Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anka_Kowalczyk

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anka_Kowalczyk

  1. Dzięki ;) I żadna porażka. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób stąd odwiedza Nieszufladę. Te komentarze bywają sto razy głupsze od wierszy. Pozdrawiam :)
  2. W Twój głos się wsłuchuję - stągiew dnia milczy. I tylko złoto tak gra na strunach myśli, jakby to żar zajął wrześniowe wieczory. Nieodgadniony do końca korzeń mandragory - trwam. Koraliki różańca na kolanach. Obłąkana cisza w winogronach. Teofania dnia, a potem ciemność. Głębia nocy - Twój konfesjonał. I jeszcze raz przyjdzie smakować tę gorycz do dna, aż się jej nauczę i przekonam. A wokół ludzie opadając szepczą. To w żyłach czerwony szelest? Zabawa w chowanego ze śmiercią. Wieczność zanim policzę do czterech. To trudne - tak obumierać. I smakiem Ciała zmartwychwstawać w świeżość. W tej pozornej ciemności dnia rozpoznaję po omacku niebo.
  3. Chciałabym tak śmierć zrozumieć, by jej się więcej nie bać. Wiedzieć, że będzie ciemno i będzie bolało, a jednak wiedzieć coś jeszcze. Otrzymać dwie sekundy na uśmiech. Uśmiech człowieka, który wie dokąd zmierza. Jeżeli ma przyjść, niech będzie cicha, jak spacer gołębia po tramwajowych szynach. Niech będzie zwinna, sprytna i trochę zasadnicza, ale rozumna. Śmierć nie nosi kosy na ramieniu. Musi mieć wolne ręce, by mnie nimi objąć. Ona się nie czerwieni. Ona się nie wstydzi i nie boi się. Przecież przysłał ją Ten, Który Jest. Śmierć jest najbardziej niezwykła ze wszystkiego, co się nam zdarzy w życiu. 11 listopada 2001 r.
  4. Niestety - my się chyba nie znamy. Ale cieszę się bardzo, że choć fragment mojego wierszyka podobał Ci się. Pozdrawiam :)
  5. Rozumiem mowę - echa pociągów, jak żurawie ciągnące na południe sumień. Ze stukotem kół zajeżdża lśnienie usypiania. Z policzkiem przy szybie brudnej i sczerniałej marzysz o jesiennych, pachnących winobraniach. Szarpią mną stacje - szmaciana marionetka, której niegrzeczne dziecko wydłubało oczy. Teraz kiwa się w takt mknących krajobrazów w nieogranioną noc z nieogarnionej nocy. Siedzi Kasandra z torbą pasiastą przy oknie, z palcem wygiętym, skrzywionym sercem. W przestrzeń się wznosi kolejka pragnień z nic nie widzącą zabawką w ręce. 6 maja 2001 r.
  6. Zaczepia czasem obcych ludzi, coś jej się roi w chorej głowie. Zagląda w oczy nieznajomym. Siedzi oparta - ściana brudna. Odpędza niewidzialne muchy i opowiada im o sobie. Mówi, że miała ładne włosy, że tutaj kiedyś było kino. Syrenki podjeżdżały żółte. Wtem zerwie się tak zalękniona, zaszczutym okiem w okno rzuci i po namyśle siądzie smutna. By już za moment łzy zamienić w potoki śmiechu niestrudzone i znowu cichnie głos w alei. Pamięta chyba jakieś dzieci, pamięta lody w czekoladzie i głuche, tępe zna odgłosy. W porannej mgiełce, w tej alei, ktoś, kiedyś szeptał do Korneli nadnaturalne słowa. Dzisiaj w jej obłąkane życie zmieścił się tylko kawał sera i ryba w papier zawinięta. Ktoś czasem wciśnie jej konserwę i popchnie lekko: idź do domu. A miała kiedyś tyle szczęścia... Zagryza usta do krwi prawie i tańczy walca na ulicy. Przestań przyglądać się ciekawie. Słyszysz? Aleja krzyczy... 20 maja 2001 r.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...