opuszczać teren okolony murem. Ale to zamierzchła przeszłość i o niej też nie powinno się rozmawiać. Liczy się "tu"i "teraz" i o tym trzeba pamiętać. Jedynym budynkiem z którego widać było co znajduje się poza Murem była Wieża Ptaka. Był to ogromny budynek, zabezpieczony związanymi piorunami, które broniły dostępu do niego przed niepowołanymi osobami. Tymi osobami byli oczywiście wszyscy z wyjątkiem Kapłanów. Na jego dachu znajdowało się gniazdo w którym odpoczywały ogromne skrzydlate monstra należące do Wielebnych. Czasami można je było dostrzec przelatujące nad Miastem i wydające przytym okropny, jednostajny ryk. Dzięki tym "ptakom" Kapłani kontaktowali się ze światem spoza Muru. Dla nas jedynym sposobem aby tego dokonać było wcześniejsze odkupienie grzechów, po którym bezpośrednio następowało przeniesienie odkupionego Grzesznika poza naszą kamienną barierę. Tak właśnie nas nazywano: Grzesznicy. Dlatego też znaleźlizmy się w Mieście. Jesteśmy grzeszni, a naszym celem jest odkupienie, które daje nam wolność. Przez cały czas ciężko pracujemy wykonując polecenia Kapłanów. Każde nowe dziecię jest przez nich znaczone czerwonym krzyżem pośrodku czoła - symbolem Grzeszników i dorasta, cały czas pokutując za swoje przyszłe grzechy i za grzechy swoich przodków. Ona nie miała imienia, jak zresztą każdy z nas. Widywałem ją często, kiedy rano szedłem do pracy i wieczorem gdy z niej wracałem. Miała szarą, potarganą sukienkę, łataną w kilku miejscach. Dłonie pokaleczone od pracy, kregosłup wygięty od ciągłego schylania. Za każdym razem chciwie łowiłem spojerzenie jej zielonych oczu. Śledziłem z zachwytem każdy ruch pofalowanych włosów. Każdy krok choć pełen zmęczenia, wydawał się być zgrabny. W mojej głowie i trzewiach zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Ona zajęła każdą moją myśl. Już nie martwiłem się czy Kapłani mówią nam prawdę. Nieważne było co jest za murem. Chciałem tylko ją i tylko na niej mi zależało. Zaczęliśmy się spotykać. Przeznaczaliśmy na to każdą wolną chwilę, choć nie było ich wiele. Wiedziałem, że odwzajemnia moje uczucia. Byłem szcześliwy i jeszcze bardziej beztroski. Planowaliśmy założyć rodzinę, jeszcze nie teraz, ale w przyszłości. Chcięliśmy mieć własne mieszkanie, aby być jeszcze częściej razem. Ale ona nie chciała żyć tutaj, w Mieście. Pragnęła przedostać się za Mur. Ja nie chciałem się na to zgodzić. Nie wiadomo na pewno czy rzeczywiście coś jest poza nim, a tutaj możemy być równie szczęśliwy. Dużo czasu strawiłem na bezsensowne przekonywania. Nic to nie dało. Pewnego dnia udała się, pomimo mojego sprzeciwu, do jednego z Kapłanów. Przełamała lęk do tych niepodobnych do nas istot i poprosiła o radę. On jej powiedział jaka jest najszybsza droga na wydostanie się poza Mur. Następnego dnia, w samo południe, ubrana w odświętną białą suknię udało się pod Mur. Nie pozwoliła mi się do siebie zbliżać, więc obserwowałem ją z pewnej odległości. Przyklęknęła przed ścianą, składając ręce jak do modlitwy i zaczęła rytmicznie uderzać głową o Mur. Szybko zebrał się tłum gapiów, który nie pozwolił mi się do niej przedostać. Zacząłem popychać, kopąć i bić ludzi, jednak szybko zostałem obezwładniony i z krawiąc z wielu miejsc padłem na ziemię. Nie wiem jak długo trwało zanim się w końcu podniosłem. Pamiętam, że kiedy w końcu to zrobiłem tłumu już nie było. Była tylko ona leżąca bez ruchu na plecach, w białej sukni zabarwionej czerwienią. Podbiegłem szybko i wziąłem ją w ramiona, przytulając do siebie. Była zimna, nie oddychała. Zrobiło mi się gorąco, zacząłem sapać. Wściekłość i bezsilność przepełniła całe moje wnętrze. Po chwili zacząłem płakać. Długie palce dotknęły mojego ramienia. Obróciłem załzawione oczy. - Teraz możesz do niej dołączyć, Grzeszniku - zasyczał Kapłan wpatrując się we mnie swoimi ogromnymi, czarnymi oczami z których wyzierała tylko pustka zajmując mój umysł i oddzielając go od wszelkich myśli. Kiwnąłem tylko głową, obróciłem się przyklękając przed Murem i począłem walić głową o Mur.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...