z daleka od miast odnajduję spokój
drzemiąc pomiędzy zielonymi trawy źdźbłami
piasek przepływa poprzez moje palce
jak czas którego nigdy za mało
gorącego słońca mi trzeba w letni wieczór
grania wiatru na gałęziach
i w burego psa wąsach zapomnienia
jasnej sieni i ganku w winorośl porosłego
kołysania kwiatów polnych muzyki
rozmów z trzepotliwym deszczem potrzebuję
szeleszczenia ćmy u wezgłowia snu mojego
porośniętych mchem korzeni twojej dobroci