Świata schodziłem dość wiele
dużo blizn mam na mym ciele
Ludzi całe chmary znałem
Często ich irytowałem
Nikt z nich jednak w swej mądrości
Nie okazał mi podłości
Nawet gdy się sprzeciwiałem
I ich tezy prześmiewałem
Powiem teraz wam dość skrycie
Że się kłócę całe życie
Z każdym, zawsze i o wszystko
Kto ma inne stanowisko
Brnąc tak ciągle z kłótni w kłótnie
Umysł rozkwitł mój okrutnie
Już wiedziałem jak, z kim gadać
By ich słaby punkt wybadać
Lecz nie myślcie drodzy Państwo
Że ja jestem jakieś draństwo
Sprzeczki jest to rzecz normalna
Wszem i wobec spostrzegalna
I tu nawet, wam pod nosem
Pojawiłem się z chaosem
Szybko, ostro osądzony
Się poczułem urażony
Szczególnie, że pewna Pani
Stosowała chwyt dość tani
Posługując się pogłosem
Chciała bawić się mym głosem
Gdy spirala się rozkręci
Mało co mnie już zniechęci
Co się jednak okazało
Na zasady i mnie mało
Chyba skończę już pisanie
Bo się spieszę na śniadanie
Może znajdę tam chętnego
Do dialogu kolejnego
A tymczasem, bez urazy
Pomyśl czasem, choć dwa razy
Jednak by dać upust parze
Pozostawiam komentarze