jadę wieczorem autobusem
jestem tylko ja i kierowca którego nie widzę
on widzi mnie w lusterku
za oknem wszystko jest statyczne
nawet światła samochodów
tylko autobus przesówa się między nimi
ze mną środku jak jakąś niezbędną śrubką
bez której nie mógłby jechać
wysiadam
przestałem być autobusem
jestem jednym z ludzi którzy idą chodnikiem
"dzień dobry czy jest m
nie
miał być o szóstej
ale wziął samochód i gdzieś pojechał
do widzenia"
słyszę kroki innych ludzi
przeplatają się z odgłosem moich kroków
nie widzę ich
chyba że przechodzą przez światło latarnii
albo są tak blisko że słyszę ich oddech
wchodzę do domu
znowu sam
muszę wziąć kartkę i długopis
i napisać ten wiersz