idąc pustynią tego świata
usychamy z pragnień
dlatego
widząc na horyzoncie oazę
lecimy do niej na skrzydłach marzeń
łapczywie popijamy wodę ze źródełka
próbując ugasić wewnętrzny ogień
lecz
w ustach tylko piasek przesączony krwią
świeżą
prosto z popękanych warg
rozczarowani
klęczymy w osłupieniu
z biciem serca obserwując
jak
zielone drzewko zamienia się w pył pustynny
po policzku cieknie łza
spadając na rozgrzaną ziemię daje jej ukojenie
a nam chorą iluzję
że
jesteśmy dobrzy
idziemy dalej niosąc brzemię człowieczeństwa
przez niebo-piekło
czekając jak padniemy na kolana