Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Damian Cz.

Użytkownicy
  • Postów

    85
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Damian Cz.

  1. zrób jajecznicę i nie daj się zrobić
    nie zapamiętasz i tak lato przyjdzie
    urwać ci głowę jak zawsze co rok
    my dzieci dekadentów stworzeni z alkoholu
    niektórzy z miłości wylanej ze szklanką mleka
    najszczęśliwsi ze sobą z wiosną w parku
    przypadkiem przyjaciele i znów kochanie

    nasze słońca nie zachodzą nie to że
    już minione pocałunki z życiem seks
    z uśmiechem i kiedy mówisz do mnie
    nie żyj więcej zachodzę w głowę
    gdzie się podziały papierosy z naszej
    nocnej szafki

    nie zapłaciłem jeszcze rachunku
    za moje szczęście trwa wiecznie
    szczególnie w wakacje lubię wracać
    tarzać się w błocie zjeżdżać na sankach
    nie tylko zimą wpadam w depresję

    a to jest takie proste
    a to jest takie
    a to jest
    a to
    a

  2. Czwarta nad ranem, śnieżyca, mróz i zatrute powietrze w domu. Klęczałem w pokoju przed telewizorem modląc się, aby tylko nie zabrakło prądu. Nic tak nie irytuje, jak bezczynność w dniu, w którym i tak niczego nie da się zrobić. Przypomniałem sobie wtedy mojego dziadka. On zawsze był uśmiechnięty- tak mi mówili, bo jedynym jego zdjęciem był dom, z telewizorem, prądem i strychem, gdzie znalazłem rannego ptaka.
    Dziadek zawsze był uśmiechnięty- nawet wtedy, gdy czuł przy skroni zimną lufę pistoletu- myślałem, że na wodę. Nie, nie zginął od kuli, choć wielu by wolało usłyszeć populistyczną opowieść. Po prostu zachorował. Bezpłciowe sny nawiedzają mnie po środku dnia i mojej głupoty, to właśnie w tej jednej chwili zostaje rozgrzeszony z bezczynności.
    - Czujesz się tu dobrze?- spytał mnie jakiś pijaczyna (a może to był Bóg, w końcu czy jest między nimi jakaś różnica?)
    - Jestem obcy we Wrocławiu jak zawsze w każdym nowym czasie i butelce- odpowiedziałem szybko i niedbale.
    - Już tylko czasem widzę jak się modlisz, jeździsz wtedy tramwajem, szóstką albo jedenastką- ciągną pijaczyna lub Bóg (a może to po prostu pijany Bóg, czy Bóg bywa pijany?).
    - Moje życie jest jak mój blok, jedno z wielu.- próbowałem wytłumaczyć stan mojego bezruchu.
    - Wszyscy tak mówią- rzucił szybko, chyba chcąc mnie sprowokować.
    - A co możemy zrobić pijąc jedno piwo dziennie, potem przeżywając jedną miłość.
    Tylko pierwsze zapachy są ważne, potrafią być ostatnimi, które zauważamy. Później zdobywamy już tylko zdobyte i kochamy już dawno kochane- tłumaczyłem.
    - Przestań pieprzyć!- krzyknął.
    - To nie może być Bóg- pomyślałem- nie muszę mu się tłumaczyć.
    - Sprzedałeś się jak wszyscy w tym mieście. Wystarcza Ci jeden kieliszek przelany- zalany i noc spędzona w barze, która zawsze pociąga swoją poetyckością, a przecież nikt nie każe Ci zdradzać. A jednak zdradzasz domy, ogródki, żonę, matkę i kredensy. Wracasz później do domu i próbujesz ugładzić swoje zgubione serce i sumienie. Ale tam został tylko swąd bezrobotnych marzeń i instrument do bezczeszczenia naszej pamięci: telewizor z prądem i bezruchem.- skończył mówić i jakby sam też się skończył, bo nagle zorientowałem się, że jestem w swoim ulubionym, jedynym fotelu.
    Nad ranem mówiłem, że to były tylko spóźnione urodziny Boga.
    Wtedy jakoś wszystko wydawało się być takie Boże.

  3. na portierni gdzieś pomiędzy
    ukrzyżowanym Chrystusem a rozkładówką playboya
    odnalazłem porannego kaca zwanego też sumieniem
    iśc po śniegu bosą nogą to jak bosą głową
    po autostradzie- bezsensu choć przecież dopiero wtedy
    mówimy o miłości później zapominamy i ubieramy
    skarpetki by w buciorach sami sobie w życie
    po życiu zaznajemy szczęścia choćby z powodu
    jego braku a mgły otaczają po raz siódmy ziemię

    kiedy Honet pił trzecie piwo i powiedział,
    że musi iść a Stalbowski podpisywał książkę
    tylko wtedy mogłem poczuć jak to smakuje
    w o jednej bajce za dużo i o jednym świecie za mało

    wtedy otrzymałem order zasługi
    dziś mówią że to był order za sługi
    a przecież jeszcze nie tak dawno Egeria
    leżała przed nami w nie dopiętej bluzeczce
    cnotliwa niewinna i do zdobycia
    dziś jak ofiara gwałtu- nawet bez głosowania.

    nasze idee to najwięksi lotnicy
    lepsi od tych londyńskich i lepsi od Gagarina
    ale tak to już jest gdy więdnie bukiet kwiatów
    gdy nasze pogrzeby są dniami narodzin

  4. Zawsze na jesień wracam do Wrocławia.
    Mądrzejszy o jedną Gosię z Tygodnika i jedną niezauważoną
    śmierć tramwaju. One umierają powoli, nigdy niezaspokojone.

    W mieście jakby tak pusto bez Ciebie,
    siedzę i próbuję coś napisać, ale napiszę
    chyba tylko esemesa i pójdę jak zawsze,
    człowiek z wyboru to dziś najtrudniejszy zawód

    Nic już nie daje świeży śnieg, ani świeża wódka,
    nawet świeży seks, chyba tylko nowy bóg pomoże,
    kiedy ześle na nas znów zarazę porannej kawy,
    a poeci wtedy zasiądą przy wspólnym stole
    i zaczną poecić się nawzajem, zjeżdżać na sankach.

    Poetom nie przybywa lat, nie przybywa pieniędzy,
    czasami tylko przybywa promili.
    I kto by pomyślał, że można sprzedać
    się za parę wierszy, pocałunków,
    piosenek i gołych ud,

    a jednak zdrada
    to dalej nasza ulubiona zabawa.

  5. z prowincjonalnego zadupia wołam Ciebie.
    mam dość już upijania się z facetami i
    ciągłego szukania miłości tuż za rogiem.
    Twoje papierosy doprowadzają mnie do szału,
    kiedy tak bezczelnie rozkochują mnie w sobie
    i porzucają wprost w ramiona innej.

    to dziecko, które wychowaliśmy razem,
    a później porzuciliśmy na śmietniku,
    żeby sprawdzić czy sobie poradzi,
    wróci kiedyś i postawi nam znicz
    w dwóch różnych miastach. i tomik wierszy.


    i to właśnie wtedy, gdy po raz kolejny
    schowam się w Tobie przed Tobą
    a Ty będziesz umierała dla mnie
    w ramionach innego, powiem:


    Prowincjonalne Zadupie.


    ja.

  6. nie mogłem powiedzieć spierdalaj.
    nadmiar wulgaryzmu spowodowałby tylko,
    że mogłoby się nam spodobać jeszcze bardziej
    i musiałbym kupować ci lizaki w kształcie serduszka.
    tej nocy naprawdę nie miałem innego wyboru.
    upiekłem dla ciebie ciasto i oddałem psom na pożarcie.
    aż uszy im się trzęsły i ja się trzęsłem.

    nienawidzę gdy milczysz, powiedziałabyś coś,
    uderzyła, zabiła chociaż, a ty tylko milczysz. po prostu.

    nigdy nie pisałem o miłości. dzisiaj też nie piszę.
    to tylko pozostałość po naszych rozmowach i martini.
    kiedyś cię zabiorę na łąkę,
    kiedyś po kolejnej butelce
    martini.

  7. Ja-ja brzmi jak "jaja" bo cała sytuacja to istne jaja, tak, chodziło właśnie o klamrę o wyeksponowanie tego kim jestem, jak się czuje, zupełna zgoda że jestem taka prowincją i takjest to za mało podkreślone, chciałem to wykrzyczeć, upieram się , bo jak narazie nikt nie przekonał mnie do dokonania jakichkolwiek zmian. Wiesz przecież, że jeżeli uznam, że sie myliłem to nie będę upierał się dalej, ale jak narazie nie widzę tego, pozdrawiam i dziękuję za wiersz :)

  8. z prowincjonalnego zadupia wołam Ciebie.
    mam dość już upijania się z facetami i
    ciągłego szukania miłości tuż za rogiem.
    Twoje papierosy doprowadzają mnie do szału,
    kiedy tak bezczelnie rozkochują mnie w sobie
    i porzucają wprost w ramiona innej.

    to dziecko, które wychowaliśmy razem,
    a później porzuciliśmy na śmietniku,
    żeby sprawdzić czy sobie poradzi,
    wróci kiedyś i postawi nam znicz
    w dwóch różnych miastach. i tomik wierszy.

    i to właśnie wtedy, gdy po raz kolejny
    schowam się w Tobie przed Tobą
    a Ty będziesz umierała dla mnie
    w ramionach innego, powiem:

    Ja -ja o imieniu Prowincjonalne Zadupie.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...