sklep, gdzie ubiera myśli w słowa
ktoś znajomy, okazuje się
dyskontem odzieżowym.
w kontenerach kotłują się
poprzebierane i niechciane
miłość, księżyc, kot i spacery.
zdecydowanie nie było warto,
rano przychodzą stare kurwy
i bigoci wyrywając sobie
dekonstrukcje i eschatologie.
dużo tanich metafor i porównań
trudno jednak coś dopasować,
gdy nikt nie patrzy chowam
pod kurtkę małą pointe i wychodzę.