I spadły deszcze bolesne
Na naszą ziemię ojczystą,
Te tak poranne, tak wczesne,
Ze łzą małą bladozłocistą.
I czar nam prysł raz kolejny,
Rozmyty w kropli przejrzystej,
I dzień znów zatarł się senny,
W tej łezce bladozłocistej.
I przyszło chmur szarych dziecię,
Dziewczynka tak krucha i czysta,
I nic jej nie zmieni na świecie,
Nawet łza bladozłocista.
I będzie wtem ona spowijać,
Czasy te nasze zawistne,
I wzrokiem swym będzie omijać,
Łzy nasze bladozłociste.
I tak ona nazbyt nęcąca,
Jak niby chwast czterolistny,
Zakrywa imieniem swym „żądza”
Rój łez bladozłocistych.