to miasto Warszawa szesnastego listopada tego roku pozbawione jest ciepłej karmelowej niedzieli.
Jeśli Cię kiedykolwiek spotkam to wiedz.
odejdź ode mnie po cichu...nawet w tej chwili umarła jesień krzyczy...nie dzwoń...nie pisz...nie czekaj...sam to sobie wymyśliłem...tą podróż do Twoich bioder...tak daleko...
w nicość...nie moje i nie Twoje palce...nie ta wilgoć i nie ten jęk...pewnie będę Cię szukać i wypatrywać na ulicach miasta...ale Ty nie przychodź...nie chcij...opowiem o świecie co się narodził...i wydał owoc...trzeciej osoby...”ten świat jest komedią dla tych, co myślą a tragedią dla tych, co czują”
jaka wspaniała niedziela...jestem i piszę...właściwie to dlatego jestem, że piszę a nie odwrotnie...ile razy mnie pyta-Kochasz mnie?...nawet nie udaję...kłamię...nie zaprzeczam...Tobie przyznaję się do winy...bo winny jestem wobec Ciebie...bardziej niż Ty wobec mnie...nie znam takich słów...choć wiem jak brzmieć powinny...widzisz mnie...schylam się pod Twoimi udami...zatapiam się w cieple...a oprócz tego podpisuję się na cudzych kartkach...obcy już jestem