Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

tenere

Użytkownicy
  • Postów

    25
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez tenere

  1. smutnie, z tesknota, z zalem za tym, co mozna bylo, ale jednak nie... bardzo prawdziwe, ale zawsze, zawsze patrz do przodu, tam wiele czeka na ciebie.
  2. bardzo bardzo dawno mnie tu nie bylo, bo i teraz nieco bardziej z daleka, ale wrocilam z zachwytem wiecej pisz pozdrawiam z nieprawdopodobnej przestrzeni
  3. znakomite! wyważone i błyskotliwe! no i cóż tu można napisać więcej? Pod jakim nazwiskiem wydane będzie w całości? Bo chcę to mieć! I czy wysyłkowo też się da? Bo ja z dalekiego kraju. pozdrawiam z gratulacjami - tenere
  4. dziękuję za ciepłe słowa pełne nieokiełznanej otuchy :) alem się speszyła. ośmielę się dzięki temu wklejać nowe twory od czasu do czasu, a chwile płodne twórczo nadchodzą, więc ja nie wiem czy z tą otuchą toście nie przesadzili na własną zgubę! ;) pozdrawiam - tenere zmieszana
  5. zabawne, Witoldzie, ja bardzo często tęsknię już do starości :) pozdrawiam - tenere
  6. ze smaczkiem i świetną puentą! lekkie, nie przegadane i bez patosu, choć o ważnym. do zapamiętania. serdecznie gratuluję!
  7. Dla każdego inne miejsce. Małym dziewczynkom wplata się marzenia we włosy. Przymocowane wstążką, wsnute w labirynt warkocza, mają wielką szansę, żeby dorosnąć. Trudniej jest z chłopcami, te kilkuletnie brzdące są niewyobrażalnie ruchliwe. Ale jeśli małe marzenie zaczai się w kąciku oka, jest bezpieczne. U dziewczynek byłoby to zupełnie niemożliwe, ale przecież chłopcy bardzo dbają o to, aby się nie rozpłakać. Młodym dziewczynom z marzeniami do twarzy, stąd rozsiane po nosach i policzkach piegi. Najlepiej widoczne są wiosną, gdy słońce mile je łaskocze i zbierają się na odwagę, aby się uajwnić. Dorastającym chłopcom wpina sie marzenia we wnętrzu ucha, gdzie szepczą słowa tak wielkie, że nie śmiem ich tu wyjawić. Zdarza się też marzenie przemieszkujące w przepastnych, nigdy nie opróżnianych kieszeniach spodni, kieszeniach pełnych sznurkowo-drucianych skarbów. U nastolatków zawsze jest bezpiecznie. Najtrudniej poradzić sobie z dorosłymi. Trzeba wiele starania, aby tak umocować marzenie, by nie zostało nieumyślnie strząśnięte, albo też z premedytacją wygnane. Pośpiech i przepracowanie to najwięksi wrogowie. Gdy dorosły nie oczekuje niczego poza świętym spokojem, łatwo traci marzenia. Dlatego najlepiej przyczepić je do koniuszków palców, co bywa przyczyną mrowienia wokół paznokci. Dorośli zawsze je akceptują, interpretując jako zapał do pracy i pozostaje margines szans na rozwój za kilka lat. Bo marzeniom najprzyjemniej jest wśród staruszków. Ci po prostu otwierają ramiona i przygarniają marzenia całymi grupami, nie tylko nowe i świeże, ale też te porzucone. Cieszą się z każdego zagubionego lub pozostawionego, nie myśląc nawet o rozczarowaniu czy goryczy. Przyjmują je nie po to, aby je realizować. Po prostu po to, aby z nimi żyć.
  8. ujmujące. absolunie urzekające. ani jednego zbędnego słowa, hołd oddany prostocie! jeden z najlepszych Twoich wierszy, jeśli nie najlepszy ze wszystkich, które miałam przyjemnosc czytać. oby tak dalej - będę czekać i śledzić. tenere urzeczona
  9. no skoro takie zaproszenie padło... kilka uwag z mojej strony brakuje nieco konsekwencji w konstrukcji, szczegolnie paralelizmu jakiegoś. "lepiej nie zwać kobiety aniołem zbyt szybko upadnie" a za to "nie cytować uporczywie poezyj Leśmiana GDYŻ nazbyt prędko uwierzy" więc albo zawsze z tym spójnikiem, albo pozbyć się go całkowicie, bo kuleje w innym wypadku konstrukcja. poza tym: "nie cytować uporczywie" ale "zbyt długo nie patrzeć" i znów, konsekwetnie, lepiej może napisać "nie patrzeć zbyt dlugo", wtedy i forma bedzie sie zgadzala, i gramatycznie zgrabniej jednak i jeszcze "a winna jej nie czytać, lecz przeżyć" gramatycznie rzecz biorąc może lepiej "a winna nie czytać ją, lecz przeżyć" przepraszam za upór gramatyczny, ale jednak ocalmy język polski, albo bądźmy futurystami, niech niepoprawność nigdy nie wynika z niedbalstwa. i chyba literóweczka: "nie zagłębiać tajemniec" = "nie zgłębiać tajemnic" zdaje mi się. rytm kuleje, w pewnych miejscach zachowany, w innych zupelnie brak, więc może albo pozbyć się go całkowicie i zamierzenie, albo popracować, pogłówkować i zrytmizować, bo obecna forma utrudnia mi odbiór wiersza ogromnie. pomysł + potencjał jest, ale jeszcze troszkę pracy. nie jestem pewna, czy plaża sprzyja mozołowi :) pozdrawiam serdecznie i liczę, że tych kilka słów (mam nadzieję nie za ostrych) zdopinguje, bo przecież o to chodzi, a warto! tenere
  10. dziekuje za uwagi wszystkie
  11. zupelnie wyjatkowe! jestem pod wrazeniem i pelna podziwu dla tych nieslychanych przestrzeni, ktore gdzies tam sie musza znajdowac w tobie. wypisz je z siebie! duuuuzo chce czytac - takich wlasnie! :)
  12. Czy czujesz? Jest coś jesiennego w tym sierpniu. Jakby letnie dni, ospałe i lepkie od słońca, nie były w stanie umknąć przed mglistymi porankami i dżdżystymi wieczorami. Jakby wrzesień, prąc naprzód całym ciężarem przysługujących mu trzydziestu świtów i trzydziestu zmierzchów chciał wkraść się w ten trzydziesty pierwszy dzień sierpniowy, zawistnie zagarnąć go dla siebie już teraz. Sierpniowe popołudnia, zmęczone białym pożarem upału, bezwolnie poddają się temu orzeźwiającemu terrorowi jesieni. Poranki ziewają wietrznie i płuczą swoje twarze lekką mżawką, trą oczy chustami mgieł rozpostartych wdzięcznie i zalotnie na łąkach, pachnących ciemną zielenią opieszałego lata. Zieleń ta łamie się w szarości powietrza, już nie tego soczystego i gęstego złocistymi kroplami lata, ale powietrza jesieni, podwojonego, potrojonego, obłędnie zwielokrotnionego kroplami deszczu. Przesycony, przesiąknięty jesienią, w niczym nie przypomina tego schulzowskiego, nieprzytomnie żarzącego się sierpnia, nie, on zwiastuje już dni krótkie, kuse, wietrzne, dźwięczące ksylofonicznie uderzeniami deszczu o płaty płaszczy, parapety parasoli, dni przenikające przechodniów, sięgające długimi, chłodnymi palcami dżdżystych podmuchów za ich kołnierze. I przyjdą te chwile jesienne, wariacko kolorowe od schnących liści, ciężkie ciężarem opadających kasztanów i hałaśliwe od bezgłośnego ich pękania, gdy tragedia grawitacji dosięgnie miękkiego, ale broniącego się kolczaście pancerza. Przyjdą dni magiczne czarami tysiącznych zapachów, woni na wskroś przyziemnych, nie tych uświęconych lekkością letniego nieba, ale tych które przygniecione ciężarem jesiennego sklepienia chylą się i kilka centymetrów nad umierającą trawą są tak intensywne, że aż zauważalne. Brązowy, mieniący się złotawo od mikroskopijnych żyjątek zapach ziemi, przejrzyście zielona woń kruchych, soczystych jabłek, tych z sadów na wzgórzach, deszcz, zaskakująco intensywnie pachnący indygo, łagodzony ołowianą szarością, odczuwalną gdy westchnąć w chmurze. Takie dni już o krok, o jedno drgnienie kalendarza. Spod przymkniętych powiek widać, jak czają się na krańcach sierpnia, figlarnie zaglądając czasem w jego wnętrze i wtedy mówi się, że jest coś jesiennego w tym sierpniu. Czy czujesz?
  13. dobrze. caly czas, konsekwentnie do przodu. poszukujaco chyba nieco nadal. bede sledzila Twoj rozwoj rowniez z odleglosci, przeciez teraz globalna wioska...
  14. dawno mnie tu nie bylo, Panie Krzysztofie, a Pan publikuje nizmordowanie. bardzo mnie ten wiersz boli, tak osobiscie. a takie slowa: "ci dotkliwie drudzy, niedotykalnie drodzy..." Pan zna? bo to jest ten sam bol we mnie , wiec musze stwierdzic, ze znakomicie Pan napisal, skoro tak mi teraz wlasnie. BlackField - sygnatura twoja... mmmm... piekna piekna piekna muzyka.
  15. fascynacja tym razem ma mnie Pan schwytana na 100 procent Pan rozumie? bardzo popieram tenere
  16. racja Panie Leszku, ja to zmienie, niezaleznie od przecinkow, ale nie przestawie szyku zdania bo mi sie kompozycja zlamie :) jakos sobie z tym poradze, ale musze poglowkowac Panie Freney, ja caly czas jakos tak nie mam smialosci czegos tu wklejac, ale moze jeszcze sie tak zdarzy, ze wykorzystam przyplyw odwagi, tak jak w tym przypadku. pozdrawiam, dziekuje tenere
  17. dziekuje juz poszukuje w glowie synonimow "niemal" i zaraz szybko koryguje pozdrawiam tenere
  18. Rzucała krótki, ostry cień na rozgrzaną południowym słońcem, piaskowo żółtą wstążkę drogi. Powietrze wokoło falowało cicho, ale było przytłaczające, niemal namacalne, wciskało się do wnętrz przez okna i drzwi, przez szpary między nieheblowanymi deskami, z których zbudowane były chylące się do ziemi chaty. Wilgotne i gorące, było jak wszechogarniający duch, otaczający wioskę, znający każdą jej tajemnicę, osobowo obecny. Jej kształt był bliski grotesce, niepoprawny, nie na miejscu. W tym chaotycznym, leniwym świecie, w przestrzeni przepełnionej suszącym się na sznurach praniem – ospale wiszącymi śnieżnymi prześcieradłami, z rezygnacją łykającymi palące promienie słońca i sprawiającymi wrażenie, jakby utraciły już nadzieję na najlżejsze nawet muśnięcie ustami wiatru – w tej przestrzeni, której porządkiem był chaos rozrzuconych narzędzi, tanich, plastikowych zabawek w piaskownicach, a do której panikę nieznanego wprowadzał porządek niedzielnej procesji na nabożeństwo; ona sprawiała wrażenie intruza. Była wprost bezczelnie symetryczna. Kiedy wszystko wokół zdawało się rozsypywać jak domek z kart, zapełniając okolicę niespokojnymi bryłami budynków, nieregularnymi kształtami karłów uschniętych drzew, poplątanymi nitkami ścieżek, prowadzących wszędzie i do nikąd; ona obnosiła się z regularnością swoich kątów, równoległością wysmukłych, metalicznie połyskujących linii, płaszczyzną symetrii jej tylko przynależną. Raziła też obojętnością – jak guwernantka, zamknięta w skorupie swojego staropanieństwa i pozbawiona emocji – tak ona nie wnosiła ze sobą żadnych nowych zapachów, którymi przecież karmiła się wioska, przesycona kojącą wonią pieczonego chleba, silnym zapachem potu spracowanych mężczyzn, delikatnym aromatem kwiatów, przenoszonym na odnóżach wszechobecnych, trzepoczących porcelanowymi skrzydłami motyli. Ona nie wnosiła żadnych boskich tchnień, choć to potrafią nawet dzieci o świetlistych spojrzeniach, lepkich dłoniach i czekoladowych buziach. Stała tam, w swojej technicznej prostocie, zbyt dopracowana, zbyt doskonała, aby pozwolić sobie na szaleństwo wyzwolenia się z norm fabrycznych. A jednak wzbudziła jedną maleńką iskrę, kiedy na ganek wyszła kobieta, przyobleczona w łąkę spódnicy i chmurę bluzki, kobieta o czerstwej twarzy i dłoniach pomarszczonych, spracowanych, dłoniach jak chlebowa skórka. Rzuciła okiem w jej kierunku, powietrze wypełniło się nagle pełnym ulgi, nasyconym wyzwolonym wreszcie oczekiwaniem, ciepłym westchnieniem niskiego, chropowatego jak polny kamień głosu. „Wreszcie położymy nowy dach... Syn kupił drabinę...”
  19. a na scianie stosownie Pan uwiecznil? d.o.m. romantyk hic natus est melancholik pozdrawiam zgodnie z pora roku
  20. wszystko pieknie, Panie Krzysztofie tylko po co rymy? niech Pan nie szuka ich na sile, wystarczajacym 'budulcem' sa u pana neologizmy, jest i instrumentacja gloskowa. dobra. dobra. rymy - tym razem, w tym klimacie - nie trzeba, to banalizuje nieco. ale czekalam na Pana nowe wiersze bo gdzies kiedys juz cos czytalam. zmiana jest. tylko jeszcze nie wiem, czy progres. Pan wysechl z romantyzmu. czy sie myle? pozdrawiam jesiennie. tenere
  21. nie erotyk. ciekawy pomysl w ogole patrzenia na to jako na erotyk. nigdy mi to w glowie nie postalo. a moze i dobrze: takie nowe, swieze spojrzenie? prosze sie wiec zaglebiac "nieerotycznie",. pozdrawiam tenere
  22. zostań jeszcze po mojej skórze wespnij się ku światłom oczu duszy we mnie niepowtarzalnej odejdź teraz śladem mojej łzy zsuń się w kierunku szaleństwa pustki we mnie niedotykalnej
  23. infantylnie w rozmarzeniu chcieliśmy w odosobnieniu magnetycznie w zapatrzeniu trwaliśmy w odwzajemnieniu niebezpiecznie w zespojeniu marliśmy w roznamiętnieniu niedorzecznie w zakończeniu drętwieję w osamotnieniu
  24. czy to jest figiel? probuje cie rozgryzc. to nie jest proste. czy to jest figiel czy to tak wlasnie jest? ze "dawanie" jest "ot tak"? ze "dawanie" nie znaczy nic i nie znaczy swoim sladem ciebie i jej? ze "dawanie" jest identyczne dla kazdego i ze potrafisz kazdemu dac to samo? ze "dawanie", kiedy ktos nie chce wziac, jest cierpieniem wiekszym od tego, niz gdy nie dostajemy tego, czego pragnalibysmy? nie figluj z tematem, za ktorym zaczajone jest cierpienie. a ja bede rozgryzac. publikuj sie.
  25. wiesz... tak czytam twoje wiersze... jest w tobie cale mnostwo uczuc, pieknych i dobrych, ktore tak bardzo chcialbys na kogos wylac, oddac sie w calosci... ty szukasz, szukasz caly czas, bo chcesz sie dzelic. mam racje? ja C Z U J E twoje wiersze. cieplo pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...