Chciałabym tak śmierć zrozumieć,
by jej się więcej nie bać.
Wiedzieć, że będzie ciemno
i będzie bolało,
a jednak wiedzieć coś jeszcze.
Otrzymać dwie sekundy
na uśmiech.
Uśmiech człowieka,
który wie dokąd zmierza.
Jeżeli ma przyjść,
niech będzie cicha,
jak spacer gołębia
po tramwajowych szynach.
Niech będzie zwinna, sprytna
i trochę zasadnicza,
ale rozumna.
Śmierć nie nosi kosy na ramieniu.
Musi mieć wolne ręce,
by mnie nimi objąć.
Ona się nie czerwieni.
Ona się nie wstydzi
i nie boi się.
Przecież przysłał ją Ten, Który Jest.
Śmierć jest najbardziej niezwykła
ze wszystkiego, co się nam zdarzy w życiu.
11 listopada 2001 r.