
Maniek Sadkowski
Użytkownicy-
Postów
4 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Maniek Sadkowski
-
..wyrwany z kontekstu
Maniek Sadkowski odpowiedział(a) na Emilia Zone utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie jestem nauczycielem, ani poetą, czy też wytrawnym krytykiem - brak kompetencji - dlatego wsadzę 5 gr . pierwsze z brzegu może się przydadzą, może nie, ale zapewne umniejsi podpowiedzą więcej : -pomadą lat / dni -ruiną wspomnień -zmarszczkami -ruiny dłutem -czasu werniksem, pozłotą, rozkładem,...itd pzdr serdecznie -
mytyja
Maniek Sadkowski odpowiedział(a) na Maniek Sadkowski utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
:) -
bo ludzie są jak stado baranów
Maniek Sadkowski odpowiedział(a) na Mirosław_Serocki utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
: [sub].[/sub] [sub]Tekst był edytowany przez Maniek Sadkowski dnia 10-08-2004 01:37.[/sub] -
mytyja
Maniek Sadkowski odpowiedział(a) na Maniek Sadkowski utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
[sub] różany płatek czerwienią pobladł i tapla się w kuble na śmiecie za połóg świata za mądrość trola i za wszechniebyt w niebiesiech wybacz mi proszę jeśli podołasz kiedy usłyszysz szare łzy pozwól mi spać najzwyklej śnić dla ciebie głód to obcy gość za normę bierzesz szczęście a spróbuj raz przytulić się tak twarzą wprost do bruczej kostki miejskiej zmrożone krople maleńkich trosk ściekają gdzieś po szybie to wszystko dziś darował mi łagodny losu uśmiech . weź moje serce ja już go nie chcę weź moje serce żyj jedynie siebie oddaj w podzięce jedynie siebie tchnij się wywróciłem schowane ciut ze strachu dziecię spłacało dług rozdarty czas na dwa gdy spadasz stąd nie widzisz słów nie ciąży ci modlitwy kat jakoś tak wieje prosto w twarz od domu aż do smutku za niski próg przekraczasz go tu nie ma boga niech żyje bóg nie bój się bać łza czysta więcej niż potok łez "sanktuarium puebla Zielone chaszcze Były dziś świadkiem Niemocy aktu Zwierzęcą dłonią Oddaną chuci Garbatą wizją w tańcu kogucim Dopóki jeszcze w trąby dął Bachus dopóty z gadem walczył spartakus. A kiedy demon ogłady palce jął przepoczwarzać w nierównej walce zadając stronie z goła nadobnej ciosy sromotne i siarki oddech - nie dumna pani, lecz ludzki instynkt lamenty wznosił do obcych istnień. Tu dwaj przechodnie dojrzali wiekiem co szli opodal doli kobiecej podnosząc larum, ostrożnie przecie nastawić czoła chcieli w odwecie Lecz, że za sobą mieli już etap kiedy to pięścią niszczy się nietakt zwoławszy pomoc wskazali drania który pośpiesznie wdziewał ubrania W tym to momencie grom z nieba jasny tuż przed psubratem jakiś Don z Manczy. Posępny czerep, chmurne oblicze za kikut łapie i chrząstki liczy Prowadź łachudro – prowadź – powiada Do Dulcynei coś ból jej zadał. Bieży skulony, piętami bijąc kark pochylony, ze strachu wyje. Och ! miła pani - odziej się proszę nakłania drugi, też przybiegł w odsiecz - już za chwileczkę żandarmów wołam ubierz się damo, boś przecież goła. Tutaj na moment rozpęd zatrzymam Bo białogłowy skrzywdzonej mina Nie wsparcia prosi i nie w nadziei Wzrok nieobecny pokłada w kniei Być może ona wciąż jeszcze w szoku, Posępny Kichot łypie swym okiem. I tuż przy bladym niewieścim ciele dostrzega bukłak z diabelskim zielem. Ot i fermentu czarci eliksir Rozbuchał żądze do granic tchu W narodu żyłach rycerz nie wystygł I to refleksją niech świeci mu Zawżdy to lepiej sześć razy chybić Niźli bezdusznie ominąć ból milczenie owiec Umarł Milewicz Kto Milewicz Waldemar Gość z telewizji Ten sam Ten który kulom Czoła nadstawiał Oblicze prawdy Skrzętnie odsłaniał Co bohatersko Na szaniec rzucał Sprzęt do przekazu Z wojenek Smutnych obrazów Dziewięć mu wiosen Stało w zawodzie Czterdzieści osiem Na łez padole Dzisiaj nie żyje Kirem łzy naród Ociera wojtuś umierał Kto wojtuś synek Beaty ten który żygał na lekcji polskiego ten z drugiej ce ciężki przypadek tornister do szkoły nosił ale kanapkę ukradł i zasnął chciał być piekarzem by w domu gościł bochenek chleba codzienny taki Aha trzy kolory – czarny 1 w kolejkę przoszę w kolejkę dłoń padre i jego pierścień za chwilę wpłyną niesione tu młodzież niech stanie tam serce nie tam , kamery są po tej stronie biały 7 wyschnięty gar z gliny słota wypala kolejny rok pozłota puchar szklany przelewa wino w kadzideł smród nabrzmiały worek lenny nadzieja płynie z rąk do rąk bielszy odcień bieli 3 chodź do mnie miły wycałuj krocze wgryź się w pachwiny rozdarciem na dwa palce chodź że tu miły stań lustrem przed katedrami słyszysz te dzwony to ich jest szloch po drugiej stronie ...ty drżysz pragnieniem obuchem w tętnienie skroni zatapiam oczy w bezsenność rąk chodź miły do mnie móc zmysłom szarpać kajdany kołyskę nocy strzęp prześcieradła i zerwij ze mnie hossannę ico i nic no widzę przecież nie, sapiesz bełkotem nad łbem łap g o b o zwieje nie wkładaj źrenic do kibla zamoczysz czerep widzenia jasność zaśmierdzisz to tfój - śmierdziel – gdzie on jest a on rytuał obchodzi spokojnie jak gdyby nic bez rąk, najpierw budzi się dotyk a twarz ma na wpół do za pięć i znowu konwulsją zatacza kuglarz zabawny, ja wiem bo taka już rola kaca by bawić się z tobą w bęc myślisz że czas ów dobrodziej przytuli i wrzaśnie ! mru mru a gówno, on pluska się w wodzie czasami tylko spływa do rur pytasz kim czucia niebytem emocji splotem na szubienicy krzykiem człowieczym po nocnej ciszy sercem kolibra mgłą na księżycu sepią grafitem umbrą paloną liścia na wietrze gessem porażki kwarkiem promienia nadziei plamą wśród akwareli tętną gangreną rozdartą żyłą sumienia płaczem śmiechem skowytem lub tego cieniem i więcej niczym salowa ktoś widział może mówili że odnaleźć poszła za ciasny dren oparła głowę o zdarte łokcie za mało snu niczyja wina kap kap mofriną o własną myśl na wspak pod płotem marudna trochę zalana w sztok aaa... - przed obchodem poproś o basen kolejka czeka partyjka też skurcz przykurcz skurcz pokurcz przyj mała przyj mytyja mówisz że ja to kilka szmat starganych wiatrem mówisz że mam miast dupy twarz pewnie masz rację wypluwam z siebie rynsztoku płacz ale powraca o świcie krzyczysz że po co tych pare nut zmęczone sączą paznokcie pod powiekami gdzie soli smak tam jest zazwyczaj mokro a kiedy susza niech strużki dni spaprany koją widnokrąg gdy nucisz gram bieli akordem w tonacji fis spękana skała skruszony puch strun fortepianu nie wiń że drżysz oddaj tej chwili wszystko co masz podnieś powieki i ugaś blichtr ogonem iskier rozpruj tę noc istnienia woń w klawiszach zamknij flakonem ust flakonem piór odeszły czas w ogrodzie wanny – higiena crocuta’s chrapy nie kobiety małże uszu skupione zachłystem nadziei linią brzegową nosa policzek dziewicy nie nęcący kuszenia istota warkocz paciorek kręgów szyjnych nawleczony szpikiem tęsknionym przecieka pęknięciem korali cierpliwie w czekaniu sytem niesyty głód czerwieni oczy żywi subtelnie zlizując pustkę (cięcie ) ( w tym samym czasie ) lubię twoje foremki ( zaczyna się rytuał samotrawienia ) (cięcie )(synkopa) komara ssąc kropelkę bo skrzydła przecież mam i taki ładny brzuszek i mogę wstać. gdy z dołka się poruszę nie pierwszy raz nie moja krew trendowatym " jeden upija się drugim. " byle nie martwy od wieka ćwiartki różnice w las a siłę masz napluj mi w twarz i kijkiem strykiem ze stryjkiem ciabarach brach przez poniedziałki do czwartku kryształ nie pęka strzemiennie z homontem za chomont a niech tam sto lat nehaj żiwe za nasze zdrowie psia ichnia mać to jutro dzisiaj klepsydry w piach Ostatni z miotu czule najczulej wiatr twoja sierść dokąd chcesz odejść mamo mam jeszcze krew Flogisto ty ziarnami wrzosów po wypalonych darniach wytartych dróg na ile można mocą serc tym płodem ziemi spopieleniem od zlewisk mętnych pragnienie nie ugaszeni to w nas mniejszych od gwiazd oprawcy słów tlenu tęsknoty Chcę być dzisiaj Sam bo wiesz - sąsiedzi znów w windzie gadali że czepiam się osiedlowych drzewek, - a przecież ja nie mam psa - że plotę sam do siebie ? - nie Sam ! - nie odkładaj słuchawki napisała mi list –posłuchaj : jedynie mnogość mnogość i miech płucna rozedma rozprutych kobz stąd po wezgłowia znów hula świerszcz stąd po bezkresy braknie mi strun jeszcze przed kawą poranną haust po stan zapalny gorączki łyk jeszcze w ten skrawek źrenice wbić zatopić palce w zamglony dźwięk nawlekam igły na każdą z nut by czuć po trosze dziurawość piór - mów głośniej - nie, nic takiego - napisałem Jej ten kawałek o Szkocji- ten o Danae, kiedy padało, że twarz kobiety zaklęć półtony obmywa kroplą sen tak wilgotną, że zapomniała czym dla mnie widok, kiedy na deszczu złudzenia mokną i za ten jeden obraz jej nagi, oddałem wszystko to o czym marzę. wszystka wierność żon świata mało bezdźwięczne bębny pustynne smyki harmonii nad tarasem kolibrze snują melodie wrzask albatrosa kobiecy na wiatr ten czas słyszysz ryk słoni błękitnych umiera by żyć w skowycie wilka galaktyk taniec rodzi pokornie słoneczny splot "już się nie czepiam osiedlowych drzewek wszedłem więc w symfonię bo usłyszeć chciałem delikatne dłonie zrozumieć skrzypce wszak kochałem siadłem jak przystało pod sceną, na schodach tuż przede wszystkim w duchu grało na schodach po cichutku- temu wielkiemu oczy wydłubałem albo zamykałem- nie pamiętam, ciemno przecież przez świeczkę małą nieśmiało, ukradkiem taktów kilka spadło kolana podkurczone jakieś zadumane drżeć jakby struny zaczęły i drżały wtedy potargałem smykiem nutę skrzypek strun tych dotykanie majaczyło moje takie całe, moje tak jak pani z miotłą zasprzątana ciut niedbale siadła też nieznacznie, przycupnęła zagadała czy może szeptem lepiej będzie jak ja panu teraz futerał otworzę drogą dalej niż pieśni Navaho bliżej jednak niż Tybet i tak przecież bolą mnie stopy w podmuchach meduzy zapachy w błocie wieczornej skały i tak niemały to zakręt gdzieś tutaj zasnę pod płotem gdzieś tutaj na deszczu zmoknę i tak drep tam kropla za kroplą ñTðT jTq3D ò%ðTðTôT [/sub] [sub]Tekst był edytowany przez Maniek Sadkowski dnia 12-08-2004 13:43.[/sub]