Okryta mrokiem osoba siedzi na parapecie
Spoglądając na księżyc w pełni
W tle słychać nastrojową
muzykę rockową
/po dłuższy zamyśleniu/
Pogrążony w
Otchłani myśli
Słucham...
Uczuć krzyków
Bijących dokoła
Jeden za drugim
Wnętrze przenika
Chaos formując
Walkę zaczyna
Bijąc się wkoło
Które ważniejsze
Serca pieśń tryska
Gasząc motłochu
Zbędne igrzyska
Pieśń lekka, cicha
Spokojnie płynie
Po krańcach
Najgłębszego źródła
Pragnień najskrytszych,
Nie zaznanych
Ciągle pożądanych
Wtem!?...
Cisza...
Wszystko zagasło
Wyłączając serca
Promieniujące światło
I znów stare
Życia zwyczaje
Wracają
W szarą stronę
Nieustającego cienia
/milczy/
/Po chwili/
Samotność...
Monotonność życia
Ciągle zrzuca mnie
Na ziemie
Łamiąc serca
Pragnienie
Jednak walkę
swoją toczę
I wciąż
Jak wróbel zimą
okrucha chleba
pragnę
i szukam skrycie
Szukam...
nieustale wznosząc się nad życie
czerpiąc wolności chwile
Upadam nietrwale
oddając duszy krople
tracąc życia cele
Wzlatuje
Spadam
Skrzydła wolności
kierują mnie trwale
ku wartości nieosiągalnej
Jak wróbel zimą
ciepła wiosennego
wyczekuje stale
Lecz tyle już czekam
pragnę i szukam
i nic nie znajduję
ciągle wciąż błądze
życia koło tocząc
dwa końce
Życia to
ciągła udreka
stwiać czoła
walce
nigdy nie wygranej
Ni to życie
Wpaść do sklepu
z całą listą
swych zakupów
nie znajdując
ani jednej
rzeczy wartej
potrzeb mych
najwyzszych sługi
Sklepów lada
pustką ciszy
bije twarze
uczuć płynączych
strumień marzeń
Właściela spytać
trzeba
jak tu znaleść
tę jedyną
kruszynę chleba
Właścicielu...!
twych towarów
pustka wszędzie
wzroku mój rani
trwogę tworzy
Patrząc przeto
głębią marzeń
widze drogę
mego celu
szczęścia
źródła łez
wylanych
ścieżkę życia
Podaj przeto właścicielu!!!
te jedyną szczypte życia
którą skrywasz za pazuchą
Właściciel:
Mych towarów cała masa
popatrz przeto tu
i uwdzie
wszelki wybór
każdej troski
Materialnych życia pragnień
sensu cierń
ślepych potrzeb
cos innego szukam przeto
Właściciel:
Nic innego
nie sprzedaje
to najwyższe
życia troski
nic innego
nie ogarniesz
/zchodzi z okna/
I przechadza się po pokoju
Nikt już dzisaj
nie pomoże
właściciela
blask prysnął
zniknęła
cała nadzieja
Czy zarządca tego sklepu
nie zna wszystkich jego
celów?
/ po chwili/
Serce kłuje
krew juz tryska
nic nie zrobie
moc wyciskam
/milczy/
/siada na ziemi załamany zasłaniając
Twarz /
Prawda Mickiewicza
cierniem duszę splata
krwią bryzgając
wszelkie grzechy Świata
/spogląda na krzyż/
Boska wiedza niepojęta
tomem ksiąg
spisana skała
Krwią niewinnych
obojętna
wzrok odwraca
wprost szatana
Szatan...
/spogląda w ziemie/
Ziarno pleni
Ciernistej jabłoni
Grzechy wrzucając
Do swej dłoni
Gołębica...
/spogląda na jabłoń za oknem/
Siedzi skrycie
Patrząc z góry
W swe odbicie
Ziarna ruszyć
Się nie zdoła
Bo jak każe
nań jej głowa
Cudze jeść się
Nie podoba.
Boskie serce niewzruszone
Soplem lodu
Zmarzła ścian
Swą słabością zawiedzione
Świta porzuca
W czarną stronę
Boskie rany
Wprost zadane
Krwią zajęły
Świata strony
Pogrzebując
Ziemi dotyk
Cierniem stały się
palonym...
jeszcze nie skończone