Przedarł się chyłkiem obok nadzorcy,
Ukradł złociszy z sakwy poborcy.
Lecz, gdy we własne sidła się schwyta
Siebie samego łowca zapyta.
Co zrobić - z potrzaskiem słabości ?
Umrzeć bezczynnie w rzeczywistości
?
Powiew wolności co w nozdrzach świdruje
Tylko własną ofiarą kosztuje
Katarem prawdy za dnia wąchanej
Wieczorem zadumy w sobie spalanej
Martwa istoto, oni są wszędzie
Nie ruszaj tego i niech tak będzie;
Dziś, jutro, wczoraj na zawsze
Swej tajemnicy niech wrota zawrze.
LibertateDoxaFato