Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ania Sz

Użytkownicy
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ania Sz

  1. Urodziłam się za wcześnie by zrozumieć ból jej powiek i usłyszeć krzyk którym co wieczór balsamowała ciało bez niego upadało ciężej niż wszystkie słowa stygnące w jego ustach ciężej niż dni zdobione jesienią co nieprzytomnie włóczyły nogami kiedy świt nadchodził a ja obracałam ją w dłoniach dotykając wyobraźnią śladów mogłam iść tam gdzie ekstaza układała się w pozycji księżycowej ściekając po kręgosłupie a czas wżyna się w biodra grzebiąc doły między żebrami mogłam iść zanim Bóg podniósł różaniec ze szklanych sekund wyrywając z mojego łona jej nieśmiertelność.
  2. Wtedy lato nie było żółte a jesień padała krzykiem co układał się na włosach w zdumieniu czekając na świty które nie nadchodziły Mówiłeś że nie potrzebujemy powiewów poranka i mgły co przykryłaby kłamstwo na moich udach drżąc w szeleście liści i mieniąc się różnobarwnie ciszą Mówiłeś że gdybym pozbierała westchnienia i kartki z kalendarza rzucone światu z wypisanym przyrzeczeniem i nauczyła się przenikać przez wszystkie zimy pulsujące we mnie końcami zostałbyś dłużej na tyle długo bym mogła przestać nienawidzić siebie za to że tęsknie.
  3. Dziękuje za komentarze :)
  4. Gdybym umiała przekroczyć poranek przeskakując z prawej na lewą stronę własnej inności tlącej się wciąż przy końcówce i podawanej na tacy tym pierwszym z brzegu może dziś w nozdrzach zmieściłoby się trochę więcej bezwzględnej wymowności może strach zamarłby tuż przy kącikach które dotykasz niebytem samoczynnie opływając w zapachu mojej krwi a rodzicielstwo nie powypadałoby mi z kieszeni targane wiatrem co miedzy żebrami rozkłada ręce czekając na "spowiedź ud"... Odliczam na pięciu wdechach kładąc złudzenia wskazówki obracam w stronę wzruszeń czas w którym tak nieporadnie tęsknie.
  5. Bardzo dziękuje wszystkim za komentarze:) Pzdr.
  6. Naszkicowali nas brązową kredką a potem już tylko bledliśmy coraz szybciej gniotąc papierowe skrawki naszych istnień choć słowa jeszcze długo siadały po turecku na ustach broniąc wejścia ciszy która wdrapywała się po plecach zaznaczając punktowo odstępy między oddechami Już nawet nie bolało niebo połatane ścięgnami podpierane iluzją a rzeczywistość ciągnęła się powłóczyście zatrzymując przy sinych stopach klęcząc oplatała kostki niewolą która szydziła z tego co za nami rozcieńczając krew wiecznością tak byśmy naszkicowani w końcu mogli zniknąć w spojrzeniu na czyjejś ścianie.
  7. Zapisaliśmy się w dniu w którym wszystkie trzynastki otarły się o niecierpliwe dłonie zatrzymując na udach teraźniejszość Może gdybyśmy wtedy umieli przegryzać czas przeżuwając go powoli nikt dziś nie musiałby wyrzucać kalendarzy i słuchać skrzypiących wskazówek w zębach Może gdybyśmy potrafili na brzegu własnej oczywistości siadać i zanurzać się w tym co przynależne każdej historii wiatr nie porozwiewałby szczątek inności przyklejonych do naszej świadomości A tak wciąż nieudolnie wymieniamy służbowe spojrzenia z rąk do rąk nie patrząc sobie nawet w oczy.
  8. Skręca mnie na myśl o kolejnym uderzeniu dzwonu realności a potem... Ziemia gnije pod stopami a swąd wypala mnie od środka i wiesz że muszę wymówić Ciebie w ironii i w obłudzie nie dbając o upiększenia które zapisałam w alfabecie życia. Zapobiegawczo /a może/ zachowawczo odwołuję sie tylko do onomatopei bo przecież tak tylko wyrazić mogę wdech wydech i trzask kiedy serce pęka a Ty z kurewsko miłym uśmiechem odwracasz się na pięcie.
  9. Dziękuje bardzo za miłe komentarze):
  10. Jakże do twarzy Ci z niepewnością. Własnych przekonań /za mało/ zasad silną dłonią zamkniętych. Naginanych kiedy polemika z Tobą stoi mi w gardle i w krtani wydźwiękiem zmęczonego słowa sie staję. I jakże do twarzy Ci z wolnością gdy Wciąż namacalnie zmierzasz do swoich paranoi /jakże znajomych/ kiedy odbiciem uderzasz mnie z siłą przedwczesnej intrygi? zapytam czekając na kropkę na końcu zdania bo przecież gówno wiem o Tobie
  11. Zawirowałam w myśli co ułożona się stała kiedy przynależność w czynie ciało nakropiło stykając drżące w objęciu ciszy niezastygłej/dziś/ kiedy rękę przesuwam od nadgarstków po ramię w bezpiecznej tonacji pokoju zlewam bioder ruchem w rytmie trzepotu skrzydeł ptaka co w locie niebo barwą wyrazistości przyodziewa Jeszcze mocniej Jeszcze dogłębniej Wnikam między Ciebie sobą jedność zakreślam gdy stopy splatają się w uścisku a dłonie o dotyk błagają zniecierpliwione Jeszcze mocniej Jeszcze dogłębniej Usta zachodzą na siebie język podniebienie pieści Świadomość spełnienia w dzikim napięciu wyczekiwana dreszcze W słowie zaczętym milczeniem rozebranym Zapłonę Twarzą szyi dotykając Niech mnie opływa Niech mnie rozpali cisza co w oddechu poczęta Niech obudzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...