Karol Jachymek
-
Postów
17 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Karol Jachymek
-
-
Wyjechałem na wczasy z nauka języka,
żeby nabrać w życiu jakiejś nowej pasji.
No i całkowicie mi się udało.
Pierwszego dnia było cudownie
poznałem nowych ludzi,
świetnie nam się ze sobą rozmawiało.
Drugi dzień przyniósł nowe słowa,
mogliśmy komunikować się ze sobą
zdaniami o prostej konstrukcji.
Potem przyszedł chwilowy spadek formy,
ale to tak zawsze trzeciego dnia
(bo to tak zwany moment krytyczny).
A potem nabraliśmy takiej rutyny,
że bez sensu staje się opowiadanie,
co było dalej.0 -
Kiedy wycieczka poszła do muzeum (pojechała),
oglądała- oglądali, bo było w niej, wielu (w wycieczce)
arcyobrazy arcymistrzów (malarstwa muzealnego).
I takie one (te obrazy) piękne (dla wycieczki)
że każdy inny, i w innym kolorze (że się różniły),
że aż oczu nie mogli (bo takie piękne) oderwać.
I się tej wycieczce (od tych obrazów),
znaczy się tym w niej wielu (w wycieczce),
się im tak w głowie zakręciło (że każdy inny).
I trzeba było wzywać pogotowie (telefonem),
bo się ta wycieczka (w niej jeden na jednego)
na ziemię posypała (na muzealna podłogę).
I widać było, że z prowincji (ta wycieczka),
bo takiego hałasu narobili (przy posypaniu)
że się go (tego hałasu) opisać nie da (słowami).0 -
ale która z tych wróżb będzie prawdziwa?
Pozdrawiam
Karol Jachymek0 -
Wywróżyłem sobie, że będziesz taki jak ja,
że będziesz znał wszystkie moje intencje
a ja nie będę musiał pokazywać drogi,
bo po co pokazywać coś, co też jest twoje.
Więc można powiedzieć, że dobra wróżba.
teraz tylko muszę wywróżyć,
kiedy się spełni.
Ale skoro ta pierwsza pozytywna,
to znaczy, że mam szczęście
i ta druga na pewno szczęśliwa.
No chyba że prawdą się okaże,
że los sprzyja tylko debiutantom.0 -
a żeby Pan wiedział
bo to takie me bulimiczne przemyślenia,
cieszę się, że ktoś w końcu odnalazł jedną z interpretacji.
Pozdrawiam
Karol Jachymek
(chociaż nie musiał już pan rymów- one już nie gwarantują poezji)0 -
chyba nie tylko na moim
Pozdrawiam
Karol Jachymek0 -
ach zapomniałem...
o baranku ma Różewicz!
Pozdrawiam
i wedle życzeń
Karol Jachymek0 -
w samo sedno :))))))))))
wiersz o czymkolwiek prosz...
Coś mi klasnęło przed oczyma.
Nie wiem co
i to mnie mierzi.
Bo ja jestem realistą
i lubię wiedzieć,
co jest co.
I nawet gdyby to był duch
(to, co tak mi klasnęło),
to muszę to zbadać i sprawdzić.
A jeżeli się nie da,
to nie jest to duch
(to co tak mi klasnęło).
A na drugi raz
niech najpierw pomyśli,
zanim klaśnie (to, co tak mi klasnęło).
Bo jak czegoś nie ma,
to nie musi dodawać mi jeszcze
powodów do zmartwień.
Pozdrawiam
Karol Jachymek0 -
no nie- już mimo wszystko, że jest to tekst, to mam całkowitą pewność, jakoś tego wymogów się trzyma! :p
Pozdrawiam0 -
Oj tam :P!!! Gdy uczyłem się pisać bezwzrokowo, jakoś też udało mi się zapomnieć o istnieniu tych wszystkich "eł", "eś"...
Zorientowałem się dopiero trochę później, że chyba udało mi się pominąć dosyć ważny, bądź jak kto woli istotny, szczegół ;)!!!
Pozdrawiam
Karol Jachymek
p.s.
Czy zauważyli Państwo me poświęcenie i używanie w tym komentarzu owych :P ???
A teraz- może zróbmy tak, jeżeli ktoś byłby naprawdę zainteresowany specyfiką mojej twórczości, proszę o kontakt, na pewno coś jeszcze zaprezentuję, bo jakoś też coś zaczynam czuć, że te moje utwory tak, powiem skromnie, odbiegają od powszechnie tu panujących.
Mój adres [email protected]
i jeszcze raz
Pozdrawiam0 -
Właśnie o to chodzi- rybny, niemetaforyczny, niepoetycki...
Czyżbyśmy się zaczynali rozumieć :> ??
Serdecznie pozdrawiam
Karol Jachymek0 -
Raczej nie radzę, bo jak ta gąbka wybadnie... :)))
Pozdrawiam równie serdecznie
Karol Jachymek0 -
Wiem! Niestety po wszystkim zdałem sobie sprawę, że tak troszkę przydługo (za co wszystkich ogromnie przepraszam). Ale cóż zrobić, gdy "teoretyczność" poniesie...
Pozdrawiam bardzo gorąco
i życzę miłego dnia [chociaż ja tak jakoś noc wolę :)]
Karol Jachymek
[sub]Tekst był edytowany przez Karol Jachymek dnia 22-06-2004 04:00.[/sub]0 -
Nalewałem sobie wody do wanny,
bo prysznica to ja nie lubię,
lepiej sobie tak w cieple posiedzieć.
I naszła mnie tak myśl,
jak to potrafią nachodzić,
kiedy się myjesz lub co innego.
To zdarzyło się tak nagle,
że gąbka wypadła mi z ręki,
a ja tego nawet nie zauważyłem.
I taki zamyślony
mydliłem się dalej
pustą ręką- aż wstyd.0 -
Witam,
że tak nagle i jakby... po prostu nagle się pojawię, bez większego dookreślania mojej osoby. Jednak pragnąłbym wytłumaczyć (przecież na stronach znajduje się tylko jeden mój utwór)- nazwę to tak, istotę i właśnie niepoetyckość mojej poezji.
Nie robię tego z woli walki z kimkolwiek, ani z tak zwanego "samozarozumialstwa", ani nawet z chęci udowodnienia wszystkim jakim to ja jestem wspaniałym poeta, a Wy wszyscy się w ogóle nie znacie- bynajmniej. Bardzo proszę o krytykę- nawet nazywanie tych moich wierszy totalnym dnem, wszak nie pisze sie tylko dla siebie samego.
Jak już wspomniałem, nie będę przedstawiał własnej osoby, chociaz dopiero to dałoby pełny obraz i może jakąś część zrozumienia (osoby, które jakiś czas już mnie znają- dopiero zaczynają rozumieć mój specyficzny język, ba! nawet nie tylko pisany, dopiero zaczynają rozumieć nawet mój sposób mówienia).
Po wstępie, chyba jednak odrobinę przy długim, ale cóż zrobić, gdy słowa się cisną... No dobrze więc, meritum...
Sam moją twórczość nazywam poezja prozatorską zaimkowo-spójnikową (no tak- już własny gatunek wymyślił- można sobie pomyśleć). Jednak już wyjaśniam tę jakby nomenklaturę. To, co piszę, z założenia musi być jak najbardziej proste, "nieanalizowalne". Ma to być jedynie swoistego rodzaju szkic mocno operujący symbolem jakoby w najścislejszym znaczeniu tego słowa, w uniwersalnym znaczeniu. Nie archetypicznym nawet. I właśnie tutaj pojawia sie ten element zaimkwo- spójnikowy (w ten sposob okreslam moja stylizacje na jezyk mowiony, bo ja sam naduzywam tych srodkow- co zreszta chyba widac, nie powiem nigdy mowię, zawsze jest- ja mowie, ponoc charakterystyczne dla ludzi ze sklonnosciami samobojczymi). Utwór musi dac sie czytac, musi plynac i przypominac ludzka mowe, musi byc melodyjny, majacy swoj niemetryczny, nieteoretyczno-literacki rytm. Co wiecej, prze swa ogolnikowosc, paradoksalnie ma kierowac mysli do konkretnego znaczenia- tylko pojawia sie problem, ktore z tych znaczen mozna uwazac za najkonkretniejsze- moje, czy czytelnika. Więcej- prozaicznosc, ba! wrecz prozatorskosc, zeby wiersz stal sie jeszcze bardziej oczywisty, bo czyz metafora nie jest tylko kolejnym synonimem juz istniejacego znaczenia i czyz przez swa powierzchowna tajemniczosc nei jest tylko dookresleniem pewnego zamiaru, wiec tym samym pozbawiona jest wileu znaczen- te mozliwosc daje notomiast symbol, a czyz symbolem nie moze byc wszystko?
Wiersz ma kierowac mysli w pewnym kierunky, ale nie zaganiac ich "pod sam plot"- mysli musza miec przestrzen. Klimat wiersza ma naklaniac do pewnej drogi,a le jej nie narzucac- z takiego wychodze zalozenia.
Cos zaczyna mi sie wydawać, ze jeszcze bardziej zagmatwalem sprawe- ale jakby byly jakies pytania, chetnie opowiem. Wiem, ze moje zalozenia wydaja sie jakby odbiegajace od istoty poezji, ale czy w ogole w przypadku poezji mozna mowic o jej istocie?
Oj nie- zbyt duzo stawiam tych pytan. Czas z tym skonczyc?
Dziękuję, za wszystkie słowa, które będą i te, które sie juz pojawily. Jestem za nie naprawdę bardzo wdzieczny- nawet za te bardzo, bardzo zle, bo nic tak nie mobilizuje do poprawy jak wlasnie ostra krytyka. Nie obraze się za nic- rowniez uprzedzę.
Potrzebuję mobilizacji, by dobrze robić to, co kocham.
Jeszcze raz (nie za duzo tego) dziękuję!
Pozdrawiam,
Karol Jachymek0 -
Gdy zbliżają się święta,
wszystkie śledzie zaczynają drżeć.
Bo to już tradycja,
że mój ojciec robi je w occie.
I nigdzie takich nie kupisz.
W żadnym sklepie.
I dlatego te śledzie
tak świąt nie lubią.
Dzisiaj już po,
ale śledzie zostały
i żeby się nie marnowało,
postanowiłem jednego zjeść.
Ale na jednym się nie skończyło.
Takie pyszne.0
poemat o mięsie
w Wiersze gotowe
Opublikowano
W całym mieście pachnie świeżym mięsem,
ledwo co ubitym i nawet jeszcze nie sprawionym,
bo festyn z udziałem samego Burmistrza,
ma się odbyć przecież dopiero za kilka dni.
Więc, żeby wszystko miało ręce i nogi, raz w cyklu
cały cech rzeźników na tydzień przed festynem,
ustala, że wszystkie gospodarstwa złożą ofiarę-
z każdego zostanie zabite po jednej świni.
Wszystko inne zostaje ułaskawione,
ale wyłącznie dlatego- że jak to sam Burmistrz mawia-
nie ma nic lepszego, nad dobrze usmażony
kotlet schabowy i peklowany boczuś.
Bo gdyby sam Burmistrz okazał się smakoszem,
dajmy- mięciuteńkich wołowych bitek,
to wtedy ciężar rzeźnickich toporów,
oparłby się o zupełnie inny sens szyi.
Ale w całej opowieści, aspekt ten
staje się akurat najmniej ważny,
gdyż sedno sprawy ma wyłącznie dotyczyć-
istoty odbywania się festynu sensus stricte.
Więc dywagacje na temat, co lubi a czego nie,
sam Burmistrz, co to festyn ma być z jego udziałem,
okazują się być zupełnie zbędne i niepotrzebne,
do zrozumienia całej zaistniałej głębi problemu.
Wróćmy lepiej do momentu, w którym po raz pierwszy
w utworze pojawia się opis zapachu świeżo ubitego mięsa
i to w dodatku tłuściuteńkiej wieprzowiny, gdyż ten artystyczny zabieg
doskonale pomaga w wyobrażeniu sobie ówczesnej charakterystyki miasta.
Jak już zostało wspomniane, ilością ubitej trzody
rozporządza cech, który tworzy nieformalny,
ale wyjątkowo ważny organ sankcjonujący wszystkie
prawa i normy tego wyjątkowo małego mikroregionu.
Więc kiedy wokół zaczyna pachnieć świeżo upuszczaną krwią
i z każdego gospodarstwa ubywa po jednej świni- zgodnie z
rozporządzeniem cechu, oczywistym staje się fakt,
że wielkimi krokami zbliża się festyn z udziałem samego Burmistrza.
Podsumowując- istotą odbywania się w powtarzalnym cyklu festynu
z udziałem samego Burmistrza jest różnica pomiędzy
samym Burmistrzem a wszystkimi gospodarstwami mikroregionu
minus jedna świnia z każdego, zgodnie z rozporządzeniem cechu.