Zapalam świece na tym zakręcie
i trwam.
I nie wiem, czy podtrzymać płomień,
spalić cisy,
czy pozwolić im zapuścić we mnie korzenie
i odkryć w sobie opokę.
A może zdmuchnąć płomień
i oddać się w ramiona
woni odchodzącego ognia.
Jak pokonać zakręt, kiedy już ze wszystkich świec
chłonie zimna Ziemia?
A może cofnąć się po omacku,
odnaleźć doświadczonego przewodnika.
…wiesz, pomyślałam sobie,
że możemy przymierzyć tę trasę
we dwoje.
Pójdziemy, gdzie nie ma dróg,
ta będzie nasza,
a my będziemy pierwsi.
A może zaoszczędzimy świec,
by w gąszczu pod samym niebem
odnaleźć szczęście.
Ostatnią postawimy w domu
na starym kuchennym stole.
Ogrzejemy się w jej świetle,
a przy domu posadzimy cisy.
A zanim...
może już niedługo
poczciwy dąb.