widzę jak tęsknisz za dwóch słów pokarmem,
jak łakomym uchem połykasz wszystkie moich ust dźwięki,
jak powoli gaśniesz, wczorajszego miesiąca szeptem upojona
lecz gdy w potoku, co z nadejściem pełni w łagodny strumyk migruje
w sieci tkanej miesiącami, sedno połowu czekanego zasmakujesz
głupcem, kto źrenic spełnieniem nasączonych nie rozpozna,
współczucia godnym, kto równie obdarzony,
znamiona swego odczytać nie potrafi.