Nauczyłeś mnie strachu przed samotnością.
Kulawymi myślami potykam sie o dzień.
Ślepiami smutku patrzy moje serce.
Boję się,
drżę w cichych konwulsjach,
bo znów nad mym domem przeleciała sowa.
Wciąż wychodzę przed dom...
W czarnym zachodzie słońca
szukam wyjścia.
Zamknięta w Tobie
duszę się w niezdrowej atmosferze realizmu.
Obdarowana papierowym kwiatem,
wącham raz po raz pąk niepewności.
Otwórz mi oczy...
Niech poznam siebie...
Niech będzie coś oprócz Ciebie...