Pewien grabarz, filozof spod Rudna,
Twierdził, że ludzki byt to rzecz złudna.
Mawiał: „Życie to szopka,
Z perspektywą nagrobka.
No, a sens? Jak delikwent ― gdzieś u dna.”
Za to grabarz, gość w dechę, z Sosnowca.
Był z twardego ulany surowca,
Więc na mecie fizycznie,
Gościł nie sporadycznie,
Destylatem się racząc z jałowca.
Grabarz showman ― mistrz z ulicy Piaski,
Gdy oklepał... czekał na oklaski,
Ale zgromił go lud,
Że to nie Hollywood
I u księdza też popadł w niełaski.
Albo grabarz pół górnik spod Pował,
Choć go proboszcz bez przerwy strofował,
W strzępy zdzierał łopaty,
Cmentarz był jak garbaty,
Niczym Pstrowski... na wyrost pracował.
Inny grabarz, gdy we wsi Głuponie,
Obrót zwiększyć chciał w martwym sezonie,
Wzbudził wiele emocji,
Kiedy doły w promocji,
Oferował w głębokim ukłonie.
Grabarz ― pasterz, lis ze wsi Przezchlebie,
Raz napisał był donos na siebie,
By ubecy węszyli,
Na pogrzeby chodzili,
Bo zaklepać chciał dla nich byt w niebie.
No, a grabarz, dowcipniś spod Grąd.
Wbił pręt w ziemię i puścił weń prąd.
Ludzie, co się nie działo,
Z grobów bractwo wstawało,
Bo myśleli, że pora na sąd.