Tam gdzie wieczność ciemna włada
Wśród ogni gorących i krwawych
Gdzie jęk skazańców upada
Niegdyś ludzi, tak samo małych
Mroczna pieczara zaprasza w otchłań
Coś wzywa, woła, kusi niezmiernie
Przepadłeś w głuchych odgłosach nawołań
w jej sidła wpadłeś pazernie
I ja tam wszedłem, pewny siebie w dzień próby
Samotny, smutny, zawiedziony życiem
Gotowy i baczny, niepewny swej zguby
Historię w tych wersach teraz uchwycę
Diablica tam żyła, obolała istnieniem
Jej oczy dorosłe kusiły niezmiernie
Nierozważnych motała spojrzeniem
Pragnęła miłości, mocnej niewiernie
Gdy posiadała- wierna swym brankom
Wolna- z życia korzystała
Rozkosz dawała kochankom
Sama w otchłań się chowała
Cera prawdziwa, tak czysta- wspaniała
Nosek zadarty po pstryczku anioła
Tak jakby z życiem wygrać umiała
Jej głos z otchłani, każdego wywoła
Mocna i krucha
Ulotna i trwała
W oczach ogień bucha
Tak wielka lecz Mała
Dłonie stęsknione
Dotyk aksamit
Usta miłości spragnione
ogólnie, chodzący dynamit
Myślą mistrza, To dzieło stworzone
Ręka rzeźbiarza idealne kształty nadała
Rozkochała me serce zmęczone
Jestem szczęśliwy
Miłość mi Swą oddała
Słów nie starczy by Diablicę ukazać
Kochana, najlepsza, wprost doskonała
W nieskończoność wymieniać możecie mi kazać
Idealnie przepiękna, przepięknie wspaniała