Przytłumiło się brzmienie mego wnętrza,
teraz jakby głęboki pomruk stąd wypływa.
Wsłuchując się w mą otchłań utrwalam się w racji,
że ta otchłań nic już nie skrywa.
Niepokojący dźwięk, którego nie da się w nuty przepisać,
ni to na inny instrument przedźwięczyć,
ciągnie się od światła do cienia
i powoli zaczyna mnie dręczyć.
I nikt nie posłucha dręczenia,
bo nikt nie lubi takiej ciszy,
w której krzyczą samotnicy,
bojący sami siebie się usłyszeć.
Lecz szukają się nawzajem monofonie,
samotnicy, pogłosy i brzmienia,
by uderzyć w bębny i szarpać struny,
łącząc się w pragnienia.
Wiem, że i do mnie przypłynie
głos twój w falach śpiewnych,
więc czekam w niskim tonie,
będąc swych przekonań pewnym.