Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marion

Użytkownicy
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marion

  1. Dziękuję za uwagi i opinie. Na pewno wezmę je sobie do serca. Pozdrawiam.
  2. uderzyło w duszę jakby ktoś szarpnął strunę najdelikatniejszą tak lekko, a boleśnie w oczach bez wyrazu utonął cały wszechświat nawet mała gwiazda nie mrugnie już w szarości odchodząc od siebie tak powoli, tak szybko uciekamy w nieznane szukając gwiazd od nowa
  3. Uciekam z życia w pustym plecaku pół kilo wspomnień ze sobą biorę. Gdzieś na rozstaju przysiądę chwilkę, cicho zapłaczę i pójdę sobie. A te marzenia, życie, wspomnienia, bagaż doświadczeń oddam za grosze. Na pustej kartce napiszę sobie zupełnie inne życie (nie) moje.
  4. Dziękuję bardzo. Dzięki Pana wskazówce być może uda mi się nareszcie dokonać "poprawnej" interpretacji, jakiej polonista sobie życzy. Myślę, że tym razem powinno być już dobrze. Pozdrawiam.
  5. Niestety dla mojego polonisty nie istnieją inne poprawne interpretacje niż ta jedna, którą on uznaje za poprawną. Dlatego ciężko trafić, zwłaszcza, że w tym przypadku nie podał żadnych wskazówek, które by naprowadzały na tę "właściwą". Panie Jarku, ten wiersz dostałam na ksero od polonisty, więc nie znam źródła, być może pomylił się przy przepisywaniu. Sprawdzałam w internecie, jest tak jak Pan podał "plaster". Polonisty oczywiście nie odważę się poinformować o pomyłce, bo już mam dostatecznie przechlapane, za te własne, niepoprawne interpretacje :)
  6. Może dla Pana interpretacja jest prosta. Ja się nie znam na poezji, a mój polonista już dwa razy odrzucił moje interpretacje, więc pewnie jest niepoprawna, dlatego nie chciałam ich przedstawiać. Poprosiłam więc o pomoc osoby, dla których - tak jak dla Pana, to jest bułka z masłem.
  7. Witam. Potrzebna mi jest interpretacja wiersza Cz. Miłosza "Biedny chrześcijanin patrzy na getto". Szukałam i znalazłam bardzo pobieżne informacje. Jeśli ktoś miałby czas i chęć proszę o pomoc. Pszczoły obudowują czerwoną wątrobę Mrówki obudowują czarną kość Rozpoczyna się rodzieranie, deptanie jedwabi, Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian Gipsowych, blach, strun, trąbek, kiści, kul, kryształów - Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie. Pszczoły odbudowują plastry płuc Mrówki odbudowują białą kość, Rozdzierany jak papier, kauczuk, płótno, skóra, len Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łyska, druty Wali się w ogniu dach, ściana i żar ogarnia fundament. Jest już tylko piaszczysta, zdeptana z jednym drzewem bez liści Ziemia Powoli, drążąc tunel posuwa się strażnik - kret Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy Pszczoły odbudowują czerwony ślad Mrówki odbudowują miejsce po moim ciele. Boję się, tak się boję strażnika - kreta. Jego powieka obrzmiała jak u patriarchy, Który siadywał dużo w blasku świec Czytając wielką księgę gatunku. Cóż powiem mu, ja, Żyd Nowego Testamentu Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa? Może rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu I policzy mnie między pomocników śmierci Nieobrzezanych.
  8. Może jeszcze dodam coś podobnego i dłuższe tym razem. Może nikt się nie zniechęci dużą ilościa tekstu do przeczytania :) Dzięki i pozdrawiam.
  9. Rzeczywiście te dodatki nie są konieczne. Chyba bardziej napisałam je dla siebie, bo piszę już od kilku lat książkę i cykl opowiadań o Isilionie (bardziej w klimacie fantasy niż baśniowym), tam pojawiają się bohaterowie z tego krótkiego tekstu, również wspomniany tutaj czarodziej jest ważną personą w książeczce:) Lubię ze sobą wiązać postaci ich losy. Ale kiedy będę tutaj wklejać jakieś fragmenty, to postaram się wyciąć to, co zbędne, albo nie do końca zrozumiałe. Dziękuję i pozdrawiam.
  10. Czasem zaczynając pisać nie wiem jeszcze co to ma być... W tym przypadku też tak było. Opisałam jezioro, a jakiś czas potem dopiero napisałam resztę i powstało to coś:) Dzięki Asher. Pozdrawiam.
  11. Dziękuję za komentarze i cieszę się, że się podobało. Co do spotkania z magiem, to rzeczywiście mogłoby być dłuższe, ale czasami myślę, żeby nie przesadzać z rozmiarem tekstu, bo nikt nie przeczyta:) Jakoś ostatnio piszę tylko bajki, ale podobno nigdy się z nich nie wyrasta;) Pozdrawiam.
  12. Słońce kryło się już za lasem po drugiej stronie jeziora. Łódka leniwie przybliżała się do brzegu. Chłodny podmuch wiatru niosący zapach wody i krzyk mewy, przeniknął przez cienki sweter Matiasa. Chłopak zadrżał. Potem podciągnął nogawki spodni, wskoczył do wody i wypchnął łódkę na piasek. Stary Rumar wygramolił się z łódki, przez chwilę stał patrząc na grę płomiennych refleksów na wodzie. - Fest już czuć jesień w powietrzu – powiedział. - Chodźmy chłopcze, bo taka zimnica się zrobiła, że aż w kościach łamie. Matias położył się na skórze białego niedźwiedzia obok kominka i otworzył gruby atlas dziadka. Wertował strony oglądając mapy i rysunki miast całego kontynentu. Bardzo lubił to robić i zawsze na dłużej zatrzymywał się na stronie sto dwudziestej, gdzie zamieszczony był szkic Isilionu. Wyobrażał sobie jak pięknie musi wyglądać srebrne miasto, Latarnia Północy, jak je nazywano. Rumar wszedł do izby. Widząc wnuka wertującego atlas, uśmiechnął się lekko. Rozsiadł się w fotelu i zapalił fajkę. - Dziadku, czy mógłbyś mi opowiedzieć coś o Isilionie? - zapytał Matias, siadając obok fotela. - Ależ chłopcze, opowiedziałem ci już wszystko co wiem po kilkadziesiąt razy. - Nieprawda – chłopak zmarszczył brwi. - Za każdym razem była to inna opowieść. Chciałbym usłyszeć coś jeszcze. Rumar przez dłuższą chwilę milczał zapatrzony w ogień, a Matias spokojnie czekał, wiedząc, że za chwilę usłyszy kolejną historię. - Opowiem ci o Zamkniętym w Butelce – odezwał się w końcu dziadek. - Nikt już nie pamiętaj jego prawdziwego imienia. Był niewiele starszy od ciebie. Należał do isiliońskiej gildii złodziei, której w tamtych czasach przewodził jego starszy brat. Chłopak chciał koniecznie udowodnić, że zasługuje, by być kimś więcej, niż tylko kieszonkowcem. Postanowił ukraść magiczną kulę potężnego czarodzieja Arna. Bardzo długo się przygotowywał. Obserwował maga kilka miesięcy i po tym czasie znał wszystkie jego przyzwyczajenia. Wiedział, że w czwartkowe wieczory wychodził do tawerny „Róża Wiatrów”, by dopilnować swoich półlegalnych interesów. Młody złodziej postanowił, że właśnie w czwartek pod nieobecność czarodzieja ukradnie kulę. Dostał się do jego wieży, udało mu się nawet wyminąć chochlika pilnującego domu. Kiedy już miał kulę w ręce, do komnaty wszedł Arn. Wrócił wcześniej, niż chłopak się spodziewał. Stary czarodziej bardzo się rozgniewał i uwięził go w butelce. - Pamiętaj, że każdy krok w życiu ma swoje konsekwencje – powiedział mag. - Próbowałeś mnie okraść, a przy tym dałeś się złapać. Nie unikniesz kary. Pozostaniesz w tej butelce przez dziesięć lat. Nikt nie jest w stanie jej stłuc, czy otworzyć. Dam Ci młoteczek i kiedy minie czas kary, wystarczy że lekko uderzysz w ściankę i będziesz wolny – to mówiąc wyrzucił butelkę z okna wieży. Chłopak strasznie się poobijał, kiedy butelka uderzyła w bruk. Chłopiec całą noc stukał młoteczkiem w szkło, jednak nie udało się mu uwolnić. Z czasem nauczył się poruszać butelką, wystarczyło wziąć rozpęd i biec, a ona toczyła się powoli w wybranym kierunku. Starał się wołać ludzi, chciał zostać zauważony, ale nikt go nie słyszał. W końcu butelkę podniósł kupiec z południa. Widząc w środku małego człowieka bardzo się zdziwił. Wziął go ze sobą. Mijały lata, a chłopak wiele podróżował z kupcem. Zwiedzał krainy, o których nawet nie słyszał. Słyszał to, co mężczyzna do niego mówił, on mógł jedynie odpowiadać mu gestami. Stali się przyjaciółmi. W chłodne wieczory na pustkowiu, kupiec kładł butelkę przy ognisku, w upalne dni, chował ją do plecaka, lub zanurzał w zimnym źródełku. Chłopak stał się mężczyzną. Za kilka dni mijało dziesięć lat od chwili uwięzienia. Nie mógł się doczekać, kiedy wyjdzie i odetchnie świeżym powietrzem. Niestety którejś nocy kupiec został napadnięty i zabity. Jednym z bandytów był jego brat. Złodzieje zabrali wszystko oprócz butelki, która wydawała im się bezwartościowa. Kiedy mieli już odejść, brat cisnął butelkę do morza. Młodzieniec patrzył jak brzeg wciąż się oddala. Potem widział już tylko bezkresny błękit. Nikt nie wie, co się z nim dalej działo, chociaż powiadają, że do dziś dnia pływa po oceanach świata, starając się dopłynąć do brzegu i uwolnić się z więzienia... - Rumar zakończył opowieść i pyknął fajką. - Może udało mu się już uwolnić – powiedział zadumany Matias. Zaraz jednak się ożywił. - Dziadku, jutro ruszam do Isilionu! Chcę zobaczyć srebrne miasto, bo potem może być za późno. Rumar głośno się roześmiał. - Nie dojdziesz do Isilionu przed zimą. Chcesz wędrować po pas w śniegu? Poczekaj do wiosny. Jeśli nie będzie mnie zbytnio łamać w kościach, pójdę razem z tobą. Kto wie, może to będzie ostatnia podróż w moim życiu... - Nie mów tak dziadku – oburzył się Matias. - Będziesz jeszcze długo żył. A z Isilionu pójdziemy do Mooren, a potem jeszcze dalej – chłopak wziął atlas i zaczął wodzić palcem po mapie kontynentu. Dziadek i wnuk przeglądali mapy do późna w nocy, planując wielką podróż. Ogień w kominku wesoło płonął. Gdzieś na falach oceanu dryfowała zapomniana przez wszystkich butelka.
  13. Dziękuję. Co do "baśniowej części życia bohatera" to może rzeczywiście nie jest ona taka wyraźna, ale większa część tekstu jest tak naprawdę tą częścią baśniową. Wszystkie postaci oprócz samego bohatera i pojawiającej się na chwilę jego matki są częścią "baśni". Było tego wiele więcej, ale uznałam, że tyle wystarczy. Pozdrawiam
  14. Marion

    haiku

    kapiące krople za oknem zwisające lodowe sople
  15. Bardzo przyjemnie się czytało. Ciekawe opowiadanie;)
  16. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze. Coś podobnego od roku jest w przygotowaniu, może kiedyś się zmobilizuję i skończę;) Rzeczywiście wyłapałam sporo błędów (niech żyje pośpieszne przepisywanie!;)). Poprawiłam te, które znalazłam, ale możliwe, że coś jeszcze przeoczyłam...
  17. Włóczył się po ulicach miasta. Czasami wchodził do sklepów, by się ogrzać. Chciał jak najdłużej odwlec powrót do domu. Nie miał po co wracać. Rodzice jak zwykle będą spici, a poza tym odkąd w zeszłym miesiącu odłączyli ogrzewanie, w mieszkaniu nie jest cieplej niż na zewnątrz. Nie chciał wracac i uczestniczyć w kolejnych pijackich kłótniach i bijatykach. Kiedy był młodszy, przy okazji i jemu się dostawało. Teraz umiał się obronić, ale najczęściej w stosownym momencie opuszczał mieszkanie. Zaczął padać śnieg. Przystanął i popatrzył w górę. Z szarosinego nieba sypało się tysiące białych płatków. Spadały mu na twarz i wciskały się do oczu. - Dawno nie widziałam śnieżynek tańczących walca - usłyszał cichy głos. Obok niego stała dziewczyna i tak jak on przed chwilą wpatrywała się w niebo. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Było coś dziwnego w tym uśmiechu, ale nie potrafił określić co. - Spójrz jakie to piękne - powiedziała i popatrzyła w górę. On także podniósł głowę i przypatrywał się opadającym płatkom. Chciał coś powiedzieć dziewczynie, jednak uświadomił sobie, że obok niego nie ma nikogo. Stał samotnie, na niemal opustoszałej ulicy. Rozejrzał się jeszcze raz i doszedł do wniosku, że wyobraźnia spłatała mu figla. Kiedy był dzieckiem bardzo często wymyślał sobie niewidzialnych przyjaciół, potrafił z nimi rozmawiać, a po jakimś czasie mógł ich nawet zobaczyć. Wzruszył więc ramionami i ruszył szybkim krokiem w stronę Błękitnej. Ojca nie było w mieszkaniu, a matka zamroczona alkoholem leżała na kanapie. Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Jakiś czas temu założył w nich zamek. Miał dość wszystkich tych podejrzanych typów, łażących po całym mieszkaniu, tych tak zwanych "przyjaciół" rodziców. Wynieśli z ich domu już chyba wszystko, co nadawało się do sprzedania. W pokoju było tak zimno, że nawet nie zdejmował kurtki. Usiadł na parapecie i spoglądał na pogrążający się w ciemnościach świat. Znowu wyobraźnia zaczęła mu dyktować scenariusz opowiadania. Zarysy bohaterów, fabułę, zakończenie. Wiedział jednak, że i ta historia nie zostanie napisana. Miał wiele pomysłów, jednak wszystkie żyły tylko w jego głowie. Był zbyt leniwy, żeby je zapisywać. Poza tym wszystkie te historie były jego, nie chciał się nimi dzielić z nikim innym. Nawet jeśli by chciał, to nie było nikogo, komu mógłby to pokazać. Do późnej nocy siedział na parapecie pogrążony w myślach. Wstał kolejny, szary dzień. W mieszkaniu nie było nikogo. Pośpiesznie zjadł skromne śniadanie z tego, co znalazł w lodówce i wyszedł. Klatka schodowa czy to w dzień, czy w nocy, zawsze tonęła w półmroku. Nikt tu nigdy nie sprzątał. Pod nogami kłębił się kurz i śmieci. Odrapane ściany ozdobione były napisami i rysunkami. Najgorszy ze wszystkiego był jednak zapach. Wszechobecna woń stęchlizny, pleśni i moczu, która u każdego nieprzyzwyczajonego wywoływała odruchy wymiotne. Szybko zbiegł po schodach na parter. Zauważył, że jego lewy but nie jest zawiązany. Schylił się i wtedy po raz pierwszy ją zobaczył. Pod schodami skulona siedziała dziewczynka, najwyżej ośmioletnia. Wpatrywała się w niego z zaciekawieniem, ale wydawało mu się, że w dużych, granatowych oczach dostrzegł też cień strachu. - Jesteś Strażnikiem? - zapytała. Nie wiedział o co jej chodzi. Może miała na myśli policjanta. - Nie jestem - odpowiedział. Nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Czuł, że nie może jej tak zostawić. Na pierwszy rzut oka widac było, że nie mieszka na Błękitnej. Była zadbana, miała ładne ubranie, w ogóle różniła się od dziewczynek ze slumsów. Przebywanie w tej okolicy mogło być dla niej niebezpieczne. - Powiedz gdzie mieszaksz, to odprowadzę cię do domu. - Mieszkam u Azariela, ale nie mogę tam teraz iść. Muszę odnaleźć Strażnika i iść z nim do mistrza Galahada - odrzekła stanowczym tonem. Nie zrozumiał nic z tego, co powiedziała. Kim byli Azariel i mistrz Galahad? Może sobie ich wymyśliła. Ale może ci ludzie istnieją. Nie widział sensowniejszego rozwiązania niż odprowadzić małą do tego Galahada, kimkolwiek on był. - Zatem chodźmy do niego - wyciągnął rękę w jej stronę. - Nie mogę iść tam z tobą. Nie jesteś Strażnikiem. Pomyślał, że może lepiej jak ją zostawi, niech sobie smarkula radzi sama. Ale kiedy jeszcze raz na nią popatrzył, nie mógł tak po prostu odejść. - Tylko żartowałem - powiedział. - Jestem Strażnikiem. Nie bój się, możesz mi zaufać. Dziewczynka przypatrywała mu się ze zdumieniem. - Cieszę się, że cię wreszcie odnalazłam - powiedziała po chwili, wstała i chwyciła go za rękę. - Chodź ze mną. Szli w stronę południowej dzielnicy miasta. Z jednej z wąskich uliczek wybiegł czarny, gruby kot. Na ich widok przystanął i przekręcił głowę w bok wpatrując się z zaciekawieniem. Dziewczynka uśmiechnęła się. - Przekaż moje pozdrowienia pani Daeris. Kot zastrzygł uszami i zniknął pomiędzy kubłami na śmieci. - Kim jest pani Daeris? - Wszyscy wiedzą kim ona jest - odpowiedziała mała. - Wszyscy znają ją i jej koty. Zatrzymała się i wskazała na niby domek zbudowany z kartonów i plastikowej folii. - Tu mieszka mistrz Galahad. Z szałasu wyszedł stary mężczyzna. Najwyraźniej bezdomny. - Chodź - pociągnęła go za sobą. Wszedł za nią na czworaka do szałasu. W środku wcale nie wyglądało jak w domku z kartonów. Był to duży pokój, z masą regałów i półek pełnych książek. Był też kominek, w którym wesoło palił się ogień. Mężczyzna też nie wyglądał już jak bezdomny. Był ubrany w jaskrawe szaty dziwnego kroju. - Witaj w moim domu Strażniku - powiedział. - Mam nadzieję, że opowiesz nam dalszą część historii. - Jakiej historii? - zapytał. Chciał zapytać o wiele rzeczy, ale głos uwiązł mu w gardle po tym wszystkim, czego doświadczył tego dnia. - To ty nas stworzyłeś Strażniku. Jesteśmy częścią jednej z twoich opowieści. Tej, której nigdy nie dokończyłeś. Chcemy, byś ją teraz zakończył. Zaczął sobie przypominać wszystkie te postaci, zdarzenia. Wiedział już gdzie jest i kim jest ta mała. Postanowił dokończyć opowieść. W małej uliczce kłębiło się dużo ludzi. Krzyki policjanta "Proszę się rozejść!" nie skutkowały wcale. Rano pewien bezdomny znalazł pośród kartonów martwego chłopca. Najpewniej zamarzł tej nocy.
  18. Dziękuję serdecznie za uwagi. Popracuję nad zmianami, może będzie lepiej.
  19. Zamknięta w chaosie z myśli mych stworzonym, wciąż na nowo szukam innych wyjść. Naciskanie złotej klamki, nawet jej szarpanie ciągłe nie gwarantuje wcale uchylenia normalności drzwi. Bezosobowa samotność uczy mnie pokory, niecierpliwiąc się zarazem. Nawet ona mnie nie znosi. Po co krzyczec? Po co jęczeć? Nawet sama się nie słyszę.
  20. Marion

    haiku

    płatki śniegu opadają wolno w świetle latarni
  21. Marion

    haiku

    Nie sądze, zdjęcie nie odda tej dynamiki, jest zbyt statyczne, a poza tym nie znam się ani na fotografii, ani na grafice komputerowej. Potrafię się posługiwać tylko słowami. Pozdrawiam
  22. Marion

    haiku

    przez szkło oglądam zamknięte wśród śnieżycy maleńkie domy
  23. Marion

    haiku

    Sama nie przypominam sobie, bym widziała kiedykolwiek jakieś odbicie tęczy. No ale interpretacja należy do czytelnika;)
  24. Marion

    haiku

    Pierwotnie było "szara ulica", ale potem zmieniłam, chociaż może rzeczywiście tak było lepiej. Więc zmieniam znowu;) Dziękuje
  25. Marion

    haiku

    szara ulica opona mąci strumyk kolory tęczy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...