I chodnik złożony jak sitko drobniutko
I cztery dla czterech zielone stoją trony
Pośrodku kanalik krew lubiący chłeptać
Od lat ciągle syty zna już posmak słony
I tłum coraz większy jak głodny zwierz węszy
Chore z nienawiści dusze , wzrok okrutny wszędzie
Zwabione wizją kaźni jak wsze kundle kością
Tłoczą się i sapią w masowym obłędzie
Bo w końcu uciecha wszystkich dzisiaj czeka
Przywloką robaka , ścierwo nic nie warte
Chciał noc przyozdobić gwiazdami drobnymi
Wydobyć kolory w szarej mgle zawarte
Spijać z kwiatów rosę , sycić się odgłosem
Deszczu , wiatru , burzy wśród błyskawic tańczyć
W kielich zgryzot pełen trochę wiary dolać
Teraz to nieważne , koniec , dość , wystarczy
Dziś chodnik ozdobi czerwoną zasłoną
Barwy wydobędzie z labiryntu śmierci
Spijać będzie łzy , pot z warg spierzchniętych
Tańczyć wśród kamieni , wśród wzniesionych pięści
I chodnik złożony jak sitko drobniutko
I cztery dla czterech zielone stoją trony
Po środku kanalik krew lubiący chłeptać
Od lat ciągle syty , znów ten posmak słony..