Przemierzam pajęczyny uwite przez zmrok
Po kroku krok,
kroczę...
Chcę rozpuścić warkoczę
Związane jak miejska dusza,
której dzikość bezsens zagłusza
Otwórzmy żelazne kraty
Pozbądźmy się klucza
Wtedy nasze wolne włosy
Niech falują w blasku nocy
Włosy niczym kwiaty polne
Myśli jak podkowy konne
Biegnące nieprzytomnie
Galopem kroczą ku bezmyśleniu
Nie poddając się zmęczeniu
A drżące usta z nocnymi mgłami
Niosą melodię między szczytami
Niosą melodię ponad poziom gór
Dla dźwięku zatańczymy wśród śniegu
A gdy zapieje kur...
Splotę warkoczę
Opuszczę pokryte śniegowym kapturem zbocze
Me myśli wrzące jak lawa
Wciąż studzi gorąca kawa...