
Lidia Duval
Użytkownicy-
Postów
10 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Lidia Duval
-
świetna przeróbka :):):):)
-
Jestem Zemstą Jestem Cierpieniem Któregoś dnia Wdepczę Cię w ziemie Jeszcze nie czas Lecz już całkiem blisko Poznasz mój smak Zapłacisz za wszystko czy można zaliczyć to do limeryków? :) pozdrawiam Lidka
-
Pozory - seria: Po Tamtej Stronie Rzeczywistości
Lidia Duval odpowiedział(a) na Lidia Duval utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
słusznie Wojtku :) dziękuję wszystkim za wpisy :) dodam, iż dopracuje tą maleńką próbkę tak, by nic nie zgrzytało :) pozdrawiam Lidka -
Dotykał jak nikt inny Opuszkami swych marzeń i myśli Powiewem przeszłości Świeżością przyszłości Usypiał w rytm kołysanki Śpiewanej ustami matki Brązowookiej niewiasty Dawno zmęczonej już czasem Tulił się w rytm swego serca Zawiniętego w aksamit I szeptał czule na uszko Oddechem ciepłym, różanym Kochał szalenie i głośno Wdychając zapachy miłości Całą swoją osobą Czując dziką rozkosz W końcu umarł, cicho i spokojnie We śnie, z dziecięcym uśmiechem Na różowych ustach Znów był z matką i nie musiał już Nikogo kochać... poprawione... czy tak lepiej ?
-
Pozory - seria: Po Tamtej Stronie Rzeczywistości
Lidia Duval odpowiedział(a) na Lidia Duval utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Pozory - Opowiadanie nr 1 z serii Po Tamtej Stronie Rzeczywistości Wyglądała normalnie. Ot dziewczyna krocząca późnym popołudniem ulicami miasta. Wiatr rozwiewał jej długie czarne, lekko kręcone włosy. Twarz miała pogodną. Urodę nieco cygańską. Ciężki ciemny makijaż postarzał ją, nadając jej tajemniczego wyrazu. Szła swobodnie, aczkolwiek po bliższym przyjrzeniu się, można było stwierdzić, iż ta lekkość jest pozorna. Obserwowałam ją, dobrą godzinę. Jakbyśmy maszerowały tą samą drogą. Ona przede mną, ja za nią. Ona z boku, ja tuż przed nią. Spacerowałam bez konkretnego celu, po prostu wyrwałam się z domu, z mojego małego prywatnego piekła. Chciałam odpocząć, nacieszyć swobodą, świeżym ciepłym, wiosennym powietrzem. Moje przygnębienie pomalutku mijało. Fascynowała mnie za to nieznajoma. Przez całą godzinę, odkąd za nią chodziłam, ani razu na mnie nie spojrzała, a mogę się założyć, że doskonale zdawała sobie sprawę z mojej obecności. Czas mijał, a Ona szła przed siebie. Zwinnie mijała przechodniów, czasami przeglądała się w witrynach sklepowych. Oglądała coś z zainteresowaniem, po czym po chwili wahania, ruszała dalej, w sobie wiadomym kierunku. Chwilami traciłam ją z oczu. Słońce igrało ze mną, oślepiając moje wrażliwe oczy. Po paru sekundach, gdy źrenice zdążyły się odpowiednio zmniejszyć, znów ją dostrzegałam. Szła spokojnie, nadal przed siebie. Podążałam za nią. Starałam się nie myśleć, pozwoliłam mojej świadomości błąkać się razem ze mną ulicami miasta. Razem z Nieznajomą. Byłyśmy tylko my dwie. Naglę tą harmonię przerwało jej dziwne zachowanie. Stanęła. Stanęła jak wryta. Niespodziewanie zatrzymała się po środku skrzyżowania. Nie zważała na poszturchiwania innych przechodniów. Po prostu stała tak, jakby na coś czekając. Zanim zdążyłam dojść do niej, Ona już się odwróciła. Spojrzałam w jej oczy. Piękne i zarazem straszne oczy. Fala gorąca odebrała mi poczucie czasu. Białe światło wybuchło w mojej głowie igiełkami bólu. Z nieskazitelnej bieli wyłoniła się nagle mała dziewczynka, o tych samych zielonych oczach co nieznajoma. Jej czarne włosy były lepkie od krwi. Z jej ust ściekał cieniutki strumyczek śliny wymieszany z posoką. Na ubrudzonych policzkach, widniały świeże ślady łez. Poczułam jej ból, jej strach, jej rozczarowanie. Tak, to ojciec tak ją pobił, nawet nie wiedziała za co. Chciała się tylko napić herbaty. Niepotrzebnie wchodziła do kuchni. Obraz nagle zniknął, by zastąpić go nowym. Ona miała już parę naście lat. Śmiała się. Boże, cóż to był za piękny śmiech. Taki czysty, perlisty, naiwny. Radość szybko minęła. Poczułam ból. Znowu oberwała. Tym razem to nie był ojciec. To On. Zawsze jak wypił, stawał się brutalny. Teraz przesadził. Chciał jej, chciał mnie. Chciał nas obie. Wziął co mu się należało. Brutalnie, bez emocji. Ciemność. Znowu biel. Nie świetlista, lecz szara, zwykła szpitalna biel. Zobaczyłam ją. Leżała na łóżku. Zmasakrowana twarz, nie wydawała się być ludzką. Napuchnięte powieki, napuchnięte wargi. Ręcę spazmatycznie zaciśnięte na prześcieradle. Kostki zdarte do żywego mięsa. To wszystko widziałam. Czułam cała sobą, jej udrękę, jej niesamowity ból i poczucie upokorzenia. Chciałam wyciągnąć do niej dłoń, chciałam złączyć się w jej cierpieniu, ale obraz nagle uciekł. Pojawił się nowy. Dziewczyna siedziała przy biurku. Na uszach miała słuchawki z których dobiegały ogłuszające dzwięki. W ręce trzymała igłę. Cięła się. Raz za razem, poprawiała już rozdartą do tkanki tłuszczowej, skórę. Nie płakała. Czuła radość. Czuła ból. Normalny fizyczny, pozbawiony emocjonalnego tła, ból. Spokój spłynął na nas równocześnie. Osiągnęła spełnienie, ja za to podjęłam decyzję. Pisk opon wyrwał mnie z transu w jaki wpadłam. Zobaczyłam jak samochód uderza w nieznajomą, wyrzucając jej ciało parę metrów w górę. Ciche dudnięcie oznajmiło mi to co zdążyłam już zarejestrować gołym okiem. Upadła. Mgiełka krwi wymknęła się z jej rozchylonych ust. Podeszłam do niej. Uklęknęłam w kałuży krwi. Chwyciłam za rękę i przytuliłam do serca. Jej wielkie zielone oczy pomału traciły barwę. Mrugała powiekami starając się mnie wyraźniej dojrzeć. Próbowała coś powiedzieć, ale zmiażdżone gardło odmówiło jej posłuszeństwa. Zajrzałam do jej myśli. Zmartwiałam. Ona chciała żyć. Znów się pomyliłam, pomyślała Śmierć i ponownie wyruszyła na poszukiwania... " ... nawet Śmierć się myli, więc i Wy nie dajcie się zwieść pozorom..." -
Madonny
Lidia Duval odpowiedział(a) na Wojciech_Waleśkiewicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wojtku, to naprawdę piękny wiersz :) już Ci to mówiłam :) Fascynują mnie idealnie dobrane słowa, magia metafor i porównań. Cieplutko... tak cieplutko sie go czyta :) pozdrawiam Lidka -
Rytuał Usypałem jej grób Własnymi zmęczonymi dłońmi. Pochowałem w rytm modlitwy słów By na zawsze zamknąć za nią bramę raju Położyłem kwiat rozpaczy, niebieski Zerwany z pól mojego jestestwa Czekałem na wschód słońca Trwając na mokrej ziemi, w duchu Powtarzając słowa kolejnej modlitwy Pierwsze promienie wschodzącej gwiazdy Padły na kamienny kopiec Wówczas złapałem jedną małą iskierkę Nowej nadziei, którą może też już pochowałem Póki co, wstałem, wchłonąłem co złapałem I poszedłem dalej, kamienistą drogą mojego Życia... a co o tym myślicie ? pozdrawiam Lidka
-
Pragnienie - seria: Po tamtej Stronie Rzeczywistości
Lidia Duval odpowiedział(a) na Lidia Duval utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Leszku - niestety Drwal to nie moje dzieło. Co do znalezienia sie po "drugiej stronie" to faktycznie prawie Tam byłam. Kilka słów wyjaśnienia: to maleńkie opowiadanko pisałam pod wpływem wielkich emocji. Można powiedzieć, iż dzieki tym paru słowom nie oszalałam. Nie wiem czy faktycznie jest to kobiece, albo inaczej "harlequinowskie"... dla mnie takie nie jest. Błędy poprawię, ale jeszcze nie teraz :) Najpierw muszę sie odrobinkę zdystansować. Pozdrawiam :) -
Pragnienie - seria: Po tamtej Stronie Rzeczywistości
Lidia Duval odpowiedział(a) na Lidia Duval utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Pragnienie - Opowiadanie nr 2 z serii – Po Tamtej Stronie Rzeczywistości Nie widziałam jej, w zasadzie nigdy jej nie zobaczyłam, za to czułam jej obecność, zawsze gdy tego potrzebowałam, zawsze gdy na całe gardło wołałam że nie chcę żyć, że nienawidzę tego świata, jego wszystkich brudów i grzechów, że wypalam się i nie mam już sił. Ona wtedy przychodziła... Lekkie poruszenie zasłonek, delikatny dotyk jej dłoni na moim rozgrzanym od łez policzku i zapach lili oznajmiał mi jej przybycie. Otulała mnie swoimi ramionami, szeptała kojące słowa, pocieszała i zawsze powtarzała, że nie nadszedł jeszcze mój czas – wtedy obie płakałyśmy, Ona nad swoim losem a ja nad swoim. Było nam łatwiej. Do czasu... Wszystko kiedyś się kończy i nawet nikt nie zdaje sobie sprawy jakie to trudne. Przekonałam się o tym tamtego dnia, kiedy po raz kolejny wezwałam moją przyjaciółkę. Miałam już naprawdę wszystkiego dość, tak bardzo chciałam umrzeć, zapomnieć o wszystkich troskach, zapomnieć o bólu o przegranym życiu o niewykorzystanych szansach o krzywdach jakie wyrządziłam tym wszystkim których kocham. Tak bardzo chciałam umrzeć. Tak bardzo... Ona przyszła. Tego wieczoru zapach lili był zdecydowanie silniejszy. Wszystko przebiegało jak zwykle. Poczułam dotyk jej dłoni na moim policzku, musnęła mnie nawet swoimi włosami. Wtuliłam się w nią, przyjęłam ją w ramiona i wtedy usłyszałam jej głos – ale nie w myślach jak do tej pory – ale tuż przy uchu – wypowiedziany szept, który wstrząsnął moim ciałem jak nic i nikt nigdy dotąd. Odsunęłam ją od siebie na wyciągnięcie ramion. Zobaczyłam jej twarz, piękną a zarazem straszną. Zielone oczy przewiercały mnie na wylot... ale ja się ich nie bałam, przecież znałam je od dzieciństwa – patrzyłam w swoje własne oblicze, okolone długimi czarnymi włosami, które pięknymi kaskadami spływały na moje ramiona. Mimo iż zaschło mi w ustach, resztkami sił zapytałam – Zaopiekujesz się moją rodziną ? - Oczywiście, przecież jesteśmy tym samym, jesteśmy jednością. Ja spełnię Twoją rolę a Ty moją. Słuchałam swojego głosu z zafascynowaniem, ciągle nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Powolutku traciłam swoje kształty, dłonie jeszcze przed chwilką całkiem realne, zaczęły blednąć, odsłaniając mi po kolei tkanki żyły i kości. Taka przemiana dokonywała się w całym moim ciele. Czułam to ponieważ bolało, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Moje drugie ja, również cierpiało, może w inny sposób a może w identyczny, wiem jedno, zanim dokonała się przemiana nasze łzy wymieszały się w jednym kielichu bolesnych wspomnień. Zanim opuściłam mój dom, obejrzałam się za siebie i powiedziałam w myślach – przybędę zawsze, gdy tylko poprosisz o Śmierć.... I Nią się stałam ... „... to czego pragniesz, to o czym marzysz, może się Tym stać...” To moja mała próbka. Proszę o konstruktywną ocenę :) Lidka -
Kochanek Dotykał jak nikt inny Opuszkami swych marzeń i myśli Powiewem przeszłości Świeżością bryzy morskiej Usypiał w rytm kołysanki Śpiewanej ustami matki Brązowookiej niewiasty Dawno zmęczonej już czasem Tulił w rytm swego głosu Zawiniętego w miękki aksamit I szeptał czule na uszko Oddechem ciepłym, różanym Kochał szalenie i głośno Wdychając zapachy miłości Ostre, kolczaste szpikulce Uniesienia i dzikiej rozkoszy W końcu umarł, cicho i spokojnie We śnie, z dziecięcym uśmiechem Na różowych ustach Znów był z matką i nie musiał już Nikogo kochać... Witam bardzo serdecznie :) Zamieszczam mój pierwszy wiersz ( na tej stronie ). Proszę o szczere uwagi i oceny. Pozdrawiam Lidka