Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

pan moczygęba

Użytkownicy
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez pan moczygęba

  1. idę owionięty nocą, w dymiący mrozem splendor, szarfy ze świateł idą w tysiące już, w miliony, a księżyc (prześcieradło z niego zwisa) wyświetla film o duchach: śnieżna kula, niebo w lutym, płomienny fiolet, rozbita warga, złoty kielich. słucham muzyki w nocy i jestem nabuzowany. tylko chodnik istnieje, jak skórka owocu z rozpiętymi na niej w jasności porami, widzianymi w sterylnym powietrzu z drobinkami mgły i dotkliwość tej skórki sprawia mi słodki ból i chcę jej dotknąć językiem lub przekłuć paznokciem, ale czuję ucisk w prostacie i nie dosięgam. nie mam prawa tego słyszeć, ale za mną już biegnie jak przeznaczenie człowiek, który nokautuje mnie czymś twardym i z zaciśniętymi skroniami upadam z pluskiem w kałużę i jest mi błogo i dobrze; pełne wargi mi pulsują, wystawiam język i tak smaczno mi. muzyka gra, jestem wdzięczny i gitary z przesterami jak promienie księżyca informują mnie o niesłuszności mojego zachowania, bo grają elektronicznie, rozpaczliwie, w sytuacji bez wyjścia; nadchodzi najlepsze: w białym mroku odpuszcza mnie myśl. na bardzo krótko, ale to jest stan, którego oczekiwałem tak wyraźnie, którego pożądałem tak dotkliwie. pływam z zupie mlecznej. dzwoni mi w uszach, chciałbym, żeby ktoś położył mi teraz na języku błyszczącą mandarynkę.
  2. idę owionięty nocą, w dymiący mrozem splendor, szarfy ze świateł idą w tysiące już, w miliony, a księżyc (prześcieradło z niego zwisa) wyświetla film o duchach: śnieżna kula, niebo w lutym, płomienny fiolet, rozbita warga, złoty kielich. słucham muzyki w nocy i jestem nabuzowany. tylko chodnik istnieje, jak skórka owocu z rozpiętymi na niej w jasności porami, widzianymi w sterylnym powietrzu z drobinkami mgły i dotkliwość tej skórki sprawia mi słodki ból i chcę jej dotknąć językiem lub przekłuć paznokciem, ale czuję ucisk w prostacie i nie dosięgam. nie mam prawa tego słyszeć, ale za mną już biegnie jak przeznaczenie człowiek, który nokautuje mnie czymś twardym i z zaciśniętymi skroniami upadam z pluskiem w kałużę i jest mi błogo i dobrze; pełne wargi mi pulsują, wystawiam język i tak smaczno mi. muzyka gra, jestem wdzięczny i gitary z przesterami jak promienie księżyca informują mnie o niesłuszności mojego zachowania, bo grają elektronicznie, rozpaczliwie, w sytuacji bez wyjścia; nadchodzi najlepsze: w białym mroku odpuszcza mnie myśl. na bardzo krótko, ale to jest stan, którego oczekiwałem tak wyraźnie, którego pożądałem tak dotkliwie. pływam z zupie mlecznej. dzwoni mi w uszach, chciałbym, żeby ktoś położył mi teraz na języku błyszczącą mandarynkę.
  3. dziękuję wszystkim Państwu za, nader pochlebne moim zdaniem, komentarze.
  4. doceniam pański trud włożony w komentarz i nadzieję żywię, iż czymś zdołam jeszcze w pana oczach zabłysnąć
  5. i ona mu powiedziała co ty z siebie robisz ty szmaciarzu alkoholiku całe życie pijesz jeszcze ci mało całe życie chwili nie było żeby spokój był jak ty wyglądasz podejdź do lustra sobie jak ty wyglądasz nie widzisz tego nie widzisz tej mordy zapitej całe życie myślałam że na starość przynajmniej spokój będzie przez chwile a przestań już tak to idź sobie do lustra spojrzyj jakie oczka cały czerwony śmierdzi od ciebie że rzygać sie chce patrzeć na ciebie nie mogę całe życie tak gdzie ty byś znalazł taką drugą głupią co by całe życie znosiła
  6. najbardziej lubię w snach kiedy wchodzę na powrót do mojego namiotu koloru ziemi i rozkładających się roślin którego płótno przykrywało nad naszymi głowami nocne granatowe niebo I ten nasz harcerski namiot taki mały się pamiętam pod tym niebem wydawał przecieraliśmy powieki ze zdumienia napełnieni blaskiem to igliwie nas przeszywało przeszywały nas liście jak szum krwi i my na tej polanie w środku lasu w środku kosmosu piliśmy te noc w kraju traw w kraju modrzewi
  7. najbardziej lubię w snach kiedy wchodzę na powrót do mojego namiotu koloru ziemi i rozkładających się roślin którego płótno przykrywało nad naszymi głowami nocne granatowe niebo I ten nasz harcerski namiot taki mały się pamiętam pod tym niebem wydawał przecieraliśmy powieki ze zdumienia napełnieni blaskiem to igliwie nas przeszywało przeszywały nas liście jak szum krwi i my na tej polanie w środku lasu w środku kosmosu piliśmy te noc w kraju traw w kraju modrzewi
×
×
  • Dodaj nową pozycję...